Zazdrość
— Rozchmurz się. — Eliza dźgnęła
mnie palcem w policzek. Spojrzałem na nią kątem oka. — Przywołujesz śmieszki.
Ich chichot jest denerwujący.
Przetarłem oczy. Dochodziła
dziewiętnasta i oboje siedzieliśmy w pięknie przystrojonej sali gimnastycznej,
która – na czas dzisiejszego wieczoru – zamieniła się w parkiet. Zgadza się –
samorząd postanowił zorganizować ostatnią dyskotekę przed Wielkim Postem i
połączyć ją z walentynkami. Jako że pod koniec imprezy miały zostać rozdane
kartki, zjawiła się większa część szkoły. Obecność niemal stuprocentowa.
Karola nie było, nawet nie
wiedziałem dlaczego, a Konstancja i kazała mi wystroić się jak na wesele i przyjść,
aby wspierać Little Monsters podczas koncertu. Kiedy Konstancja coś mówi,
lepiej się dostosować. Nie wypełniłem jednak wszystkich poleceń, ponieważ
włożyłem zwykłą koszulkę z jakimś napisem oraz ulubione spodnie.
Wylądowałem w pomieszczeniu wypełnionym
ludźmi, smrodem potu i perfum. Od ścian odbijała się głośna, rockowa muzyka.
Tłum kiwał się niezgrabnie, pojedyncze dziewczyny podskakiwały, większość
chłopców podpierała ściany.
— Kiedy gracie? — zapytałem swoją
nową koleżankę.
Eliza przechyliła głowę, a jej
głęboko osadzone, szare, skryte w cieniu oczy błądziły po mojej twarzy.
— Za dwadzieścia minut — odparła. —
To dlatego nie ma Tusi i Gabrysi. Szykują sprzęt. Ja tylko śpiewam.
— Nie chcesz rozgrzać gardła? —
Zmarszczyłem brwi.
— Jeśli tak się martwisz, to
specjalnie dla ciebie mogę spróbować przekrzyczeć muzykę. — Jej głos był zimny
i beznamiętny.
Eliza czasami potrafiła przerazić,
ale właśnie to było w niej interesujące. Jej światy, to, jak patrzyła na ludzi,
wszystko. Choć patrzyła tak jak niegdyś ja, wszyscy wokół wiedzieli, jak bardzo
uczuciową jest dziewczyną. Wyrażała emocje na swój własny sposób. Piękny
sposób.
— W porządku, pójdę już. Muszę się
przebrać. — Eliza podniosła się, skłoniła i odeszła, palcami roztrzepując
ciemne włosy.
Kiedy punktualnie wpół do ósmej
żeński zespół pojawił się na hali, a chłopcy wnieśli sprzęt, wtoczyli się
uczniowie, którzy wcześniej nie dostosowali się do zasad i truli się za
ogrodzeniem używkami maści wszelakiej. Wszyscy jednak chcieli posłuchać Little
Monsters.
Dziewczyny na scenie nie
przypominały tych samych, całkiem grzecznych i ułożonych panienek z dobrymi
ocenami. Ciemne stroje składające się z pociętych rajstop, krótkich spódniczek
i luźnych bluzek. Little Monsters wyglądały naprawdę oszałamiająco i przed prowizoryczną
sceną zebrał się całkiem spory tłum.
Stanąłem pod ścianą.
— Tę piosenkę dedykuję mojemu
nowemu koledze, bo chodź ciągle jest uśmiechnięty, nie opuszczają go wredne
elfy – zapowiedziała Eliza, rozciągając pomalowane jaskrawoczerwoną szminką usta.
Wraz z pierwszym dźwiękiem
elektrycznej gitary poderwała się publiczność. Głos Elizy idealnie pasował do
rytmu szybkiej piosenki. Tekst, opowiadający o wydaniu pilnie strzeżonej
tajemnicy, wszystkich wprawił w stan dziwnego znużenia, nawet mnie. Był prawdziwy,
a jego scenariusz niektórzy znali aż za dobrze. Uczniowie rytmicznie
podskakiwali, kiwając się na boki.
Brakowało mi kogoś obok.
Mogłem podejść do Adama, który stał
przy oknie i wodził wzrokiem za Natalią. Mogłem pofatygować się do pokoju samorządu,
aby zjeść ciastko i napić się herbaty. Mogłem potańczyć razem z Dominiką.
