Nocne eskapady
Czasami zastanawiałem się, jakim cudem
Dominika może być taka idealna. Taka niewinna…. W pewnym momencie
stwierdziłem, że to tylko pozory. Dlatego wcale się nie zdziwiłem, gdy prawda
wyszła na jaw.
Rzadko wychodziłem na miasto po północy,
ale tym razem zmusił mnie do tego Enzo. Tak, ten mały kociak… Dobra, już nie
taki mały, urosło mu się sporo i nauczył się skakać do klamek, dzięki czemu bez
problemu dostawał się do mojego pokoju, a potem wskakiwał na łóżko i perfidnie
budził, nie posiadając uczuć.
No, ale wracając do tematu – Enzo chciał
jeść. Ale nie chleba, nie zwykłą szynkę, nawet nie rybę. Zachciało mu się
suchej karmy, która akurat się skończyła. Nosił swoją miseczkę po każdym
pokoju. Konstancja zasnęła w książkach, więc żal było mi ją budzić. Mama pracowała
– dźwięk chodzącej maszyny skutecznie odstraszył mnie od otworzenia drzwi.
Dlatego ubrałem się, spojrzałem na kocura
spode łba i wyszedłem na dość ciepłą, jedną z ostatnich kwietniowych nocy.
Kiedy już wracałem z otwartego całą dobę
sklepu spożywczego, przechodziłem obok parku. Niosąc plastikową siatkę z trzema
pudełkami karmy (lepiej zrobić zapasy), słuchałem odgłosów nocy, gdy nagle
moich uszu dobiegł znajomy głos. Nie, to raczej nie był głos, a raczej jęki i
ciąganie nosem. Dobiegał z wnętrza parku, a na jednej z ławek, akurat tej
spowitej bardziej w mroku, siedział ktoś o długich, rudych włosach. Momentalnie
pomyślałem o Dominice i nogi same poniosły mnie w stronę drącej się jak siedem
nieszczęść postaci.
— Domi?
Rudy kłębek poruszył się, a po chwili
patrzyły na mnie przekrwione, załzawione oczy przyozdobione różowymi
soczewkami. Oczywiście, że to była Dominika! Dominika śmierdząca alkoholem.
— Rafał! — zapłakała, zarzucając mi ręce
na szyi. — Mój rycerzu, gdzie byłeś tak długo?
— Co tutaj robisz? — zapytałem, nie
zwracając uwagi na jej pijackie gadanie. —To nie jest miejsce ani pora dla
kogoś takiego jak ty.
— Kogoś takiego jak ja? — Odepchnęła
mnie. — Czy ty w ogóle cokolwiek o mnie wiesz? Nie. Więc nie oceniaj, jakbyś
znał mnie na wylot.
Jej oskarżający ton głosu i nieprzytomne
spojrzenie nie pasowały do siebie. Poza tym zaróżowiona, mokra twarz przybrała
tak żałosny wyraz, że po prostu nie chciałem na nią patrzeć.
— Domi, powiedz, o co chodzi. Powiedz mi,
jak jest — poprosiłem, siadając naprzeciw niej, na wyłożonej kostką ścieżce.
Pociągnęła niemrawo nosem, przetarła
twarz rękawem ciepłego swetra, a potem patrzyła na mnie tępo przez dłuższą
chwilę. Zdawało mi się, jakby spoglądała w moją duszę, a nie na zmęczoną twarz.
— No bo się umówiłam — powiedziała w
końcu, może trochę ze wstydem, ale język jej się plątał. — Jak przyszedł, to
był szarmancki, zaprosił mnie na kawę do jednej z tych dłużej otwartych
kawiarni. — Czknęła, a potem zamrugała kilka razy. — Ale zrobił to tylko po to,
by mnie do siebie przekonać. Gdy tylko wsiadłam do jego samochodu, wziął moją
rękę i… — Ukryła twarz w dłoniach. — Boże… Dlaczego za każdym razem myślę, że
będzie fajnie? Ze będzie dobrze? Że może nie zależy mu na seksie z nastolatką,
a na mnie jako na osobie? Jestem jak naiwne dziecko. Ale chcę być kochana.
