Policzek
Słońce
powoli zachodziło. Magiczna, pomarańczowa poświata spowijała ziemię. Majaczyła
wśród drzew i…
Nie,
nie tak powinienem zacząć opowieść o tym, jak to szukałem Enzo, by nie dostać
od Konstancji.
Zaglądaliśmy wszędzie – pod każdy
liść, pod każde źdźbło trawy. Przemierzyliśmy pół Międzyrzeca, a kota nigdzie
nie było. Nie pomagało żadne „kici, kici”. Nawet kupiliśmy rybę, ale to nie
Enzo pojawił się u naszych stóp, a garstka bezdomnych kociąt. Oczywiście Karol
rozdzielił między nie mięso, przepraszając za kłopot.
Wiedziałem, co się stanie, jeśli
wrócę do domu bez kota. Jeśli skończyłoby się na spoliczkowaniu, jeszcze bym to
jakoś przeżył. Jednak widziałem jej złość. Jej nienawiść. W tamtym momencie
Konstancja gardziła mną jak jeszcze nigdy wcześniej. Zawsze przywiązywała się
do zwierząt, bez względu na to, jak wyglądały i jakie były. I to mnie obwiniała
za ich śmierć.
— Enzo — krzyknąłem. Mijający nas
ludzie patrzyli z niesmakiem. — Kici-kici!
— A może zaszył się gdzieś w
pobliżu domu i po prostu go nie zauważyliśmy? — powtórzył po raz szósty,
wzdychając ciężko.
— Nie.
— Prawdopodobnie się z nim mijamy.
Chodź, wracamy. — Karol pociągnął mnie za rękaw. — To nie ma sensu. Wróci.
— Nie mogę zawieść Konstancji —
odpowiedziałem tylko, wciąż nie przestając iść.
Karol objął mnie w pasie i, chociaż
się szarpałem, jego uścisk był zbyt silny.
— Ona nic ci nie zrobi. Obronię
cię.
Obroni? Nawet własna matka nie była
w stanie obronić mnie przed Konstancją. Nikt nigdy nie był w stanie ochronić
mnie przed Konstancją. Ona była nie do zatrzymania. Kiedy zaczynała działać, to
wywierała nie tylko presję fizyczną, ale i psychiczną. Jej wzrok – oczy
przepełnione nienawiścią – potrafiły nawiedzać mnie w snach. Tyle że wcześniej
się nie bałem. A teraz? Teraz trząsłem się ze strachu.
— Idziemy do domu — powiedział z
mocą w głosie i pociągnął mnie w powrotną stronę.
Nie przestawałem wołać kota. Żyłem
nadzieją, że jednak gdzieś pojawi się jego łebek. Że miauknie. Że zamruczy. I
mnie uratuje.
Kiedy byliśmy już pod domem,
zawahałem się, ale ostatecznie przeszedłem przez bramkę. To dalej nie chciałem
iść. I pewnie bym się nie ruszył, gdyby nie Karol.
I wtedy, jakby wyczuwając mój
strach, z drzewa zeskoczył biały kocur Gabryśki. Miauknął przeciągle, otarł się
o nasze nogi, a potem przeskoczył przez furtkę i usiadł, jakby czekając, aż
zaczniemy za nim iść.
Spojrzeliśmy z Karolem po sobie, a
potem zgodnie postanowiliśmy iść za kocurem.
Nigdy nie przypuszczałem, że kot
będzie ratował mi tyłek. Sierściuch szedł powoli, wiedząc, że gdy zacznie biec,
nie zdołamy go dogonić. Nie uważałem kotów za szczególnie mądre, ale ten tu
najwyraźniej rozumiał zaistniałą sytuację. A może to po prostu wszystko mi się
śni?
— Nazywa się Piotrek — wtrącił
Karol.
— Kto?
— No… kot.
Jeszcze raz wbiłem wzrok w kocura.
Szedł z gracją, z podniesionym ogonem, jakby chcąc zaznaczyć swoją wyższość.
Dzikie zwierzęta (czytaj: nieoswojone kocięta) patrzyły na nas jak na wytwór
swoich wyobraźni. Bo jaki człowiek daje się prowadzić mierzącemu ledwie
dwadzieścia pięć centymetrów, chodzącemu na czterech łapach stworzeniu?
Normalnie to pupile podążają za swoimi właścicielami. W tym wypadku jednak
Piotrek nie należał do mnie ani ja do niego, więc może taki stan rzeczy był w
porządku?