Mogłem zrobić tyle ciekawych rzeczy! A jednak chciałem poczuć tylko dotyk
Karola na swoim biodrze.
Zaczynałem popadać w lekką
paranoję, znów czułem się samotny, choć miałem wokół tylu ludzi, którzy z
wielką chęcią poświęciliby mi kilka minut, gdybym o to poprosił. Ale nie.
Stałem jak kołek, znów użalając się nad sobą.
„Zostaniemy najlepszymi
przyjaciółmi na świecie!”
Więc dlaczego w tej chwili cię tu
nie ma?
Piosenka skończyła się i wszyscy
zaczęli klaskać. Dziewczyny zwróciły swoje oczy w moją stronę, a po chwili
zaczęły grać nowy kawałek. Balladę. Zmęczony po całym dniu, odurzony mieszaniną
zapachów, opuściłem salę gimnastyczną, kierując się ku szatniom.
Nigdy nie chciałem być
eksperymentem. Nigdy nie chciałem być idealny. Nigdy nie chciałem być obojętny.
Zimne, rześkie powietrze otuliło
mnie niczym kołderka. Śnieg zaczął się topić; idąc chodnikiem, brodziłem w
wodzie. Przemokły mi buty – zdałem sobie sprawę, że tym razem nie zostanę
uratowany przed przeziębieniem i wizytą u lekarza. Chociaż kontrola w Warszawie
i tak zbliżała się szybkimi krokami.
Lekarze zawsze sztucznie się
uśmiechają, pomyślałem, kierując się w stronę domu. Chcą cię pocieszyć,
choć nie widzą szczęśliwego zakończenia. Kłamią, choć powinni wiedzieć, jak
zatajenie prawdy wpłynie na pacjenta.
Wyjąłem telefon i włączyłem GG.
Ja
Czuję się pusty. Chyba mi smutno.
Avallon
Od kiedy wiesz, co znaczy być
smutnym?
Ja
Widzisz, ile się zmieniło? Ech.
Avallon
Dobra, musisz znaleźć sposób,
by wyjść z tego stanu. Co lubisz robić?
Ja
Grać w kosza, ale nie mogę iść na
boisko.
Avallon
Coś jeszcze?
Ja
Jeść ogórki.
Avallon
Bądź poważny!
Ja
Już, już. :) Sam nie wiem. Nigdy
nie musiałem się pocieszać.
Avallon
Zjedz lody. Pomagają na złamane
serce.
Ja
Nie mam złamanego serca!
Avallon
Okay, ale mimo wszystko kup lody.
Ja
W porządku.
Poszedłem do Biedronki, a tam
zastałem metrowe kolejki. Zresztą, jak zwykle. Wybrawszy pojemnik lodów
czekoladowych, stanąłem za starszą panią.
Konstancja,
uśmiechając się szeroko, obróciła się z kolorową parasolką wokół własnej osi.
Nie przeszkadzał jej wiosenny deszczyk – włożyła swoją ulubioną,
ciemnoniebieską spódniczkę i pantofelki. Mama patrzyła na nią roześmiana. A ja
jak zwykle stałem bez uśmiechu.
—
Rozchmurz się! — zawołała siostra, stając obok, by schronić moją głowę przed
deszczem.
—
Może nie widać, ale jest w porządku — odparłem, spoglądając w jej ciepłe, szare
oczy.
Choć
miała dopiero dziesięć lat, Konstancja wyglądała jak ziszczenie marzeń każdego
mężczyzny. To dlatego chłopcy w przedszkolu oglądali się za dziewczynką, dopóki
ta ich nie „sprała”. To ona stawała w mojej obronie i biła się niczym
zawodowiec, kiedy ktoś zaczynał mi dokuczać.
Mama
postanowiła wziąć nas na spacer, bym nie tkwił przed telewizorem, a Konstancja
przed komputerem – mała już wykazywała pierwsze objawy uzależnienia od gier i
rysowania brzydkich karykatur w paintcie.
Elwira
rozłożyła swoją zieloną parasolkę i ruszyła przodem, a my za nią. Kontie wciąż
próbowała mi wmówić, że jestem smutny, ale nawet nie rozumiałem, co ma na
myśli. Znaczy… Nie wiedziałem, czy rzeczywiście towarzyszy mi smutek, czy po
prostu znów pojawiła się obojętność, którą próbowali wyplenić lekarze.
