Theme by Kran

24 gru 2015

Pierwszy Śnieg

Kładę na środek niewielkiego stołu sporą kupkę pachnącego siana. Nie potrzeba więcej miejsca dla trzech osób – mała, kameralna wigilia w gronie najbliższych. W zeszłym roku było nas czworo, wtedy był Marek, ale staram się o nim nie myśleć, jeszcze nie; jeszcze nie spadł śnieg.
Sięgam po wyprasowany wcześniej obrus w kolorze nieskazitelnej bieli. Wiem, że jeśli ubrudzę go dziś barszczem, mama nie odezwie się do mnie co najmniej do lutego, a mimo wszystko naprawdę jest mi teraz potrzebna jej bliskość. Tylko ona potrafi rozweselić mnie w te przepełnione ciemnością i bólem dni.
Ostatnio nauczyłam się tylko, że cuda się nie zdarzają. Nieważne czy mamy m a g i c z n y świąteczny czas, czy po prostu zwykły dzień. Wiara nie czyni cudów, one są po prostu przypadkami. Ale, niestety, szczęście omija wszystkich, którzy mieli ze mną kiedykolwiek do czynienia.



~~||~~

– Alicjo, słuchasz ty mnie czasem?
Oderwałam wzrok od okna i przeniosłam go na trzymającego gitarę Marka. Wyglądał na zirytowanego moim bujaniem w obłokach, ale po prostu nie potrafiłam się skupić, kiedy za oknem padał śnieg. W końcu przyszła prawdziwa zima, minusowe temperatury pozwoliły na zaspy, tak więc biały puch powoli przykrywał okolicę.
– To zależy od tego, co masz do powiedzenia w danej chwili – odpyskowałam, uśmiechając się. Zeskoczyłam ze stolika i podeszłam do niego, zabierając chłopakowi gitarę. Spojrzał na mnie sceptycznie, ale nie zwróciłam na to uwagi. – All I want for Christmas is You – zaśpiewałam, pociągając za przypadkowe struny.
– Granie zostaw mi, co? – Pokręcił głową, ale oddałam mu instrument, aby stanąć naprzeciwko nowego znajomego i ustawić się, meldując gotowość do wykonania kolędy.  – Dobra, to co chcesz najpierw?
– Cichą noc poproszę! – odparłam radośnie.
Byliśmy w szkole, właśnie trwała czwarta lekcja, a my ćwiczyliśmy do szkolnego przedstawienia, na którym mieliśmy wystąpić. Zrzucono na nas całą oprawę muzyczną, ale mimo wszystko dobrze się bawiłam, śpiewając z Markiem. Chłopak wydawał się co prawda dość przejęty moim brakiem odpowiedzialności, niedostateczną znajomością tekstu i lekceważącym podejściem, ale nieszczególnie się nim przejmowałam. Miałam tylko śpiewać, co w tym trudnego?
Pociągnął za struny. Już nie liczyło się nic więcej. Zaczęłam śpiewać, próbując nie fałszować za bardzo, choć widziałam, jak się krzywi, gdy wyszłam poza swoje możliwości i od razu zniżyłam głos. „Cicha noc” należała do najtrudniejszych kolęd, jakie przyszło mi śpiewać. Sama w sobie była wysoka i nawet obniżenie tonu nic nie dawało.
– Uch! – rzuciłam zdenerwowana. – Jeszcze raz wyjdzie mi tak okropnie i wyrzucamy ją z repertuaru – pogroziłam po raz setny, wiedząc, że i tak raz za razem będę próbowała wyciągnąć.
– Dajmy sobie spokój, co? Pośpiewasz jeszcze wieczorem, tylko się nie spóźnij tak jak zawsze.
Marek uczył się na informatyka i, w odróżnieniu ode mnie, właśnie zaliczał drugi rok. Ja jawiłam się w oczach szkoły jako kot i jeszcze w połowie grudnia zdarzało mi się usłyszeć „kici-kici”. Oczywiście odpowiadałam na to długim, przeciągłym „miau”, bo przecież czemu nie.
Jego ciemnobrązowe oczy patrzyły wyczekująco, aż obiecam, że zjawię się na czas w sali muzycznej.
– Tak, tak. – Machnęłam nieco lekceważąco ręką, kręcąc głową. – Nie musisz się martwić.
– Grabisz sobie, wiesz? – Podniósł się, oparł gitarę o krzesło i uniósł ręce. – Mam ci dać karę?
Łaskotki. Panicznie bałam się łaskotek i za każdym razem, kiedy zrobiłam coś nie po jego myśli, byłam molestowana tymi jego wielkimi łapskami, nie potrafiąc się obronić. Czasami żałowałam, że gdy mama proponowała mi pójście na kurs karate, odmówiłam, nie chcąc ćwicząc z chłopcami.
– Nie, dziękuję – mruknęłam, robiąc naburmuszoną minę.
– No to leć na lekcje, raus!
– Nie będziesz mnie germanić!