Tylko nie przez mojego pieprzonego brata! Spaczył mi cały mój umysł, nie chcę
czuć się do niego przywiązana… Rafał, jak to jest, że nikt nie chce mnie
pokochać? Dlaczego Adam nie chce mnie pokochać? Dlaczego na mnie nawet nie
spojrzy? Nie chcę mu się narzucać, więc nic nie robię. Ale… Ale… Rafał! — Znowu
zaczęła płakać. Przytuliłem ją, dziękując sobie, że jednak wziąłem ciemną
bluzę, inaczej skończyłbym z plamami po tuszu do rzęs. — Dlaczego faceci są
tacy ślepi.
— Nie wiem, Domi, nie mam pojęcia. Sam
jestem facetem i nie mam pojęcia, jak mam się pozbyć swojej ślepoty.
— Ty nie jesteś jak oni wszyscy, jesteś
inny, lepszy. — Otarła się policzkiem. — Ej, Rafał, znajdź mi kogoś, kto mnie
pokocha, dobrze?
— Nie obiecuję, ale się postaram. W
porządku? — Odsunąłem ją na długość rąk.
— Dobrze, dziękuję. Kocham cię, wiesz? —
Uśmiechnęła się.
— Wiem, ja ciebie też. Dasz radę dojść do
domu?
Zmrużyła oczy, a następnie pokręciła
głową.
— Niby bym mogła, ale się troszeczkę
boję. Odprowadzisz mnie? — Zamrugała słodko, nieświadoma, że przecież na mnie
to nie zadziała.
— Wstawaj.
Wziąłem chwiejącą się Dominikę pod rękę i
powoli ruszyliśmy w stronę jej domu.
***
Dominika otworzyła drzwi kluczem wyjętym
z buta. Stwierdziłem, że to dość dobra kryjówka, zwłaszcza wtedy, gdy nie chce
się wchodzić do środka. Miałem dość jej wycia do księżyca powolnych kawałków.
Kiedy jednak przekroczyła próg domu, zamilkła jak zaklęta.
Wszędzie panowała cisza. Światła na
parterze były zgaszone, więc rudowłosa wymacała włącznik. lampy rozbłysły białym
światłem, aż zamrugałem.
Pomogłem jej wdrapać się na górę, do
pokoju. Ułożyłem Biblioteczną Zjawę w łóżku, powyjmowałem wszystkie spinki z
włosów i zostawiłem, wcześniej nakrywszy kołdrą.
Nie chciałem wchodzić do Tomka. Nie
miałem ochoty już go oglądać, ale musiałem z nim porozmawiać. Grał ze
słuchawkami na uszach, więc nawet się zorientował, gdy wszedłem do pokoju.
Zapaliłem światło i wtedy zerwał się od komputera jak oparzony. Odwrócił się
powoli, pewien zobaczyć w drzwiach Dominikę, więc ściągnął brwi, widząc moją
błękitną czuprynę.
Nie wydawał się szczęśliwy na mój widok.
Nie to, żebym i ja się cieszył, oglądając jego parszywą twarz. Jego podkrążone,
brązowe oczy patrzyły ze znużeniem. Westchnął ciężko, rozluźniając ramiona.
Przetarł twarz dłońmi, a potem ziewnął.
— Czego chcesz? — zapytał niemiło.
— Pogadać.
— Akurat. Będziesz mi pieprzył
moralnościowe gadki — prychnął. Podjechał na wózku do łóżka i własnymi siłami
poradził sobie z przejściem. Nie spojrzał podczas tej czynności na mnie ani
razu. — Wiesz, co jest najgorsze, gdy nie masz władzy w nogach? — zapytał. — Że
ciężko mi będzie kogokolwiek bzyknąć. Wiesz, seks z kaleką nie jest tak
ekscytujący jak z kimś zdrowym.
