Theme by Kran

14 lis 2015

Rozdział XXVII

Niespodzianka


Skończył się kwiecień, przyszedł maj. Konstancja chodziła nerwowa, bojąc się o przyszłe matury, przez co nawet ciche, złe słowo doprowadzało ją do szału. Oberwało mi się kilka razy. Zresztą, nawet nie tylko mi, ponieważ w czasie majówki, kiedy Karol spędzał u nas trzy dni, nawet on dostał po głowie. Nie mocno, ponieważ Kontie nie miała serca zranić go tak jak mnie, ale też.
— W przyszłości nie będzie matur — powiedział Karol, kiedy leżeliśmy razem na moim łóżku. Podsunął mi bluzkę i zataczał palcem koła na biodrze. Nie potrafiłem oderwać oczu od jego twarzy. — Wszyscy za to będą musieli stawiać się na komisyjny test inteligencji. Odpowiadasz podczas niego na dziesięć podchwytliwych pytań i jeśli odpowiedziałeś na co najmniej siedem, dostajesz od państwa certyfikat. Potem możesz już pójść do pracy.
— Jak wygląda przyszłość? —zapytałem z czystej ciekawości.
— Tak jak dzisiaj. Jest trochę więcej technologii i gdyby się uprzeć, można powiedzieć, że robotyka weszła na wyższy poziom, ale mimo wszystko nie można jeszcze mieć robota wyglądającego jak człowiek.
— Szkoda, zawsze chciałem mieć metalowego kamerdynera — zaśmiałem się.
— Mogę ci trochę posłużyć, jeśli chcesz — wyszeptał, nachylając się do mojej szyi. Złożył na niej pocałunek i powoli ustami schodził w dół. Westchnąłem. To było takie miłe, takie przyjemne. Czułem mrowienie w żołądku, które kazało mi zacisnąć wargi. — Wiesz, że cię kocham? — zapytał. Mruknąłem tylko w odpowiedzi. — Więc może… — Znalazł się nagle na mnie. Siedział mi na biodrach, trzymając jedną ręką za nadgarstki, a drugą gładząc mój brzuch. — Chciałbyś?
Zaschło mi w gardle. Patrzyłem w jego oczy przepełnione namiętnością. Bałem się. Odwróciłem twarz.
— Jeszcze nie teraz — odpowiedziałem cicho, ale usłyszał.
Słyszałem, jak wypuszczał powietrze z płuc. A potem musnął mój policzek.
— Nie ma sprawy. Mamy czas. Ale mógłbyś mi coś obiecać?
Zerknąłem kątem oka. Uśmiechał się lekko.
— Co takiego?
— Że będę twoim pierwszym.
Kiwnąłem tylko głową.