~~||~~

Świąteczne przygotowania sprawiły, że staliśmy się przyjaciółmi. Zaczęliśmy razem spędzać przerwy, rozmawiać, pisać, wychodzić na zakupy. Robiliśmy wszystko to, co robią dobrzy, starzy znajomi. Któregoś razu się z nim spiłam i chodziliśmy po mieście, śpiewając „Say Something”, dopóki nie zabrała nas jego mama. Myślałam, że dostaniemy wykład na temat zachowania, ale ona tylko stwierdziła, że jesteśmy szaleni i dała nam spać. Czułam się wtedy jak małe dziecko, które krzyczy, aby zwrócono na nie uwagę. A mimo to zignorowano mnie, obeszło niczym groźnego psa.
Ale Marek chwycił wtedy moją dłoń. Spletliśmy palce. Choć nieprzytomni psychicznie, fizycznie wciąż panowaliśmy nad sobą. I wiedziałam, że chciał to zrobić już od dawna, ale dopiero teraz zdał się na odwagę. Jednak nigdy więcej nie powróciliśmy do tej lub innej czynności. Pijackie uczucia zostawiliśmy w jego ogromnym łóżku.
W lutym mojego drugiego roku nagle coś zaczęło się psuć. Nie w naszych relacjach oczywiście, ale w Marku. Niegdyś najlepszy w piłkę nożną, teraz potykał się o własne nogi. Zdarzało się, że gdy grał, ręce nagle zaczynały mu drżeć i ledwo przytrzymywał instrument. Mimo to wciąż pociągał za struny, jeśli tylko mu śpiewałam. Nieważne, że nieczysto. O ile śpiewałam, on się uśmiechał. A jego uśmiech stał się w którymś momencie moim uśmiechem. Na początku marca zaczął bać się wychodzić późnymi wieczorami, cierpiał na bezsenność, a jego podkrążone oczy czyniły z niego żywego trupa. Mój Marek nie był już moim Markiem. Dziwnie się zachowywał, stał się drażliwy i agresywny.
Mimo to chciałam przy nim trwać, nieważne, co by się stało. To chyba właśnie nazywają miłością, ale w tamtym okresie za bardzo się martwiłam, aby myśleć głębiej o uczuciach. Wówczas  liczył się tylko Marek i jego problemy.
Byłam przy nim całe dnie, kiedy przestał chodzić, a lekarze nie potrafili stwierdzić, co mu jest. Powtarzałam w jego zalane łzami oczy, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży i znów pójdziemy na plac zabaw, znowu się spijemy i znowu pośmiejemy się z naszej głupoty.
To nic nie dało.
W kwietniu ojciec zabrał go do Niemiec, do specjalistów, aby ci w końcu doszli do tego, co się dzieje z biednym, młodym chłopakiem, któremu nieznana choroba zniszczyła życie.
– Ej, tylko się nie smuć – powiedział, kiedy się żegnaliśmy. – Spotkamy się, kiedy znowu spadnie śnieg, w porządku? I zaśpiewasz mi moją ulubioną kolędę.
– Którą? – podłapałam, powstrzymując łzy.
– Nieważne którą, każda kolęda, którą śpiewasz, jest moją ulubioną.
I wtedy widziałam go po raz ostatni.

~~||~~

Na niebie błysnęła pierwsza gwiazda. Siadam przy stole razem z rodzicami. Jest już po modlitwie, skupiam więc swój wzrok w talerzu. Już nie śpiewam, nie chcę słyszeć kolęd, dlatego jedynym dźwiękiem jest obijanie się sztućców. Kiedy dochodzi mnie z ulicy melodia Bożonarodzeniowej piosenki, zaciskam dłonie w pięści.
– Alicjo, zjedz coś – prosi mama, ale tylko kręcę głową. Nie jestem głodna. Nie w Wigilijny wieczór, nie, gdy Marka nie ma obok.
Już żadne święta nie będą takie same.
Wstaję i odchodzę bez słowa. Pokonuję schody, by wkroczyć do swojego pokoju, zamknąć drzwi i usiąść przed oknem. Patrzę w czarną przestrzeń, trzymając w dłoniach pomiętą kartkę papieru zapisaną krzywym, ledwie rozczytanym pismem.