Idąc uliczkami Międzyrzeca w
odwrotną stronę do poprzedniej, zacząłem zastanawiać się, jakby to było
zamieszkać gdzieś z dala od rodziny, od Konstancji, od zmartwień. Tylko zabrać
ze sobą komputer, zacząć zarabiać na siebie… Postanowiłem pomyśleć nad tym po
zdaniu matury oraz testów zawodowych.
Ale fajnie byłoby się
usamodzielnić. Zamieszkać w małej kawalerce, wstawać rano do pracy, wracać
wieczorem, robić zakupy i kłaść się spać. Zero zastanawiania się nad sensem
życia. Ogólna monotonia i odrętwienie. Bez zbędnych emocji. Tylko relacje
czysto zawodowe.
— Wiem, że myślisz o tym, jak
fajnie byłoby znów być obojętnym — odezwał się Karol. Zmarszczyłem brwi. —
Poznaję po wyrazie twarzy — wyjaśnił.
Burknąłem ciche „przepraszam”, a
potem stanąłem jak wryty, widząc śpiącego na czyimś płocie Enzo. Piotrek
zamiauczał, a wtedy szaro-bury kociak otworzył ślepia, przeciągnął się i
zeskoczył. Od razu, niczym nieprzejęty, zaczął łasić się do nóg Karola. Miałem
ochotę zadźgać tego kocura jakimś patykiem; ledwo się powstrzymałem.
Karol wziął go na ręce i pstryknął
w ucho. Enzo prychnął niezadowolony, całkiem nie rozumiejąc, jakich problemów
narobił zarówno ciemnowłosemu, jak i mi.
— Dzięki, Piotrek — powiedziałem,
kucając, aby podrapać albinosa za uchem. Zamruczał. — Jesteś całkiem fajnym
kotem. W domu dam ci rybę. — Kocur wydał z siebie pomruk zadowolenia, a potem
ruszyliśmy w drogę powrotną.
***
— Enzo! — krzyknęła Kontie,
odbierając kota od Karola. Wysunąłem się na przód, wiedząc, co czeka mnie za
chwilę.
Tylko ja potrafiłem dostrzec w
oczach mojej siostry nienawiść. Niewdzięczność. Chęć pozbycia się wszystkich
niezdyscyplinowanych ludzi. A mnie uważała właśnie za kogoś takiego.
— Następnym razem pomyśl, zanim
cokolwiek zrobisz — wysyczała błękitno włosa i, nie zwracając uwagi na
zgromadzony w salonie tłum, zamachnęła się.
Zamknąłem oczy i czekałem na ból.
Na tak dobrze znany ból, do którego zdążyłem przywyknąć, więc już mi nie
przeszkadzał. Czekałem, aż poczuję jej delikatną, ale silną dłoń. Czekałem na
pewne uderzenie kogoś, kto zna się na wymierzaniu kar. Konstancja to idealny dominator.
Nic jednak nie poczułem. Usłyszałem
tylko dźwięk zderzenia się ręki z czyimś policzkiem. Nie należał on jednak do
mnie, a kiedy otworzyłem oczy, przed oczami miałem długie, ciemne, niemal
czarne włosy. Mogły należeć tylko do jednej osoby.
Natalia obroniła mnie przed
Konstancją.
Ręka Kontie wciąż wisiała w
powietrzu. Zdawało się, że dziewczyna już nie ma nad nią władzy. Wpatrywała się
przerażonymi oczami w hardą minę Natalii. Dopiero docierało do niej, co
zrobiła. Pierwszy raz skrzywdziła kogoś nieumyślnie. Pierwszy raz ktoś się za
mną wstawił. Ktoś zupełnie obcy.
— I co teraz, droga pani
przewodnicząco? — wycedziła przez zęby członkini Little
Monsters. — Nadal zamierzasz tak krzywo na mnie patrzeć?
— Ja… Ja… — wyjąkała Kontie.
— Nie chciałaś, co? Oczywiście, że
nie; w końcu jestem ci obojętna. Ale żeby podnosić rękę na własnego brata? —
prychnęła. — Nie masz za grosz wyczucia. Nie dość, że znalazł tego twojego
kocura, to jeszcze chcesz go bić? No naprawdę, godne pożałowania.
Konstancja wbiła wzrok w ziemię. Po
raz pierwszy wyglądała na naprawdę załamaną swoim zachowaniem. Może ona
rzeczywiście nie panowała nad agresją? Niebieskowłosa złapała się za głowę. Nie
uroniła jednak ani jednej łzy.
— Przepraszam — wybąkała.
— Nikomu nie powiem o tym, jaka
jesteś naprawdę — powiedziała władczo Natalia. — Ale pod jednym warunkiem.
— Jakim?
— Przez calutki miesiąc będziesz
moją niewolnicą.