~~||~~

— Mama w piątek urodziny — oświadczyłem Dominice oraz Karolowi, kiedy we wtorkowe popołudnie spotkaliśmy się w bibliotece. Przysunąłem sobie krzesło do ich stoliczka i patrzyłem wyczekująco.
— Czyja mama? — zapytał Karol, wciskając sobie bułkę do buzi.
— Świętego Mikołaja. — Przewróciłem oczami. — Moja mama.
— To fantastycznie! — Dominika najwyraźniej była w szampańskim humorze. Aż rwała się do roboty, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Zauważyłem, że zrobiła nieco mocniejszy makijaż niż zwykle. Kiedy mieszka się z dwiema kobietami, zaczyna zauważać się takie szczegóły. — Co masz zamiar jej kupić?
— Myślałem, żeby zrobić jej przyjęcie niespodziankę. W sobotę nie pracuje, więc chciałem zaprosić dziadków, upiec tort i ogólnie zorganizować miły wieczór.
Oboje patrzyli na mnie, jakbym co najmniej zamienił się w ducha. Ściągnąłem brwi.
— No co?
— Rafał, czy to pierwszy raz, kiedy zamierzasz wyjść z inicjatywą? — dopytywała się rudowłosa. Kiwnąłem powoli głową, przytakując. — To takie kochane! Nieźle się spisałeś, Karol! — Trzepnęła ciemnowłosego w ramię, a ten zakrztusił się kanapką. — Pomożemy ci. Możemy u mnie upiec tort i ciasteczka. Myślę, że gdyby wciągnąć w to Konstancję, zajęłaby się dekoracjami.
Oczy jej błyszczały, kiedy tak świergotała o tym, co można by zrobić. Uśmiechałem się pod nosem. Wybrałem dobrych przyjaciół, radosnych, kochanych, troskliwych. Wyrozumiałych. Pełnych energii i pomysłów. Najlepszych.
— To idziemy dzisiaj na zakupy! — zarządziła Biblioteczna Zjawa. — Kupimy produkty i weźmiemy się za pierniczki. Aby były idealne, muszą troszkę odleżeć. Myślę, że pierniczki są idealne nie tylko na święta. O, i możemy zrobić też sernik! Albo ptysie! Albo to i to.
— Zrobimy, co tylko będziesz chciała.
Niepotrzebnie to powiedziałem, bo Dominika w sklepie wrzucała do koszyka tyle produktów, że w pewnym momencie zrobił się tak ciężki, że Karol musiał pomóc mi go nieść. A przy kasie westchnąłem zrezygnowany i musiałem płacić kartą. A ten rudzielec tyko uśmiechał się przepraszająco. Wiedziałem jednak, iż zrobiła to ze względu na sympatię do mojej mamy. Poza tym – czyż nie jest tak, że im więcej słodkiego, tym więcej radości?
Dom Dominiki zawsze wywoływał we mnie pozytywne emocje. Kiedy nauczyła radzić sobie z Tomkiem, oznajmiła, że nie muszę przychodzić. Sam też byłem mocno zajęty, więc nie wpadałem nawet na herbatę. Po długim czasie dopiero z Karolem zawitałem w jej progach. Teraz miałem spędzić połowę wieczoru, przygotowując pierniczki.
Nie oczekiwałem, że spotkam mamę Dominiki i dobrze, bo w domu panowała grobowa cisza. Jednak uśmiech rudzielca rozświetlał całe mieszkanie, każdy ciemny zakamarek.
— A Tomek gdzie? — zainteresowałem się.
— Pewnie na górze, gra. Odebrał mi kanał — dodała niezadowolona. — Ale założyłam nowy i od nowa zbieram subskrybentów. Marnie mi to idzie. Poza tym ma zamiar pousuwać moje dotychczasowe filmy.
— Znajdziesz nowych, zobaczysz — uśmiechnął się do niej Karol. — To, co robisz, jest naprawdę super. Może wkrótce gdzieś cię to zaprowadzi.
