Rafał za każdym razem patrzył na Szymona
tak samo, jak gdy byli młodzi. Trzydziestoletni wówczas mężczyzna, który
stracił wzrok przed laty, wciąż nosił grzywkę na oku, rzucał upierdliwe teksty
i uśmiechał się jak nastolatek. I chyba właśnie za to pokochał go Rafał, który
się nie zmieniał.
—
Chcesz herbaty? — zapytał niebieskowłosy, całując Szymka w policzek. W
odpowiedzi otrzymał muśnięcie palcami po policzku.
—
Kawy. Słabo dzisiaj spałem — odpowiedział.
Zwyczajna
środa, podczas której każdy z nas szykował się do pracy. Mimo ślepoty Szymon
został nauczycielem i uczył polskiego w prywatnej szkole. Nieźle sobie radził
jak na kogoś, kto prawie się poddał. Dzieciaki go uwielbiały, a jemu dawało to
mnóstwo satysfakcji.
Rafał
zaś zaczął pisać i pracował jako edytor w wydawnictwie, w którym sam wydawał
powieści. Pozwalało mu to zostawać w domu, więc mógł w każdej chwili odebrać
Szymona czy po prostu przy nim być, aby pomagać niewidomemu w codziennym życiu.
—
Ile masz dziś godzin? — zapytał Rafał, stawiając przed Szymonem kubek z
parującą kawą. Mężczyzna chwycił go powoli, po czym uniósł do ust i upił spory
łyk.
—
Cztery — odparł, po czym dmuchnął delikatnie w ciepły napój. — Jakieś plany na
dzisiaj?
—
Muszę zrobić zakupy, bo lodówka zaczyna świecić pustkami. — Niebieskowłosy
oparł się o kredens, po czym westchnął. Nie przepadał za zakupami i robił to
tak rzadko, jak było to możliwe, nie licząc codziennych wypadów do piekarni po
świeży chleb. — Chcesz coś specjalnego?
—
Nie, niczego nie potrzebuję. Chociaż… — Szymek podrapał się w brodę. — Serki
waniliowe. Mam ochotę na serki waniliowe.
—
W porządku, nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko, kangurku.
Rafał
nie pamiętał, jak to się stało, że zostali parą. To było tak dawno temu… Mimo
to wiedział, że to dzięki Szymonowi jest teraz tym, kim jest. To on namawiał go
do rozpoczęcia pisania, to on pilnował, aby w wyznaczonych przez siebie
godzinach skupiał się na stukaniu w klawiaturę, a nie nad zastanawianiem się,
czy kolor firanek na pewno pasuje do koloru ścian. I to dzięki Szymonowi wiodło
się im tak, jak teraz.
—
Dobra, możemy się zbierać — oznajmił były koszykarz, podnosząc się z krzesła.
Zrobił to bardzo zwinnie i powoli zaniósł pusty kubek do zlewu.
~~||~~
Karol
obudził się jak zawsze o szóstej czterdzieści osiem. Nie potrzebował już nawet budzika,
otwierał oczy te cholerne dwie minuty wcześniej i czekał, aż zadzwoni, aby
szybko go wyłączyć. Nie chciał obudzić reszty domowników.
Podniósł
się leniwie z łóżka, zerkając za okno. Piękny, letni dzień. Słońce świeciło
zacięcie, chcąc wykurzyć wszystkich z domów, choć w rzeczywistości dawało to
odmienny efekt. Ciemnowłosy przeciągnął się jak mały kociak, po czym powoli
powędrował do kuchni.
Wciąż
zaspany, nie wiedząc, co się dzieje, nastawił wodę na herbatę. Uważał herbatę
za napar bogów i nie wyobrażał sobie bez niej poranka. Za każdym razem wypijał
jej pół litrowy kubek. Cóż z tego, że biegał po tym sikać dwa razy więcej niż
normalny człowiek? Dla niego liczył się fakt, iż jednak wypił herbatkę.
Pogrzebał
w lodówce, wyjął jakieś mięso, ser i pomidory. Trochę się pokręcił w
poszukiwaniu bułek, ale w końcu jego palce natrafiły na chlebak. Niemal na
ślepo pokroił pieczywo i zrobił sobie śniadanie. Ale Karol już tak miał, a mimo
wszystko nigdy nie zrobił sobie krzywdy.
—
Braciszku! — Izabela, jego siedmioletnia siostra, pojawiła się w kuchni i
przyczepiła do nogi niczym rzep do psiego ogona. I nie, nie chciała puścić. — Zrobisz
mi też?