Albo mi się zdawało, albo wszyscy w
salonie (włącznie z moją mamą) wciągnęli powietrze ze zdziwienia. Nikt nie
posądziłby wzorowej dziewczynki o takie wymagania. Ale w sumie… Czy ktokolwiek
znał prawdziwą Natalię? Czy ktokolwiek starał się dopatrzeć czegoś pod maską
jej uroku? Nikt. I właśnie to czyniło Natalię strategiem idealnym.
Konstancja pokiwała głową na znak
zgody, ale mając wciąż głowę wbitą w ziemię, nie zauważyła triumfalnego
uśmiechu Natalii.
Potem zaczął się gwar. Kontie
uciekła na górę. Mama zgarnęła Natalię do kuchni, by dać jej lód i maść, które
miały zapobiec śladom. Karol przytulił mnie, bym nie pobiegł do siostry, co
nieświadomie chciałem zrobić. Gabrysia i Eliza opadły na kanapę, najwidoczniej
zaskoczone zachowaniem przyjaciółki.
I tak zakończyła się sobota, która
miała być sielanką. Wiedziałem jednak, że muszę dowiedzieć się czegoś więcej o
Natalii.
***
— Natalia Brzozowska — przeczytałem
na karcie. Dobrze było się przyjaźnić z bibliotekarką. Znając jej nazwisko,
mogłem dalej szukać informacji.
— Jesteś szalony — mruknęła
Dominika, kręcąc głową. — Że też zgodziłam się, by Ci pomóc.
— Jesteś moją przyjaciółką, to
dlatego — zauważyłem.
— Tak, i zaczyna mnie to martwić.
Masz coraz głupsze pomysły.
Opuściliśmy bibliotekę i ruszyliśmy
w stronę drzwi wyjściowych. Lekcje dawno się skończyły, ale Dominika zdołała
przekonać Dawida, że zamknie bibliotekę, a klucz przyniesie rano. I tak oto
zdołałem zdobyć jej nazwisko, nie musząc pytać Konstancji.
— To nie tak, że one są głupie. Po
prostu jestem ciekaw. — Uśmiechnąłem się lekko, by rozwiać niepewność przyjaciółki,
ale jej mina wciąż pozostawała niezmienna.
— Ciekaw. — Przewróciła oczami,
wyrażając dezaprobatę. — Sam mógłbyś ją o wszystko wypytać.
— Tak byłoby nudno.
— Fajnie, że zacząłeś żyć, ale
nieco boję się o naszą przyszłość — wyjęczała, gdy zbiegaliśmy po schodach.
— Nie marudź.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, a
potem wpisałem imię i nazwisko członkini Little Monsters. Google wyszukało
mnóstwo stron, blogów, kont na forach społecznościowych. Kliknąłem w fotobloga
i powitało mnie kilkadziesiąt zdjęć ciemnowłosej dziewczyny w różnych
ubraniach, w różnych pozach. Każde z nich miało coś w sobie, jakiś
niepodważalny urok.
Zobaczyłem zdjęcie z poprzedniego
dnia. Dodała je kilka minut przed północą i ukazywało ją samą po brodę w
wodzie. Dodała dość wymowny opis.
Nigdy
nie sądziłam, że ta chwila nadejdzie. Że będę ją miała na własność. Mogę ją
wykorzystać jak tylko chcę.
— Nieźle — rzuciła Dominika,
zerkając mi przez ramię. — Może ona ma coś z głową?
— Może ma powód — podsunąłem, nie
chcąc nikogo oskarżać o problemy psychiczne. — Muszę się po prostu dowiedzieć.
Ignorując jęki niezadowolenia
Dominiki, przeglądałem dalej. Okazało się, że Natalia żaliła się swoim
czytelnikom, że trwa w nieszczęśliwej miłości. Tylko czy mogło chodzić o
Konstancję? Szczerze w to wątpiłem. Ciemnowłosa nie wyglądała na lesbijkę.
Chociaż… Czy Karol wyglądał na geja? Może się tak zachowywał, ale wygląd miał
zdecydowanie męski.
Ach,
Rafał, myślisz o wszystkich przez pryzmat stereotypów,
zbeształem się, wsuwając telefon z powrotem do kieszeni.
I tak rozpoczęły się moje gdybania
na temat Natalii i jej orientacji. Rozmawiając z Dominiką, starałem się jej
słuchać, ale skupiałem się bardziej na myśleniu, przez co kilka razy rudowłosa
uderzyła mnie w ramię, a ja tylko uśmiechałem się przepraszająco, nie chcąc
zrobić jej przykrości.
Kiedy już odprowadziłem Dominikę
pod dom i pożegnałem się, obowiązkowo musiałem wstąpić po bułkę z cynamonem.