— I dlaczego to mówisz właśnie mi? —
Uniosłem brew.
— Bo jesteś facetem, masz takie same
potrzeby jak ja. Chociaż z tego co wiem, wolisz pieprzyć facetów. Ale mi to bez
różnicy. — Wzruszył ramionami.
— Nie pieprzę facetów.
— A co z nimi robisz? — Ułożył się
wygodnie na stosie poduszek. — Głodny jestem, odkąd Dominika wyszła, nic nie
jadłem. Przyniesiesz mi coś z kuchni?
— Co?
— Zrób mi kanapkę z dżemem. Dzięki.
Może i byłem głupi, ale wiedziałem, że
chłopak został zamknięty na górze i nie mógł sobie sam w chwili obecnej zrobić
nic do jedzenia. Trwały prace nad małą kuchnią na piętrze, z której mógłby
korzystać, ale i do tego nadal było daleko.
Kiedy Dominika była w szkole, Tomek mieszkał
na dole. Przesiadywał głównie w salonie, grając na konsoli. Kiedy jego siostra
wracała, pomagała mu wejść, a raczej wdrapać się na górę, bo chłopak miał dość
ciszy. Wtedy zamykał się u siebie. Ale kiedy Dominiki brakowało, nic nie mógł
zrobić.
Wróciłem z talerzem kanapek,
przypuszczając, że Biblioteczna Zjawa na długo zostawiła go samego. Od razu
wziął się za jedzenie.
— Kiedy wróci wasza mama? — zagaiłem,
siadając na kręconym fotelu.
— Kiedy jej się zechce, taka prawda.
Ostatnio widzę ją tu raz w tygodniu. Przychodzi nad ranem, drzemie godzinę i
znowu wychodzi. Zresztą, może mnie pocałować w dupę, nie potrzebuję jej.
Tak naprawdę sądził inaczej, widziałem to
w jego oczach. Wolałem jednak milczeć.
Poznałem nieco Tomka. Był bardzo
rozmowny, chociaż czasami zdawało się, że ma cię dość i lepiej, by było, gdybyś
zniknął. Tak naprawdę bardzo potrzebował kogoś, kto go wysłucha. A ja nadawałem
się do tego najlepiej. Kiedy na początku nieco mu pomagałem, potrafił cały czas
mówić i mówić. Dowiedziałem się o nim prawdopodobnie więcej niż ktokolwiek
inny.
— Trochę mi tylko szkoda, że Dominika tak
oschle mnie traktuje — mruknął niezadowolony.
— Dziwisz się jej? —Pokręciłem głową. —
Kazirodztwo najwyraźniej ją nie kręci.
— Nie, wcale jej się nie dziwię — uciął
ostro. — Po prostu… No wiesz, jak to jest być nieszczęśliwie zakochanym. Smutno
ci trochę.
— Pewnie tak. Chciałem poprosić, byś
dawał mi znak, kiedy Dominka wychodzi z domu. Dzisiaj znalazłem ją zapłakaną i
nietrzeźwą w parku. A jest środek nocy! W końcu się jej krzywda stanie.
— Wychodzi tak co najmniej dwa razy w
tygodniu i nic jej nie jest. Wraca, kładzie się spać, a potem o godzinie
siódmej widzę ją w drzwiach ze śniadaniem, jak gdyby nic się nie stało.
Myślisz, że mi to się miło patrzy na to, jak moja siostra cierpi? Ale ona nie
słucha nikogo, bo przecież wszyscy wokół to idioci. — Westchnął. — Ale jasne,
napiszę ci, kiedy wyjdzie. Może dasz radę ją przypilnować.
— Dzięki, Tomek. — Podniosłem się i
skierowałem do wyjścia, lecz przyszła mi do głowy pewna myśl. — A, i seks z
kaleką wcale nie musi być taki zły. Liczy się uczucie, tak myślę. Więc jak ktoś
będzie cię kochał, będzie wam dobrze.
I wyszedłem.