— Do okulisty po nowe szkła — zaśmiała się. — Dobra, bierzemy się do roboty!
Dominika w kuchni zmieniała się w prawdziwego potwora. Kazała włożyć nam różowe fartuszki, tłumacząc się, że innych nie ma. Potem cały czas patrzyła nam na ręce, czy aby wszystko robimy zgodnie z jej wskazówkami oraz przepisem. Tak jakby dosypanie o dwadzieścia gram mąki za dużo miało zniszczyć cały wszechświat. Ale zabawnie wyglądała, kiedy skupiona porównywała wielkość jajek czy odmierzała ilość cynamonu. Wtedy razem z Karolem próbowaliśmy ją przedrzeźniać, ale tylko wystawiła język i wróciła do wcześniejszych czynności.
Największą jednak przyjemność sprawiło mi wycinanie pierniczkowych wzorów. Dominika miała całą kolekcję foremek. Oczywiście chwyciłem za śnieżynki, ale zabrała mi je, zanim zdążyłem dotknąć ciasta, mówiąc, że nie są odpowiednie na urodziny, tym bardziej w maju. Dlatego zostaliśmy przy różnych kokardkach.
Dochodziła osiemnasta, kiedy już ze wszystkim się uporaliśmy. Znaczy, ja i Dominika, bo Karol musiał wracać do internatu, więc wyszedł wcześniej. Razem z Biblioteczną Zjawą posprzątaliśmy bałagan, którego narobiliśmy, wrzuciliśmy brudne naczynia do zmywarki, a potem zrobiliśmy sobie herbatę i patrzyliśmy, jak za szkłem piekarnika pieką się ciasteczka.
— To miłe, że chcesz zrobić mamie niespodziankę — powiedziała w pewnym momencie. Wydawała się zamyślona, patrzyła za okno, w ciemniejące niebo. — Gdybym ja wyprawiła swojej takie przyjęcie, pewnie oznajmiłaby, że straciłam mnóstwo cennego czasu.
— Daj spokój, na pewno by się ucieszyła.
Rudowłosa pokręciła głową.
— Wiesz, moja mama jest bardzo kochana, ale prawda jest taka, że dąży za pieniądzem. A wiesz, czym jest pieniądz? Czasem. Przymyka oko na moje vlogowanie, ponieważ mam z tego jakiś grosz. Chociaż naprawdę ciężko jest się wybić początkującym. Takich ludzi jak ja jest setki, tysiące i każdy chce spróbować. A udaje się to nielicznym. Dlatego czasami się śmieję, że mam szczęście głupiego. — Upiła łyk herbaty, przymykając oczy. — Tomek opowiadał, że gdy mama szukała pracy i miała więcej czasu, siadała w salonie, popijała zieloną herbatę i czytała książki. To ponoć po niej odziedziczyłam miłość do literatury. — Podrapała się w szyję. — Wiesz, gdyby nie ty, moimi jedynymi przyjaciółmi wciąż byłyby wydrukowane słowa. To trochę dziwne; czytać i mówić, że książki to twoi przyjaciele, że nie potrzebujesz nikogo więcej. Ale tak się tylko zdaje. Zawsze wydaje ci się, że jest w porządku, dopóki nie poznasz czegoś lepszego. A ty i Karol spadliście jak z nieba.
— Jak papużki nierozłączki chyba — wtrąciłem, śmiejąc się pod nosem.
— Tak, w pewnym momencie dało się to odczuć — przytaknęła. — Ale to dobrze. Bo teraźniejszy ty jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego poznałam. Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi na zawsze.
Na zawsze to zbyt długo, pomyślałem, wiedząc to, co powiedział mi Karol. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.