Jasnozielona
trwała mokła w drobnym, kapuścianym deszczu. Mama zawsze mżawkę nazywała kapuśniaczkiem, choć
nie miało to większego sensu. Przyjęło się to jednak w naszym domu i zarówno
ja, jak i Konstancja, wołaliśmy na prawo i lewo kapuśniaczek, ilekroć z
nieba zaczynały spadać drobniutkie kropelki deszczu.
Szliśmy
powoli, a rodzicielka co rusz odwracała się, by spojrzeć na Konstancję robiącą
mi wykład na temat uśmiechu. Dziewczynka uwielbiała mówić, pouczać, rozkazywać,
rządzić się. Babcia nazywała ją małą dyktatorką. Kotnie zawsze musiała
dostać to, co chciała, zawsze musiała być w centrum uwagi, zawsze musiała być
najlepszą. Nie satysfakcjonowały ją wyróżnienia w konkursach, pochwały
skierowane do grupy. Pragnęła uwagi bardziej niż ktokolwiek inny, kogo znałem.
Ale mimo wszystko kochałem swoją siostrę. Może nie mocno i pewnie nie oddałbym
za nią życia, jednak to Kontie niejednokrotnie poprawiała mi humor. W końcu to
ona była moją jedyną towarzyszką zabaw.
Kiedy
znaleźliśmy się na placu zabaw, Konstancja od razu upuściła parasolkę prosto w
błoto i pognała w stronę mokrej huśtawki, na którą bez zastanowienia klapnęła.
Po zaledwie chwili bujała się, dotykając stopami gałązek drzewa wypuszczającego
pierwsze listki. Dziewczynka nie przejmowała się przemoczonym ubraniem,
przeziębieniem, katarem. Nie bała się nawet zniszczyć ulubionej spódniczki. Dla
niej liczyło się tu i teraz. Liczyło się to, że może się pohuśtać, że może się
pośmiać. To, co dopiero miało nadejść, obchodziło ją tyle co zeszłoroczny
śnieg.
—
Jeśli chcesz, idź się pobawić — powiedziała mama, zerkając na mnie swymi
troskliwymi, ciepłymi oczami. — Jeśli się przeziębisz, poleżysz tydzień w
łóżku. Albo na kanapie, jeśli wolisz.
Przyglądałem
się Elwirze tak, jakby powiedziała najgłupszą rzecz na świecie. W końcu byłem
dzieckiem, które co rusz zmuszano do badań. Już same myśli o wizycie u lekarza
wywoływały u mnie wstręt i chęć ucieczki. Śniła mi się pikająca aparatura,
wszędzie widziałem kitle.
Obiecałem
sobie, że nie umrę, a każde przeziębienie mogło się skończyć tragicznie. Bo
wciąż nie wiedziano, dlaczego jesteśmy normalni. Wciąż nie potrafiono
wytłumaczyć agresji Konstancji oraz mojej obojętności. Wciąż na nowo
rozpoczynano badania. Bez skutku. Plakietka Nieudane Eksperymenty przylgnęła
do nas już na zawsze. A ja wcale nie chciałem być nieudany.
Podniosłem
parasolkę, brudząc przy tym dłonie błotem, i skryłem się pod nią.
—
Zostanę tutaj — odpowiedziałem, stając bliżej niej.
—
W porządku.
Tak
działo się za każdym razem, gdy wychodziliśmy na rodzinne wycieczki. Konstancja
się bawiła, ja stałem i patrzyłem na jej uśmiech.
— Rafał?
Dominika pojawiła się tuż przede
mną, schylając się, by zrównać nasze twarze.
— Przemokłeś! — powiedziała zatroskana,
a potem jej wzrok padł na pusty pojemnik po lodach. — Co ty tutaj robisz?
— Zwalczam smutek — odparłem,
patrząc w ciepłe oczy przyjaciółki.
— No chyba sobie żartujesz. —
Przewróciła oczami i wyprostowała się. — Wstawaj, zaraz pokażę ci, jak zwalcza się
smutek.
Osowiały podniosłem się z ławki i
podążyłem za rudowłosą, której – ku mojemu zdziwieniu – towarzyszył Dawid.
