Telefon
Zawsze zastanawiałem się, dlaczego na języku polskim
większość czasu nauczyciele skupiają się na omawianiu historii literatury,
podczas gdy znaczna część naszego społeczeństwa nie była w stanie bezbłędnie
napisać zdania złożonego. Albo gubili przecinki, albo — co zaliczało się do
jeszcze gorszych przypadków — robili błędy ortograficzne.
Raz w tym temacie posprzeczałem się z mamą. Napisała w
esemesie wrócił przez u, a ja — wierny obrońca poprawnej
polszczyzny — zacząłem powtarzać jej w nieskończoność, że jeśli jeszcze raz
zobaczę coś takiego, wydłubię sobie oczy. Na dowód pokazałem jej zadziwiająco
urzekający obrazem znaleziony w Google Grafika.
Ale nie o mojej mamie chciałem opowiedzieć, choć to przez
nią zostałem wplątany w całą sytuację.
Przejdę więc do historii!
Moja mama — tak, Elwira Zawadza — najbardziej kochana
kobieta, jaką poznałem w życiu (a poznałem ich wiele), odłączyła mi i
Konstancji dostęp do sieci, a potem oświadczyła, że nie chce nas widzieć do
wieczora i wręcz wyrzuciła za drzwi.
Konstancja tylko prychnęła i tyle ją widziałem, bo odeszła w
swoją stronę, nawet się nie odwracając. Czułem, że postanowiła odwiedzić
Dawida. Trochę się zawiodłem, bo mogła zostać ze mną albo chociaż coś
zaproponować, a ona zignorowała całkiem moje istnienie.
Nie wiedząc, gdzie się podziać na prawie cztery godziny,
powędrowałem tam, gdzie zwykle spędzałem soboty — do Dominiki. Niby dziewczyna
nie chciała korepetycji w tym tygodniu, ale zawsze mogłem ją odwiedzić.
Uważałem ją w końcu za przyjaciółkę, a przyjaciół się odwiedza, prawda?
Prawda...?
I tak oto z niepewnością ruszyłem chodnikiem niemal na drugi
koniec miasta.
Nie spieszyłem się; moje stopy poruszały się w zwolnionym
tempie, przez co kilka całkiem ładnych dziewczyn z liceum spojrzało na mnie jak
na dziwaka, jednakże niespecjalnie się tym przejąłem.
Czy ja się w ogóle czymkolwiek przejmowałem?
Ach, Karolem. A jego nie było już od dwóch tygodni. Zdążyłem
się stęsknić za jego dotykiem, za oddechem, za pocałunkami. Chciałem, by znów
mnie przygarnął do piersi i wyszeptał do ucha, że jestem najlepszym, co
spotkało go do tej pory. Chłopak potrafił małymi gestami sprawić, że moje serce
biło jak szalone. Dobijała mnie jednak świadomość, że pierwsze związki zwykle
się rozpadają.
Ile to razy wysłuchiwałem żalów dziewczyn z Little Monsters
albo Dominiki, że faceci to świnie i mają w dupie uczucia niewinnych panienek?
Znałem te śpiewki na pamięć. Uświadamiały mi one, że mamy z Karolem dopiero po
osiemnaście lat. Czekało na nas całe życie, mnóstwo wzlotów i upadków,
przyjaźni. Miłości pewnie też. I nawet jeśli chciałem zostać z nim na zawsze,
to przecież nie mogłem tego powiedzieć. Mój egoizm nie powinien wydostać się na
światło dzienne.
Dom Dominiki jak zwykle poraził mnie swoją dostojnością.
Powinienem przywyknąć do oglądania go zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, ale
był zbyt piękny. Ściany w miętowym kolorze w słonecznym świetle prezentowały
się o wiele lepiej niż wtedy, gdy zobaczyłem je po raz pierwszy — w deszczowe
popołudnie.
Znając posiadłość rudowłosej na tyle dobrze, by bezpiecznie
się po niej poruszać, pokonałem bramkę i pewnie stanąłem pod drzwiami.
Zadzwoniłem dzwonkiem.