—
Mama ci zrobi — odparł, próbując się uwolnić od małej, ale ta nie dawała za
wygraną i, trzymając jeszcze mocniej, zaczęła nawijać „proszę”. — Nie mam
czasu, śpieszę się do szkoły.
—
Ale dzisiaj jest sobota, Karol. Koniec roku szkolnego był wczoraj.
Koniec
roku szkolnego był wczoraj.
Koniec roku szkolnego był
wczoraj.
K
o n i e c r o k u s z k o l n e g o b y ł w c z o r a j.
Karol
przetarł oczy i w samej piżamie wybiegł na dwór, pokonując cztery piętra w dół.
Zdążył tylko założyć klapki, na szczęście, gdyż biegł przez zroszony trawnik.
Gdy
tylko zobaczył niebieską czuprynę, zatrzymał się i wstrzymał oddech. Powoli, z
drżącymi rękami, zbliżył się do Rafała Zawadzkiego i staną przed nim tak, jak
wyszedł z łóżka: w piżamie, z nieuczesanymi włosami, w okularach zsuwających
się z nosa. Wypuścił wstrzymywane powietrze i wtedy też siedzący zawsze w tym
samym miejscu chłopak przeniósł na niego wzrok.
Szare,
nieprzeniknione oczy Rafała uśmiechały się, czekając. A Karol nie wiedział, co
powiedzieć. Czuł się głupio. Zaledwie kilka godzin temu w przeszłości kochał
się z dziewiętnastoletnim Rafałkiem, a teraz… Teraz stał naprzeciw kogoś, kto
miał za sobą mnóstwo chwil gorszych i lepszych, kto przeżył ponad sto lat. I
trochę bał się, że palnie jakieś głupstwo, że zrazi go do siebie, że Rafał
pomyśli, iż jednak zadał się z dzieciakiem.
Zacisnął
dłonie w pięści i odetchnął głęboko.
—
Dzień dobry, panie Rafale — zaczął, siadając tuż obok niego. Niebieskowłosy
odwrócił głowę w jego stronę, cały czas przyglądając się jego twarzy. Nie
odezwał się jednak słowem. — Wie pan co, ostatnio zdarzyło się tyle dziwnych
rzeczy… — Karol pokręcił głową.
Czyli
jednak się nie udało? Rafał go nie pamiętał? A miał taką nadzieję… Myślał, że może spędzi z nim szczęśliwie
resztę życia.
—
Co jest takiego pięknego w tym niebie, że tak na nie patrzysz, co? — Karol już
nie mógł wytrzymać. Zwracanie się do niego „pan” stało się męczące. — Tylko
patrzysz i patrzysz. Więc, Rafał, co w nim widzisz?
—
Swoją przeszłość. — Karol myślał, że się przesłyszał. Aż podsunął wyżej
okulary, aby dokładniej widzieć uśmiech niebieskowłosego chłopca, który
szczerzył właśnie zęby. — Przeszłość, w której byłeś, mój Rycerzu.
~~||~~
Kropelki
odbijały się od szyb. Rafał leżał na łóżku, czytając kolejną książkę, o której
wcześniej nie słyszał. Popijał herbatę, a Karol po raz wtóry wpatrywał się w
okno. Teraz to on coraz częściej przyglądał się niebu.
—
Ej, pamiętasz, jak się poznaliśmy? Padał deszcz, tak jak dziś — zagadał.
—
Nie mógłbym zapomnieć, uratowała mnie w końcu twoja parasolka. — Rafał uniósł
kąciki i ust i spojrzał na swojego drugiego męża.
—
A opowiesz mi jeszcze raz naszą historię? — Szatyn natychmiast znalazł się obok
czytającego i spojrzał na niego wzrokiem zbitego psa.
—
Znowu? Nie znudziła ci się jeszcze?
—
Jeśli to ty byś opowiadał, mógłbym słuchać nawet o życiu glonów — zarzekł się.
—
Akurat. — Rafał przewrócił oczami. — Zresztą, nie przesadzaj. Jesteś równie
dobrym bajkopisarzem co ja.
—
No proszę! Błagam! — Niemal zapłakał, co Rafała doprowadziło do chichotu. — No
co… Uwielbiam to, jak wspominasz chwilę zakochania.
—
Ohohoho, nie wierzę! Kiedy stałeś się taki sentymentalny?
—
W chwili, kiedy okazało się, że mnie pamiętasz… — Teraz Karol wydawał się
zawstydzony. Odwrócił wzrok, jednakże Rafał delikatnie przysunął chłopca w
swoją stronę.
—
Ale to twoja zasługa, kochanie. Powinieneś postrzegać siebie jako bohatera.