Zastępca przewodniczącej wyglądał na speszonego. Najpewniej niespecjalnie
odpowiadało mu, że Dominika postanowiła zaopiekować się przemoczonym
dzieciakiem wpadającym w krótkotrwałą depresję. Podejrzewałem, że Biblioteczna
Zjawa nie chce, abym powrócił do wcześniejszego trybu wartości. Tylko czy
człowiek może się cofnąć? Kiedy postawi się krok do przodu, za nic w świecie
nie chce się wrócić do starego stanu rzeczy.
Wspomnienia, które nachodziły mnie
coraz częściej, pokazywały, jak bardzo się zmieniłem. I to właśnie one
wprawiały mnie w stan dziwnej melancholii i zamyślenia. Wolałem zapomnieć o
wszystkim, co działo się w dzieciństwie, o wybuchach Kontie, o pocieszających
słowach mojej mamy. One utwierdzały mnie w przekonaniu, że sprawiałem im ból,
że były smutne z mojego powodu. Tyle że wcześniej było mi to obojętne, a teraz
obwiniałem się za błędy przeszłości.
Dominika prowadziła nas w stronę
swojego domu. Nocą wyglądał mniej elegancko, okolica wydawała się dziwnie
cicha, choć to może wina mojej tendencji do koloryzowania, kiedy jednak
przekroczyłem próg znanego mi mieszkania, rozluźniłem się.
— Czujcie się jak u siebie —
oznajmiła rudowłosa, znikając w jednej z wnęk.
Jej rodziców nie było w domu. Życie
Bibliotecznej Zjawy do niedawna opiewało w samotność. Zapracowana matka, która
tylko przygotowywała śniadanie, zostawiała kartkę imitującą troskę, a następnie
wychodziła i wracała w środku nocy. Ojciec pracujący za granicą pojawiał się
raz na jakiś czas i podczas każdego spotkania starał się wynagrodzić córce
swoją nieobecność drogimi prezentami. Dominika potrafiła żalić się i żalić, a
że Kontie nauczyła mnie słuchać, nadawałem się na przyjaciela. Rudowłosa
powtarzała, że kocha rodziców i nie ma im za złe tego, że sama zajmuje się
domem. Powtarzała, jak bardzo ich kocha, jak wiele im zawdzięcza.
— Mama musi zająć czymś myśli —
powiedziała pewnego razu, kiedy montowała film. — Jeśli uświadomiłaby sobie, że
Tomek może się nigdy nie obudzić, wpadłaby w amok. Nie chcę stracić kolejnego
członka rodziny.
Nadzieja Dominiki na powrót brata
była przeogromna. Wciąż dbała o świerk w ogrodzie, pod każdym filmem pisała,
jak bardzo nie może się doczekać reakcji Tomka. W komentarzach dostawała
mnóstwo ciepłych słów.
To
ja pierwszy poznałem jej sekrety.
Tak właśnie pomyślałem, patrząc na
zdejmującego buty Dawida. Gołym okiem było widać, że czuje się przytłoczony
wielkością domu. Najwyraźniej nie przypuszczał takiego zakończenia wieczoru.
Odwiesiłem mokrą kurtkę, ale nie
ruszyłem się z miejsca, by nie zamoczyć podłogi.
Dominika wróciła z ręcznikami oraz
suchymi ubraniami.
— Są Tomka, ale myślę, że się w nie
zmieścisz. — Podała mi wszystko i uśmiechnęła się. — A teraz sio do łazienki!
Nie możesz być chory, w końcu jesteś w pierwszym składzie.
Och,
no tak, pomyślałem, stojąc już przed łazienkowym lustrem i
wycierając mokre włosy. Przecież mam
jeszcze koszykówkę.
Jak mogłem o tym zapomnieć?
Przecież to ona podtrzymywała mnie przy życiu zanim pojawił się Karol. To dla
niej tyle przeszedłem. To dzięki niej uśmiechałem się, gdy przegrywałem, gdy
coś nie szło po mojej myśli.
Opuściłem łazienkę z uczuciem
błogości i lekkości, po czym skierowałem się do salonu, gdzie Dominika
prezentowała Dawidowi swoją kolekcję książek. Przez chwilę obserwowałem ich,
opierając się o framugę drzwi, lecz w końcu usiadłem na kanapie, rzeczywiście
czując się jak u siebie.
Ziewnąłem.
— Miałaś leczyć moje stany
depresyjne — rzuciłem, zwracając na siebie uwagę przyjaciółki.