— Uch! Kto się tam, do diaska, dobija? — Usłyszałem, a potem
prawie dostałem w czoło. — Och, Rafał! nie spodziewałam się ciebie.
Dziewczyna miała na sobie długą, jasnoróżową spódniczkę oraz
czarny gorset. Na to narzuciła... Chwila, jak to się nazywało? Ach, bolerko! Tak,
ciemne, koronkowe bolerko. Rude loki opadały jej luźno na ramiona, a oczy
przyozdobione czerwonymi soczewkami patrzyły na mnie z niemałym zaskoczeniem.
Czyżbym jednak nie był mile widziany?
— Przepraszam, że tak bez uprzedzenia. — Uśmiechnąłem się
delikatnie.
— Ach, daj spokój. — Machnęła ręką. — Wchodź, mam pączki.
I tak oto rozpoczęła się moja przygoda! Dobra, nie nazwałbym
tego przygodą, bo na początku tylko
siedzieliśmy i jedliśmy słodkości. Dominika kilka razy pożaliła się, że znajomość
ze mną źle wpływa na jej wagę. Nie musiałem się martwić o metabolizm, więc nie
znałem jej bólu.
— Wiesz, Rafał — powiedziała w pewnym momencie — powinieneś
zacząć pisać.
Uniosłem brew, patrząc na nią jak na wariatkę.
— Co pisać? — Moja mina musiała być naprawdę głupia, bo
dziewczyna parsknęła śmiechem.
— Cokolwiek. Bloga o swoich życiowych doznaniach, wiersze,
opowiadania.
— Ta, i co jeszcze? — Przewróciłem oczami. Czasem jej
pomysły wydawały się głupsze od moich.
— To całkiem poważna propozycja. Mogłabym ci pomóc na
początku, wiesz, znalazłabym kilku czytelników... Oni zawsze dobrze działają na
wenę.
— Dominika, czy Ty przypadkiem nie przesadzasz? — Pokręciłem
głową. — Nie mam nic ciekawego do powiedzenia.
— Ależ masz! — Jej oczy rozbłysły entuzjazmem. — Zrobię z
ciebie gwiazdę Internetu!
Strzeliłem face palma,
ale Dominika nadal trajkotała o swoim g e n i a l n y m pomyśle. Słuchałem, nie
mając innego wyboru. Problem zaczął się, kiedy przyniosła laptopa i męczyła
mnie wyjaśnieniami na temat blogowania. Widziała, że nie pałam zainteresowaniem,
a mimo to się nie poddała. I to właśnie w Dominice było najlepsze.
Przestałem ją słuchać jakoś po trzecim omawianym blogu.
Tylko wpatrywałem się ślepo w ekran i potakiwałem, udając, że rozumiem. Przyjęła
mnie pod swój dach, kultura wymagała, bym chociaż udawał zaciekawienie. Poza
tym tak ślicznie się uśmiechała, gdy streszczała mi, jak wyglądać powinien
schludny post.
— Dobra, zacznę pisać — wydusiłem w końcu z siebie, kiedy
rudowłosa otwierała dziesiątą kartę.
Twarz dziewczyny rozjaśniła się i zostałem przytulony. Po
raz pierwszy od dwóch tygodni.
Jednakże chwilę sielanki i wspomnień przerwał telefon.
Dokładniej mój telefon. Dzwonił Szymon.
Przez ułamek sekundy zastanawiałem się, czy odebrać, czy
może jednak zignorować go.
Przesunąłem palcem po ekranie.
— Słucham?
— Czy Konstancja jest bardzo zajęta? — zapytał, nawet się
nie witając. Poczułem się nieco odrzucony. — Nie odbiera telefonu, a obiecała
ze mną zagrać.
— Przykro mi, nie wiem, gdzie w tej chwili jest. Obojga nie
ma nas w domu — mówiąc to, patrzyłem prosto na ścienny zegar wskazujący godzinę
siedemnastą. — Powinna wrócić przed ósmą.
— A wiesz, czemu nie odbiera?
— Nie jesteśmy połączeni magiczną telepatią. — Westchnąłem,
będąc znudzonym sprostowaniami na temat bliźniąt. — Pewnie ma powód. Może byłeś
zbyt upierdliwy?