—
Marny ze mnie bohater — mruknął.
—
Nauczyłeś mnie, jak się bać, jak się śmiać, jak kochać. — Niebieskowłosy
delikatnie pogładził Karola po policzku. — Jeżeli to nie bohaterstwo, to nie
wiem, jak mógłbyś udowodnić swoją wielkość, Rycerzu.
—
No dobra, niech ci będzie, że jestem bohaterem — burknął, machając lekceważąco ręką.
— Ale masz mi opowiedzieć bajkę o nas!
Rafał
przybrał sceptyczną minę i patrzył na szatyna jak na upierdliwego dzieciaka.
Jednak ten nie dawał za wygraną.
—
Rafał, no proszę. Ostatni raz…
—
Ostatni. — Niebieskowłosy uniósł palec, aby podkreślić moc wypowiedzi. — To
zbyt długa historia, aby opowiadać ją tak często.
Karol
ułożył się wygonie, to znaczy na kolanach Rafała, a potem wlepił swoje złote
oczy w twarz osoby, którą pokochał za wszystko, za co można pokochać człowieka.
—
Czekaj, jak to było? — Rafał podrapał się w tył głowy. — A! Choć lśniące w
blasku ulicznych latarni krople spadały i z cichym, samotnym kapnięciem
uderzały o asfalt, dzień nie był smutny…
A więc, tak kończy się przygoda z „Przyjaciółmi”. Pisząc tę notatkę, mam łzy w oczach i jestem bliska płaczu, ponieważ udało mi się skończyć kolejną historię. Nie jest ona najlepsza, ma mnóstwo niedociągnięć i niewyjaśnionych wątków, ale uwielbiam bohaterów. Każdy z nich jest dziwny na swój własny sposób – Karol to uparty ekstrawertyk, Rafał z początku to zimna, niedostępna sucz, ale potem przeistacza się w pięknego motylka, Little Monsters to osobna historia, bo tych dziewczyn nie da się ogarnąć, Dominika jest niestabilna psychicznie, a Tomek to ukryty gej, tylko nie chce się przyznać.
Zdradzę wam teraz pewną tajemnicę. Dawid zejdzie się z Dominiką, zaprosi ją w końcu na kawę. A Adam zaprzyjaźni się z Natalką, dzięki czemu znowu nauczy się szacunku do kobiet. Okaże się również, że pisze całkiem niezłe teksty. Konstancja? Kontie ma się dobrze, została zarządcą dużego banku i wiedzie jej się wyśmienicie. Doczekała się też trójki przecudownych dzieci.
„Przyjaciele” to dziwny twór, z którego mimo wszystkich jego wad jestem dumna. To prawie jak z dzieckiem. Kochamy je mimo wszystko. I dlatego też, choć wiem, że ta opowieść wymaga wielu poprawek, uwielbiam ją. Mam nadzieję, że Wy także.
Czy mogę poprosić o danie jakiegoś znaku życia, jeśli to przeczytał*ś? Proszę, bardzo proszę.
I dziękuję za bycie ze mną do końca!
No to gratulacje. Co na zostało zaczekać na nowe opowiadanie nie?:-)
OdpowiedzUsuńDzięki. c:
UsuńMam nadzieję, że SS będzie lepsze. xD
Rewelacyjne opowiadanie. Gratuluję wytrwałości i świetnych pomysłów, dzięki którym stworzyłaś tą niesamowitą historię. Pozdrawiam Lena i mam nadzieję do zobaczenia przy następnym opowiadaniu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Leno! c:
UsuńKolejne opowiadanie już niedługo. <3
A więc stało się. Jeżeli, Kranie, na Nobla zasłużysz, to opowiadanie nic innego Ci nie wróży (M. a.3 s.1)
OdpowiedzUsuńStało. Po ponad roku pisania...
UsuńNobla? Może kiedyś. Ktoś mógłby mi zrobić ładny art z kranem w czapce z cebuli albo coś, bardziej bym się ucieszyła. xd
Ja tam i tak chcę podbić serca czytelników Stukotem Strun. C:
Świetne zakończenie. Mozna kochać nie tylko jedna osobę, a to jest wlasnie dowód. Dla Rafała Karol był tym jedynym, ale mógł tez kochać Szymka i wierze, ze tak wlasnie było. Ciesze sie, ze żyli razem, póki mogli. Ciesze sie, ze kiedy nadszedł czas Rafał sie przebudził i znów żył ze swoim Rycerzem. Faktycznie, dużo pozostaje zagadka, cały wątek bliźniaków, ale wlasciwie tak jest dobrze, pozostawić pewne rzeczy w kwestii domysłów, to po prostu magia...głownie uczucia:). Smutno, ze to koniec, ale epilog naprawdę wspaniały. Czekam na kolejne opowiadanie z niecierpliwoscia. No i zapraszam na nowosc na zapiski-Condawiramurs na nowosc
OdpowiedzUsuńDziękuję, Con (mogę tak na Ciebie mówić?). Byłaś ze mną od bardzo, bardzo dawna. Dziękuję, że wiernie komentowałaś, bo to dawało mi jednak motywację, aby pisać dalej i w końcu skończyć Przyjaciół.