— Dam ci butelkę wódki i po
sprawie. — Wzruszyła ramionami, podchodząc do barku. — Chyba że wolisz bardziej
wyrafinowane alkohole.
— Twoje sposoby na radzenie sobie
ze smutkiem są okropne. Chcesz, bym wpadł w alkoholizm?
— Nie. Zasnąłbyś, a rano, kiedy
wyjdzie słońce, uśmiech powróci na twą buźkę. — Dominika przekręciła kluczyk. —
To jak? Bo ja mam ochotę na szklaneczkę koniaczku.
— Nie, dzięki, nie skorzystam. —
Przewróciłem oczami.
— A ty, Dawid? — Brązowe oczy
spoczęły na blondynie.
— Również podziękuję.
Dominika pokręciła głową, ciężko
wzdychając, wyrażając tym samym swoją dezaprobatę.
— Co z was za mężczyźni?
Dziewczyna wyjęła butelkę mieniącej
się brązem i czerwienią substancji, a następnie sięgnęła po jedną ze stojących
za szkłem szklanek. Wypełniła ją po brzegi, by następnie rozsiąść w fotelu jak
królowa.
— No co? — Dominika uśmiechnęła się
lekko. — Nie powiecie mi chyba, że spodziewaliście się po mnie typowego
kujonka, który stroni od alkoholu? — Parsknęła śmiechem. — Wybaczcie, mam
osiemnaście lat, mogę robić, co tylko chcę.
Dawid wciąż się nie odzywał. Kiedy
Dominika zamilkła, zapadła całkowita cisza. Zerkałem co chwilę na
przewodniczącego, by rozszyfrować jego myśli, ale niespecjalnie mi się to
udawało. Miał nijaki wyraz twarzy, jakby wszystko mu było jedno. Wiedziałem
jednak, jak bardzo jest niezadowolony z mojej obecności.
— Dzięki za wszystko, Dominika, ale
będę się zbierać — powiedziałem, wstając.
— Ej! Jesteś tu dopiero od
dziesięciu, może piętnastu minut. — Rudowłosa naprawdę chciała, abym został.
— Wybacz, nie chcę wam
przeszkadzać. — Wskazałem podbródkiem Dawida.
Dominika znalazła się tuż obok
mnie. Nachyliła się i wyszeptała:
— Daj spokój, nie jesteśmy na
randce, o to się nie martw. Po prostu okazało się, że mamy podobne
zainteresowania. Nie musisz być zazdrosny.
Zazdrosny? Czy ja zachowywałem się
tak, ponieważ czułem zazdrość o swoją pierwszą przyjaciółkę?
Odwróciłem twarz, czując ciepło na
policzkach.
— Nie jestem zazdrosny. Po prostu
boli mnie głowa. Muszę wziąć leki, inaczej rozłoży mnie choroba — wyjaśniłem
równie cicho. — Mateusz by mnie chyba zabił, gdybym się przeziębił przed
meczem.
— Ach, no racja. W porządku. Ale
może jednak dam ci jakiś płaszcz czy coś? Twoja kurtka jest przemoczona. —
Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła na korytarz, gdzie zdjęła z wieszaka
czarną, puchową kurtkę. — Włóż to.
— Dziękuję. — Uśmiechnąłem się do
niej i otworzyłem drzwi. — Cześć, Dawid! — krzyknąłem, aby się pożegnać.
— A, Karol pojawił się jednak na
dyskotece. Szukał cię, ale nie wiedziałam, gdzie jesteś.
Wyszedłem na ulicę i wyciągnąłem
telefon z kieszeni. Sześć nieodebranych połączeń i jedenaście wiadomości.
„Gdzie
jesteś? Właśnie idę na dyskotekę.”
„Rafał?
Nie mogę cię znaleźć.”
„Żyjesz?
Poszedłeś do domu?”
„Pytałem
Konstancję, ale ona nic nie wie. Idę do Ciebie.”
„Twoja
mama też nic nie wie. Gdzie Ty się podziewasz?”
„Ej,
martwię się. Odezwij się.”
„Rafał,
jesteś zły?”
„Zrobiłem
coś nie tak? Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej.”
„Mam
nadzieję, że nic Ci nie jest i masz po prostu wyciszony telefon.”
„Na
dworcu Cię nie ma, w centrum Cię nie ma. Gdzie jesteś?”
„Kocham
Cię.”