Cynamon sprawiał, że jakoś cieplej mi się robiło, a na samą myśl o tym drobnym smakołyku
ślinka naciekała do ust.
Jedząc, przemierzałem ulicę. Światła
latarni wspierały mnie, dzięki czemu się nie przewróciłem. Niespecjalnie
chciałem przeżyć spotkanie z chodnikiem. Może gdyby nie był taki szorstki…
W pewnym momencie dostałem esemesa.
Z westchnieniem wyciągnąłem telefon.
Musimy
porozmawiać. Jutro przed szkołą.
Wiadomość przesłał Karol.
Przełknąłem ślinę. Te słowa nigdy nie zwiastowały nic dobrego. Tylko czego mógł
chcieć Karol?
Ten rozdział jest króciutki.Dziękuję za 15 tysięcy wejść i wybaczcie, że dodaję tak późno (jest 13:10, normalnie dodaję po 10), ale zabrali mi prąd, a co za tym idzie, również internet. <///333Do przeczytania!
sprytna ta Nataqlia. Gdyby nie oneshot, to bym nie wpadała na to, że coś się może za tym więcej kryć niż chęc uratowania kumpla i nagadania nieokkiełznanej Kontie. Choć akurat tutaj dzięki wrodzonej ciekawośći (a może ona przyszła razem z uczuiami?;p) Rafała szybko przekonałabym się, że Natalia może kochac sięw Konstancji. Swoją drogą, niezbyt sprytne jest prowadziźć fotobloga o sobie samym, podając swoje prawdziwe dane. No chyba że ona chciała, żeby to wyszło kiedyuś na jaw? trudno powiedzieć, charakterek to ona ma. W ogóle fajnie wymyśliłaś, żeby to kot Piotr pomógł w poszukiwaniachxD Ciekawe też, dlaczego Karol napisał taki suchy, dziwny sm... to dość niepokojące. Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowy rozdział );
OdpowiedzUsuńPjunkny, ale szkoda, że tak krótki ;c
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w przyszłości będą dłuższe~ ^^
Ach i miałam ogromną nadzieję, że to Karol osłoni Rafała... .c.
UsuńJa też miałam nadzieję że to będzie Karol, ale zdeterminowane kobietki są sprytniejsze:-)
OdpowiedzUsuńPiękne, czekam na więcej. c:
OdpowiedzUsuńWo, szkoda, że taki krótki T.T Ale no nic, jak zwykle rozdział bardzo fajny, ciekawy :) Czekam z niecierpliwością na następny! Weny, pozdrowionka~!
OdpowiedzUsuńJestem i ja, trochę spóźniona, ale jestem. Nie wiem nawet ile rozdziałów nie komentowałam, ale przez te głupie egzaminy gimnazjalne... miałam czasu aż za dużo, jednak ze względu na moją bezsenność mama faszerowała mnie tabletkami ziołowymi nasennymi, które zaczęły działać... na egzaminie z rozszerzonego angielskiego - super :')
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału jest naprawdę piękny - o ile nieudane znęcanie się nad bratem przez Konstancję można nazwać piękne.
Ten sms od Karola taki poważny! Zaniepokoił mnie! Mam nadzieję, że Karol nie zrobi coś okropnego przez co będę mu chciała przygrzmocić krzesłem, lel :v
Pozdrawiam i w ogóle buziaczki, czy coś. Z niecierpliwością czekam na rozdział o/
Jak możesz kazać nam teraz czekać? T^T
OdpowiedzUsuńLiczyłam, że to Karol go obroni, smuteczek XD
Mam nadzieję, że ten sms nie świadczy o czymś złym... No Karol by raczej z nim nie zerwał, chyba że z ważnych powodów np. szantaż przez osobę trzecią :v
Wybacz, że dopiero teraz ;-;
OdpowiedzUsuńMam tyle nauki, że to po prostu horror. I tak cud, że teraz znalazłam chwilę ;-;
To szukanie kota...
O bogowie. Nienawidzę kotów. To małe, podłe i niewdzięczne stwory -_-
Rafał boi się własnej siostry. To nie jest dobre.
Spodziewałam się, że to Karol, a to Natalia :O
Nieźle jej powiedziała. Może teraz Pani Przewodnicząca trochę się ogarnie ;-;
Niewolnicą? Natalio o.O
No właśnie Domi przyjaciołom się pomaga. Ja swoich nie mam, więc nikomu nie muszę pomagać :3
No nieźle xD Ona jest po prostu zakochana!
O Bogowie... Karol...? To dobra wiadomość prawda? Jesteś w ciąży? Adoptujesz alpakę? Cokolwiek...?