UsuńDziękuję. <3
Od pewnego momentu śledziłam to opowiadanie, tylko nie komentowałam bo... Tak jakoś wyszło :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się całe opowiadanie jak i epilog. Smutno mi trochę, że to już koniec, ale nic to, czekam na następne opowiadania :D
Nie spodziewałam się tego, że Rafał zwiąże się z Szymkiem, ale to bardzo fajne rozwiązanie. Przecież Rafał wiedział, że z Karolem będzie mógł się związać dopiero za x-lat, a przecież w tym czasie wcale nie musiał być nieszczęśliwy. Również zapewnił kangurkowi szczęśliwe życie więc nie mam zastrzeżeń. W ogóle bardzo polubiłam tego energicznego chłopaka (Szymka) więc cieszę się , że spędził życie z kimś takim jak Rafał.
Doszłam do wniosku, że gdyby Karol nie powiedział Rafałowi o tym, że w przyszłości widział go siedzącego na ławce, to ten by na tej ławce nie siedział. Byłby to taki paradoks podróży w czasie, ale nic to :P Bardzo fajny motyw, jak człowiek walczy o swoje szczęście, podoba mi się.
"Nauczyłeś mnie, jak się bać, jak się śmiać, jak kochać." Ten fragment trafia prosto w moje serce i uważam, że jest on kwintesencją całego tego opowiadania. Jak to jeden człowiek może mieć zbawienny wpływ na drugiego człowieka. Dziękuję.
Zapraszam również do siebie, może ci się spodoba? :3
Pozdrawiam i dużo weny przy następnym opowiadaniu życzę~
Dziękuję za tak piękne podsumowanie opowiadania! Gdy to przeczytałam, zrozumiałam, ze to rzeczywiście historia o tym, jaki wpływ mają na nas bliscy.
UsuńDziękuję. <3
Nie mogę uwierzyć, że to koniec. Te 4 godziny zleciały nie wiem kiedy ;-;
OdpowiedzUsuńPomysł na opowiadanie - świetny. Oryginalny, pomysłowy. Naprawdę świetnie to wymyśliłaś, to opowiadanie zapadnie w mojej pamięci.
Co do bohaterów:
Dominikę pokochałam jak własną siostrę. Tomka mam ochotę wykastrować, no ale okażę litość - niech sobie żyje.
Za LM trzymam kciuki, żeby wydały tą swoją wymarzoną płytę i odniosły ogrooomny sukces.
Szymon... do teraz wywołuje u mnie dziwne uczucia. Raz go lubię, raz nie.
Karol to nic dodać, nic ująć największy plus tego opowiadania. Takie chodzące, małe szczęście.
No i Rafałek. Podobało mi się jak opisywałaś powoli jego przemianę, jak w końcu zdobył przyjaciół, przełamał się i ugh. To było takie słodkie.
Sama zaczęłam niedawno prowadzić bloga, mam nadzieję, że będzie chociaż w połowie tak udany jak twój!
Cóż po tych czterech godzinach chyba czas zrobić sobie przerwę :'D
Ale wrócę!
Zapomniałam dodać coś o Konstancji... ale szczerze - średnio ją polubiłam. Była bo była. Jednak coś w środku kazało mi jeszcze ją dopisać, bądź co bądź była ważnym elementem opowiadania.
UsuńDobra mykam. Czas pisać własną gejozę :p
Czytałam komentarze od Ciebie, na jeden nawet odpowiedziałam. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, wiedząc, że nawet po roku "Przyjaciele" przypadają komuś do gustu. To opowiadanie jest średnie i nic nie mogę na to poradzić. Zgubiłam się w wątkach i w czasie, przez co wyszło trochę lipnie. Ale i tak lubię moich kochanych przyjaciół.
UsuńŻyczę Ci więc weny i motywacji - skoro mi udało się skończyć opowiadanie, Tobie też na pewno się uda! c: Będę trzymać kciuki, no i Cię odwiedzę w najbliższym czasie. .w.