Kochana Alicjo,
nigdy nie potrafiłem pisać listów, więc musisz mi wybaczyć, jeśli nie będzie wyglądał tak, jakbyś chciała. Twoje humanistyczne zboczenia niejednokrotnie dawały mi się we znaki, ale dzięki nim teraz piszę na tyle poprawnie, by móc napisać Ci kilka słów.
Jestem chory na CJD – chorobę Creutzfeldta-Jakoba. Pewnie nic Ci to nie mówi, mnie też. Gąbczaste zwyrodnienie mózgu brzmi nieco bardziej zrozumiale. Wyobraź sobie, że mój mózg stał się gąbką. Jest jak różowy Spangebob.  A najgorsze jest to, że nie można tego zatrzymać.
Ja umieram, Alicjo. Ale to nic, to naprawdę nic. Najgorsze jest to, że już więcej Cię nie zobaczę. A tak liczyłem na tę cholerną zimę! Każdego dnia tęsknie coraz bardziej i bardziej, chcę wrócić, ale lekarze mówią, że to niemożliwe. Czuję się jak szczur laboratoryjny. Robią na mnie testy, próbują leczyć. To niemożliwe, wiem, że umrę. A dawanie mi złudnej nadziei tylko bardziej wyniszcza.
Dlatego piszę, aby się pożegnać. Aby Ci życzyć dalszej kariery jako solistki. Nie musisz śpiewać tylko ze mną, choć przyznam, że jestem wtedy zazdrosny w cholerę. Twój głos należał tylko do mnie i ciężko mi się pogodzić z tym, że ktoś jeszcze może go słuchać. Ale pragnę, byś pokazała go światu. Jedynie proszę, „Cichą noc” zachowaj tylko dla mnie, dobrze?
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Nieszybko, ale chcę Cię jeszcze zobaczyć. Jeśli niebo istnieję, będę zerkać z góry.
A, wiesz, zapomniałem Ci przez to wszystko powiedzieć, że jesteś najwspanialszą osobą, jaką poznałem. Kocham Cię, szkoda, że nie przyznałem się do tego wcześniej.

Do kolejnej rozmowy,
Twój  Marek.

Czytam list co najmniej raz dziennie, zwłaszcza ostatni akapit, ale dzisiaj nie mam ochoty przypominać sobie jego słów po raz kolejny. Chcę go zobaczyć, dotknąć, usłyszeć, lecz wiem, że to niemożliwe. Jeszcze niemożliwe.
Za oknem, wśród czerni, zaczynają migotać drobne, srebrne płatki śniegu, które dostrzegam dzięki odbijającym się, choinkowym lampkom.
Spadł pierwszy śnieg, właśnie teraz mieliśmy się spotkać.
Przeszywa mnie dreszcz, ale wciąż siedzę wpatrzona w najzwyklejsze zjawisko pogodowe. Świst wiatru przypomina słowa, lecz nie chcę go słuchać.
– Cicha noc… – nucę szeptem. – Święta noc… Pokój niesie… ludziom wszem…

~~||~~

Obserwował ją cały wieczór, ale nie potrafił się zmusić, aby podejść i musnąć jej policzek niematerialnym palcem. Dopiero w jej pokoju, kiedy zaczął prószyć śnieg, zdobył się na odwagę.
Przytulił ją mocno, tak, aby poczuła jego zimno, aby się wzdrygnęła niby bez powodu.
– Znów spadł śnieg – wyszeptał Marek do jej ucha.
A potem zniknął odprowadzany przez kolędę śpiewaną przez jego własnego anioła.



Kochani! Jako że ostatnio nie mam ani weny, ani chęci do "Przyjaciół" w ramach świąt przygotowałam dla was shota. Nie ma zbyt wiele wspólnego ze świętami, ale myślę, że jest ładny. c:
Na czas świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Szczęścia, zdrowia, oświetlonej światełkami choinki. Kolęd rozbrzmiewających w całym domu, ciepłych uśmiechów, dobrych żartów. Pamiętajcie też, że święta nie są jedynym czasem, kiedy należy być miłym dla drugiej osoby. Na to macie cały rok. <3
Betowanie: Amnesia

12 komentarzy:

  1. Wow. Mimo że to krótki one-shot, to... po prostu wow. Marek, nie umieraj! Można było poczuć ten klimat, szkoda że to wszystko takie smutne. Pojawiło się kilka błędów, ale nie będę ich teraz wypominać. Opowiadanie super! C:
    Weny i wesołych świąt! ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, chcę błędy. xD
      Cieszę się, że shocik przypadł do gustu. c:
      Wesołych, ciepłych i rodzinnych. <3 Dziękuję za poświęcenie chwili na moje opowiadanie. <3

      Usuń
    2. No to jeżeli chcesz... :D
      Gdzieś tam było napisane "wigilijnej" wielką literą. I w opisie dialogu (chodzi mi o "– Uch! – Rzuciłam zdenerwowana.") słowo "rzuciłam" powinno być napisane małą literą. Podobnie jak w tym miejscu: "– Tak, tak – machnęłam nieco lekceważąco ręką, kręcąc głową.", tyle że po ostatnim "tak" powinna stać kropka, a "machnęłam" napisane z wielkiej. Pogugluj sobie o zapisie dialogów, jeżeli nie wiesz, o co mi chodzi ;).
      fabryka-opowiadan.blogspot.com

      Usuń
    3. Doskonale znam się na dialogach xD Ale cóż, każdemu zdarzają się błędy. C: Poprawię. <3

      Usuń
  2. Czas zacząć hejty :3
    A więc tak, Kranie, ja nie wiem, co Ty tu jeszcze robisz. Nie nadajesz się na bloggera... bo już dawno powinnaś mieć swoją własną książeczkę w wydaniu papierowym. xD
    Shocik genialny, na końcu nawet się wzruszyłam. Jest delikatny, prosty i szczery. Nie ma tam udziwnionych sytuacji; została tylko przykra, niezmienna rzeczywistość. Ujęłaś w słowa ludzkie dwa najważniejsze życzenia: zdrowie i miłość. Brawo. Jestem dumna z Twojej twórczości. Mam nadzieję, że ponownie mnie czymś zaskoczysz.
    Wesołych świąt, Kraniku :*

    P.S. Na końcu Marek już nie żyje, prawda? To jego duch przyszedł się pożegnać z ukochaną. Słodkie. <3
    P.S.2. Uwielbiam Cię za nadanie głównej bohaterce imienia Alicja. Wiesz, jak kocham to imię. ^_^
    P.S.3. Jak Ci się podoba taki hejt? xD Sorry, ale musiałam Cię troszkę postraszyć. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, a ja naprawdę myślałam, że poleci hejt!
      I ja mam nadzieję, że jeszcze nie raz i nie dwa Cię czymś pozytywnie zaskoczę. :3

      PS. Tak, Marek już nie żyje i to jego duch przychodzi do Alicji, aby dopełnić słowa.
      PS2. Wiem, jak kochasz to imię. Ja również je uwielbiam. <3
      PS3. To najlepszy hejt w moim życiu. :3

      Usuń
  3. Hej! A jest jeszcze szansa że się kontynuacja opka pojawi w przerwie świątecznej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i wesołych świąt oczywiście, przede wszystkim dużo ciepła i miłosci, pozytywnych emocji i dążeń do celu.

      Usuń
    2. Przyjaciół? No jasne c: Myślę, że uda mi się coś naskrobać i pojawi się w niedzielę lub poniedziałek. C:

      Usuń
  4. trochę szkoda, że nie pojawił się nowy rozdział głównego opowiadania, ale z drugiej strony ta miniaturka była tak dobra, że aż by się więcej pdoobnych tekstów chciało. Chyba najbardziej mi się podobło, że tak naprawdę narratorka nigdy nie była z MArkiem parą, że nie znali sie długo,a mimo wszytskon wytworzyli tak wielką wieź między sobą. to, co go spotkało, jest tak cholernie niesprawiedliwe, ze brak słow... a ze Świętami się wiąze, ponieważ Święta są stałe w roku, ale przypominaja m.in. o przemijaniu... Ech. Czekam na kolejny rozdział Przyjaciół i zapraszam do mnie na zapiski-condawiramurs Jestem ciekawa Twojej opinii ;;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu, ja się popłakałam ;-;
    Piękne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczne! Chciałam czytać blogi z opowiadaniami i znalazłam świetny! Uwielbiam smutne elementy (jak ta nie sprawiedliwa śmierć) , ale i przeżycia najbliższych osób. Polecam przeczytać heartland. Jeśli to wam się podobało (jak mi) to heartland wam się spodoba.
    Ktosiaxd

    OdpowiedzUsuń

Komentarze motywują, nawet krótkie. Jeśli nie wiesz, co napisać, wklej cytat, który podbił Twoje serce.