— Nie bądź niemiły — fuknął w słuchawkę.
— To ty się nie przywitałeś.
Chwila ciszy. Uśmiechnąłem się.
— Dobra, moja wina, przepraszam — przyznał się do błędu, a
ton jego głosu stał się nieco oschły. — Dobra, cześć.
— Pa?
Znałem go niecały tydzień, a Szymek już zdążył mnie
zdenerwować więcej razy niż Karol przez kilka miesięcy. O ile koszykarz
potrafił zaczarować słowem, o tyle zachowywał się czasami jak nietykalna,
napuszona nastolatka. W takich sytuacjach każde ugodzenie w jego dumę kończyło
się milczeniem. Nie to, żeby mi to przeszkadzało. I tak go ignorowałem, nawet
kiedy ten o tym nie wiedział.
— Kto to był? — zainteresowała się Dominika, trzepocząc
rzęsami.
— Szymon. Poznałem go na ostatnim meczu.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę.
— To taki z długą grzywką zakrywającą oko? — Przechyliła
głowę w bok, patrząc wyczekująco.
— Tak.
— Nie pytaj, skąd wiem — ostrzegła. — Biblioteczna zjawa po
prostu musi wiedzieć wszystko.
***
Przyglądałem się, jak Dominika montuje film. Miała na uszach
różowe słuchawki. Ja zająłem się czytaniem jakiejś książki, którą zostawiła na
łóżku. Dochodziło wpół do szóstej.
Odliczałem minuty do ponownego pojednania z Internetem, facebookiem,
czatami. Ach, naprawdę się uzależniłem. Wolałem jednak bratać się z ludźmi w
sieci, niż z tymi ze szkoły. Ci drudzy bardziej onieśmielali.
Tik tak. Tik tak.
Czas uciekał, a ja raz po raz czytałem jedno zdanie, nie
mogąc skupić się na dalszej treści. Przypomniało mi to książkę bez kontynuacji
o duchu i jego ludzkim przyjacielu. Nie czułem się przeklęty, choć Konstancja
zarzekała, że przecież przez to zginę. Coś się chyba nie udało, ups.
Historia niewidomej autorki wypadła mi na jakiś czas z
pamięci. Teraz, kiedy znów sobie o niej przypomniałem, zacząłem odnosić
wszystko do mojego życia.
Mógłbym nazwać Karola zjawą. Pojawił się znikąd, nic o nim
nie wiedziałem, powiedział, że mnie kocha, a potem zniknął. Niestety, mój świat
był tak bardzo realny, że nie potrafiłem uwierzyć w istnienie duchów, wampirów,
wilkołaków i innych istot nawiedzających bajki dla dzieci. A Karol to po
prostu... Nietypowy przypadek człowieka tryskającego entuzjazmem. I nic nie
potrafiłem na to poradzić.
Po raz drugi tego wieczoru zadzwonił telefon. Tym razem
jednak należał do Dominiki, a dźwięk dzwonka (jakaś japońska piosenka)
rozbrzmiał w całym pokoju, przywołując mnie do rzeczywistości. Oderwałem wzrok
od książki i zdania mówiącego o motylach w brzuchu. Ach, te romanse.
— Halo? — Dziewczyna przyłożyła komórkę do ucha. — Co się
stało?! — Pauza. — Tak, zaraz tam będę!
Rudowłosa rzuciła wszystko. Wyrwała nawet kapel od
słuchawek, zapominając, że wciąż ma je na szyi. Spojrzała na mnie przelotnie,
chwytając za bluzę wiszącą na oparciu jednego z dwóch krzeseł.
Również zerwałem się z łóżka, poderwany jakiś dziwnym przeczuciem,
że powinienem stać, a nie rozkładać się jak żaba na liściu.
— Co się stało? — zapytałem, zbiegając za nią po schodach.
Złapała pęk kluczy wiszący w korytarzu.
— Tomek się obudził!
Mam cichą nadzieję, że rozdział się podobał, a końcówka was zaskoczyła. Kto spodziewał się przebudzenia Tomka i tego, że Szymek jednak może działać na nerwy?