Wpatrywałem się oniemiały w ostatni
sms. Zrozumiałem, jaką głupotą wykazałem się dzisiejszego wieczoru. Zazdrość
jest okropna. Czyni z nas niezdolnych do łączenia faktów idiotów, mąci w
głowach, sprawia, że robimy coś, czego normalnie nie bylibyśmy w stanie zrobić.
Wybrałem numer i zadzwoniłem. Karol
odebrał po pierwszym sygnale.
— Wystraszyłeś mnie!
— Ja też cię kocham.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Oficjalnie zaczynamy część drugą: Wzloty i upadki!Przepraszam, że nie odpisywałam na komentarze pod poprzednim rozdziałem, ale nie miałam czasu. Egzaminy. ;-;Właśnie! Będzie ktoś trzymał kciuki za Kranika? We wtorek, środę i czwartek. Proooszę. ;-; To dla mnie bardzo ważne.Zapraszam również na moje drugie opowiadanie, thriller, Trzepot skrzydeł.Ach, zapomniałam dodać: "Przyjaciele" mają już 98 stron!
Karol taki troskliwy.
OdpowiedzUsuńBoże.
Piękne jest to.
No i trzymam kciuki! Nie wyglądasz mi na nieuka, więc wszystko będzie dobrze! *^* *takie argumenty*
Nie jestem kujonkiem, ale też nie jadę na samych jedynkach czy dwójkach. xD Jestem raczej trójkową i czwórkową uczennicą. .w.
UsuńKoncówka zajebista.. aż mam lezke w oku.. :(
OdpowiedzUsuńBede trzymac za Ciebie kciuki! :D
Końcówka dobra, bo pojawił się Karol!
UsuńNie na długo, ale się pojawił. Hyhy. xD
Dziękuję. .w.
Ja będę trzymać kciuki! ^-^
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale jak dla mnie trochę za krótki xD
Końcówka najlepsza ;u;
Życzę duużo weny do następnych rozdziałów ! :D
On ma siedem stron! Albo osiem. O.o Sama nie wiem. xD Czyli wyrobiłam się ze średnią długością. .w.
UsuńPostaram się napisać czternastkę nieco dłuższą. No i ciekawą.
Świetne zakończenie! Zachowane jest i uczucie, i akcja. Czekam z niecierpliwością na obiecaną drugą część.
OdpowiedzUsuńMyślę, że więcej tu uczuć niż akcji, ale postaram się to zmienić. XD
UsuńW sumie, to jest już druga część, a dokładnie jej pierwszy rozdział. .w.
Cieszę się, że podoba Ci się zakończenie.
Tak to jest jak się nie odbiera komórki, i nie sprawdza sms-ów:-)
OdpowiedzUsuńRozdział super tylko trochę krótki
Zawsze mam wyciszony telefon, a potem się okazuje, że ignorowałam kogoś przez pół dnia. :)))
UsuńPostaram się, by następny był dłuższy. xD Po co uczyć się na egzaminy, piszmy rozdział. xD
Bardzo przyjemny rozdział ^^ niby nic się nie działo ale ja jestem bardzo zadowolona! :) mało Karola ale cóż dużo Rafała wiec nie jest źle ;) 98 stron ?! Niesamowite! Kranie kochany piszesz książkę ? Jeśli tak to będę najwierniejsza fanką (zresztą już jestem) :) :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w egzaminach ! :)
Taki zapychacz, nie? Ale ja lubię zapychacze, bo nie umiem dobrze przeprowadzić fabuły.
UsuńAno, 98 stron. Jak dla mnie to jeszcze mało. xD Postaram się, by 14 rozdział miał 12, może mi się uda. xDD Nie piszę książki, a przynajmniej "Przyjaciele" nią nie są. .w. Trzepot Skrzydeł już prędzej. xD
Waa, ale to mi się podobało *q* Nawet nie wiem co napisać, po prostu cudo <3 Strasznie, strasznie fajny był ten rozdział ^v^ Ta końcówka...♥ Czekam z niecierpliwością na więcej! Pozdrowionka i powodzenia na egzaminach! :)
OdpowiedzUsuńWy mi słodzicie, a niektórzy prosto w oczy mi mówią, że był przesłodzony i bez sensu. XD Dzięki, dajecie mi chęci do dalszej pracy. ;^;
UsuńDzięki, mam nadzieję, że pójdą dobrze. .w.
Rafałku skarbie ty moje ;-;
OdpowiedzUsuńNie smutaj, widzisz, że Karolek cię kocha?
