Theme by Kran

27 gru 2015

Rozdział XXVIII

Zaskoczenie


Ilekroć próbowałem wrzucić piłkę do kosza, tyle razy obijała się o obręcz i krzywym torem lotu wracała na ziemię. Biegłem po nią i ponownie próbowałem. W pewnym momencie pomyślałem nawet, że po prostu ktoś albo coś odebrało mi dar trafiania do celu, ale potem sobie przypomniałem, że to niemożliwe i podejmowałem kolejne próby. 
Do domu wróciłem przed północą i cicho wszedłem do środka.
Sobota, sobota, sobota.
Byłem głodny. Bardzo głodny. Wiedziony nagłym apetytem, dotarłem do kuchni, a następnie zanurzyłem się w lodówce, by pomyszkować po półkach. Wszędzie było mięso. Zmarszczyłem nos niczym bohaterka romansu, po czym wygrzebałem zimną marchewkę, umyłem ją i zacząłem pogryzać.
Wtedy niespodziewanie pojawiła się Konstancja. Delikatnie dotknęła moich pleców. Aż podskoczyłem i odwróciłem się w jej stronę, wpadając na zlew. Kubek stojący na brzegu zachwiał się, by po chwili spaść na płytki i rozbić się w drobny mak.

24 gru 2015

Pierwszy Śnieg

Kładę na środek niewielkiego stołu sporą kupkę pachnącego siana. Nie potrzeba więcej miejsca dla trzech osób – mała, kameralna wigilia w gronie najbliższych. W zeszłym roku było nas czworo, wtedy był Marek, ale staram się o nim nie myśleć, jeszcze nie; jeszcze nie spadł śnieg.
Sięgam po wyprasowany wcześniej obrus w kolorze nieskazitelnej bieli. Wiem, że jeśli ubrudzę go dziś barszczem, mama nie odezwie się do mnie co najmniej do lutego, a mimo wszystko naprawdę jest mi teraz potrzebna jej bliskość. Tylko ona potrafi rozweselić mnie w te przepełnione ciemnością i bólem dni.
Ostatnio nauczyłam się tylko, że cuda się nie zdarzają. Nieważne czy mamy m a g i c z n y świąteczny czas, czy po prostu zwykły dzień. Wiara nie czyni cudów, one są po prostu przypadkami. Ale, niestety, szczęście omija wszystkich, którzy mieli ze mną kiedykolwiek do czynienia.