Tak sobie pomyślałem, że nie chcę już
więcej być samotny. Że bliskość drugiej osoby jest fajna i bardzo wiele mi
daje. Dotarło do mnie, że Karol zniknie, że zostało mi bardzo mało czasu i
muszę się nim nacieszyć. A potem żyć sam albo znaleźć kogoś, kim będę mógł się
opiekować, aby odwdzięczyć się światu za to, co zrobił dla mnie Rycerz.
***
— Boże, synu, czy ty wiesz, która jest
godzina? — Mama przycisnęła mnie do piersi. Oddychała szybko przez
zdenerwowanie. — Zabieraj ze sobą telefon!
— Poszedłem po karmę dla Enzo —
odpowiedziałem spokojnie, podnosząc do góry siatkę z zakupami.
— Nigdy więcej mnie tak nie strasz.
Fajnie mieć mamę, która się o ciebie
martwi.
Czesć, kochani! Jak zawsze dodaję rozdział po nie wiadomo jakiej przerwie, ale ja wciąż o Przyjaciołach pamiętam. Co prawda powoli dobiegają końca, ale i tak nigdy nie zapomnę tych bohaterów, są w końcu częścią mnie. <3
Co myślicie o nowym szablonie? Mnie się podoba, jest delikatny, ułożony i taki spokojny ;^; Dobra, jest późno, spadam więc i wam również życzę dobranoc/miłego dnia/łotewer. C:
nie zrozumiałam do konca pocżątku, co własciwie mialo to niespodziewane wyzwanie na temat ssania języka Karola do całej reszrty... jakos za bardzo nic. podobało mi się za to że Dominika otworzyła się przed Rafalem. Wydawała się taka pewna siebie, niezależna, ale jak każdy - czegoś się boi. Cieszę się, że Rafał wie i pewnie pomoże jej sama tego świadomość. Mam nadzieję, że ograniczy te eskpaady, bo kiedyś mogą się źle skonczyć. Aż dziwne, że Tomek do nich podchodzi tak beztrosko, choc to moze być tylko poza... Boże, to koszmarne, ze kocha własna siostrę... Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy i zapraszam na nowość do mnie na zapiski-condawiramurs.
OdpowiedzUsuńTak, początek brzmiał źle i tak jakby wyjęty z dupy, bo na samym początku rozdział miał być zupełnie inny i kręcić się wokół Karola. xD Ale cóż, nie wyszło, bo postanowiłam pokazać troszeczkę Dominiki. c:
UsuńTak, Tomek jest specyficznym stworzeniem, ale i tak mi go trochę szkoda. No bo w sumie chłopak nic złego nie zrobił. :|
Fajniy rozdział. Nie ma błędów (na które i tak ja nie zwracam uwagi, jeśli nie ,,biją" po oczach) i jakiś większych uwag z mojej strony.
OdpowiedzUsuńPs. Serdecznie chciałbym Cię zaprosić na mojego bloga: zpk13.blogspot.com
Mam nadzieje, że wpadniesz, poczytasz i skomentujesz.
Weny!!! :)
Jprdl zobacz co tam sie wyrabia, szok normalnie!!!
OdpowiedzUsuńhttp://karny-kaktus.blogspot.com/2016/01/ocenki-katalozku-euforia-gowno.html
Będzie jakaś scena +18 ?XDDD (tryb yaoisty włączony)
OdpowiedzUsuńHahaha, nie, w tym opowiadaniu raczej nie. xD Ale w Stukocie Strun? Kto wie, kto wie~~
UsuńA ja wciąż jestem załamana tym, że jeszcze chwila i to opowiadanie się skończy uwu Chyba potrzebuję więcej Rafała i Karola. Chcę popatrzeć na ich miłość ._.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co mogę napisać o tym rozdziale. Więc może pozostawię go bez komentarza? Wybacz za to.
No, czekam z niecierpliwością (i jednocześnie z bólem) na kolejny rozdział. Weny, Kranie uwu
Przyjaciele się skończą, ale myślę, że nowi bohaterowie również przypadną Ci do gustu. c:
Usuń