Ty też go kochasz.
Spotkacie się, pomiziacie i wszystko będzie dobrze!
Eliza kojarzy mi się Luną Lovegood, jedną z moich ulubionych postaci z HP.
Ten charakter, wymyślone stworzenia...
Nie ładnie Rudzielcze tak kolegów namawiać do złego ;-;
Karolek tak słodko się martwi ♥
Kocham cię Kranie za to opowiadanko ♥
Tak, Rafałek wie, że Karolek go kocha.
UsuńZa dużo tu miłości. Za dużo uczuć. Będę musiała dać akcję. xD Dziś środa, a mam zaledwie dwie strony! Ach, przestanę się wyrabiać, jak tak dalej pójdzie. ;---;
Luna była prześwietna. <33
Rude jest złe.
Ja siebie też kocham. <3
I kocham moich czytelników. .w. <3
Dobra, napisałam komentarz, ale umarł, bynajmniej nie śmiercią naturalną - bloggerze morderco! Pomijając już fakt, że czytałam wczoraj wieczorem na komórce i nie komentowałam, a teraz niezbyt dokładnie pamiętam wrażenia.
OdpowiedzUsuńNa pewno jednak mogę powiedzieć, że końcówka jest przekochana i widzę to teraz i wczoraj też pomyślałam, że jest przekochana, bo jest przekochana! Co na pewno wiesz. Och, dużo słowa "przekochane". No, przekochane są też smsy od Karola! O raju.
I flashback też mi się podobał, o. Fajnie wskazuje kontrast między tym, jaki kiedyś był Rafał i jaki jest teraz.
No i sposób, w jaki radził sobie ze smutkiem. Jak na moje, najlepszym pomysłem były jednak ogórki.
Dzisiaj ode mnie krótko, ale (chyba?) treściwie. Czekam na następny!
Blogger też mi czasem zjada komentarze! Nie karmią go, to dlatego. Przy następnym rozdziale obiadek od pani Elwiry specjalnie dla bloggera.
UsuńLubię słowo "przekochane". Jest przekochane. ;w; Czy to ma sens? Nie mam pojęcia.
Wierzę w to, że ludzie mogą się zmienić, ale potrzebują czasu, aby pogodzić się z nową sytuacją. Nic nie dzieje się "ot tak".
Ogórki to super pomysł na pozbycie się smutku.
Każdy komentarz to dla mnie motywacja, nawet krótkie "jakie to przekochane", choć na to ciężej mi odpowiedzieć. O.o A lubię odpowiadać na komentarze, czuję wtedy kontakt z czytającymi. xD
<3
ach, ten Rafał, sam nie wie, czego chce. a może raczej: wie, czeego chce, ale czasem niepotrzebnie tak jakby to odsuwa. mógł zadzownić do Karola zamiast pogrążać się w tak złym humorze i odstawiać cyrki. z drugiej strony właściwie trudno się dziwić, skoro tak naprawdę dopiero niedawno zaczął odczuwać jakieś większe emocje i to jeszcze dzięki osobie tej samej płci. Włąściwie jak tak na to spojrzeć, to radzi sobie całkiem dobrze. karol jest przesłodki ;p nie wiem, jak się można się go obawiać ;) mam nadzieję, że rafał wróci na party i będa się dobrze bawić:) a Little Monsters są świetne, takie charakterki. fajnie by było, jakby Natalia zwróciła wuage na Adama, ale nie za szybko może to by nauczylo go trochę moresu.
OdpowiedzUsuńRafał jeszcze pokaże, jaki z niego męski mężczyzna.B) A Karola można się bać. Pamiętaj, że to on wywołał u Rafałka strach i było to jedno z pierwszych uczuć, które poznał. A potem taki ktoś mówi, że
UsuńCię kocha. xD Na ja bym się zastanowiła nad szczerością tych słów. xD
Teraz będę przeskakiwać między czasem, więc nie będzie ciągu zdarzeń. Każdy rozdział zostanie poświęcony innemu wątkowi, więc nikt się nie dowie, co Rafał robił z Karolem po telefonie. Hehe. ;^;
Co będzie między Natalią i Adamem okaże się... Kiedyś. Może w ogóle. Ale są i żyją, więc kto wie? Może w końcu Nati zwróci na niego uwagę?
Dzięki za komentarz. .w.