~~||~~

Salon zamienił się w karnawałową salę za sprawą wszystkich balonów i serpentyn, które porozwieszała Konstancja. Stała teraz zadowolona ze swojego dzieła i rozmawiała z dziadkami. Kuchenny stół uginał się od smakołyków przygotowanych wspólnie z Dominiką. A ja cieszyłem się, że razem ze mną są moi przyjaciele, bo gdybym miał zostać sam na sam z rodziną, chyba bym zwariował.
Wszyscy ubraliśmy się odświętnie. Dziewczyny założyły sukienki: Dominika lolicią, ciemną, a Kontie prostą, białą. Moja siostra wyglądała dziś nadzwyczaj ładnie, musiałem to przyznać. Maturzystka od siedmiu boleści.
Za to nikt nie mógł konkurować z moim chłopakiem. Karol, chociaż miał na sobie najzwyklejszą, białą koszulę oraz dżinsy, przypominał greckiego boga – ucieleśnienie piękna oraz dostojności. Chyba tylko ja wyglądałem niemrawo w swetrze, ale jakimś cudem było mi cholernie zimno i bez niego zamarzałem.
Dziadkowie jak to dziadkowie, zawsze wyglądali porządnie. Muszę przyznać, że dobrze się trzymali. Dziadek Franek ponoć osiwiał dość wcześnie, ale babcia Anastazja nie pozwalała mu na farbowanie włosów. Sama zaś maskowała białe odrosty blond farbą.
Wyczekiwaliśmy chwili, kiedy mama wejdzie do domu. Kiedy otworzyła drzwi, wpuszczając do środka chłodny podmuch, w pierwszej chwili zatrzymała się i patrzyła na nasze małe zgromadzenie. Powolutku zdjęła buty, nie spuszczając oczu z naszych rozochoconych twarzy, by potem rzucić się na nas wszystkich. To był długi, grupowy tulas. Pierwszy, w jakim brałem udział i przyznam, że to bardzo przyjemne uczucie.
— Wszystkiego najlepszego, mamo — powiedzieliśmy jednocześnie z Konstancją. Bliźniaki już tak mają, że najważniejsze kwestie wypowiadają razem.
— Dziękuję. — Oczy zaszły jej łzami i jeszcze raz mocno nas przytuliła. — Jesteście najlepszymi dziećmi na świecie.
— Jedynymi w swoim rodzaju — dodałem.
Przyjęcie trwało w najlepsze. Mama zachwycała się smakiem ciast, które piekłem razem z Dominiką i co rusz wypytywała dziewczynę, co dodała, aby uwydatnić chociażby mięte w serniku. Tak, ja też nie wiem, jak to możliwe, ale rudzielec wyczarował wyśmienity sernik z nutką mięty. Dziadkowie zajęci byli bardziej Konstancją niż mamą. Mała Miss musiała streścić im, co w szkole, jak życie, komu przekazała samorząd. A jak Kontie zacznie mówić, końca nie słychać.
Karol natomiast miał super okazję, żeby wypróbować swoje zdolności odwracania uwagi innych i co cały czas nachylał się nad moim uchem i szeptał co najmniej niecenzuralne rzeczy, których nie chciałem słyszeć, patrząc na rodzicielkę.
Dlatego też, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, zerwałem się jak oparzony, aby otworzyć. Nie spodziewałem się jednak zobaczyć w nich Szymka.
— Możemy porozmawiać? — zapytał, wsuwając ręce do kieszeni spodni.
— Jasne — odparłem. — Wychodzę, zaraz wrócę! — krzyknąłem do reszty, kiedy wsunąłem już buty i narzuciłem ciepłą. —Przejdźmy się.
Mimo nieuchronnie zbliżającego się lata wieczory wciąż potrafiły być chłodnawe. Panujący już mrok i palące się uliczne lampy tak bardzo kojarzyły mi się z zimą, że ponownie zapragnąłem śniegu.
— Nie mieliśmy okazji zamienić po meczu nawet słowa — zauważył.
— Och, no tak. Gratuluję wygranej. — Uśmiechnąłem się, przyznając chłopakom z Katolika zwycięstwo. — Niełatwo było z wami grać. Naprawdę jesteście najlepsi.
— Nie przesadzajmy, to po prostu treningi.
— W takim razie przekażę Mateuszowi, zaczniemy ciężej trenować i na następnym meczu to my zgarniemy złoty puchar!
— Nie mogę się doczekać. Co świętujecie?
— Urodziny mojej mamy. Kończy czterdzieści dwa lata, uwierzysz? Ale no, o czym chciałeś rozmawiać?
Przełknął ślinę. Zaczesał grzywkę za ucho.
— Jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowie, ale już więcej nie zagram w kosza.
Zatrzymałem się. Ale… Jak to? Przecież miałem z nim grać… Wygrać…
— Lekarz powiedział, że moje drugie oko też zaczyna szwankować. Na razie okulary, ale potem… Z czasem stanę się ślepy. A co komu ze ślepego zawodnika? Nic. Wolę odejść już teraz. Potem pożegnanie będzie zbyt trudne.
Nie uśmiechał się. Musiało mu być ciężko, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Tylko stałem jak głupi pacan. Chciał się tym ze mną podzielić.
— Dla mnie i tak zostaniesz niepokonanym kangurem — oznajmiłem bez cienia wątpliwości. — Na zawsze. Dlatego się nie załamuj. Raczej ciesz, że było ci dane oglądać ten świat. — Zarzuciłem mu rękę na szyję i uniosłem jego podbródek, by patrzył na niebo. — Widzisz? Może nie widać wielu gwiazd, ale one tam są. Więc nawet gdy przestaniesz widzieć swoich przyjaciół, oni wciąż przy tobie będą. Ja też. Bo nie ma drugiego takiego kangurka jak ty.


Haha, wyrobiłam się z rozdziałem na sobotę! Jestem z siebie dumna, tak trochę.
Co sądzicie o moim pomyśle z blogiem? Smutno by mi było porzucać go po roku, gdy już skończę „Przyjaciół”, więc po prostu zacznę pisać inne opko. Tylko adres się nie zmieni, bo ludzie wciąż po nim odwiedzają blog. ;)
Do końca zostało pięć notek. Myślę, że w takim tempie wyrobię się do końca listopada. Co chciałybyście (bo myślę, że czytają mnie tylko dziewczyny) poczytać później? Rzucajcie propozycje! Kolejny romans czy może coś innego?
A, i co sądzicie o szablonie? Kolorowe kwadraciki po prawej stronie, obok dziewczynki, zaprowadzą was w odpowiednie miejsca. .w.


7 komentarzy:

  1. nie możne być za pięknie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, to jest tak cukierkowe, ze bardziej byc nie moze, wszyscy mówią sobie nawzajem takie miłe słowa albo wykonują piękne gesty... Wiec niestet wierzę jakieś niepomyślne wydarzenia niedługo. A szkoda. Chciałabym , zeby Karol i Rafał mogli byc ze sobą bez żadnych przeszkód. Zapraszam do mnie na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie, moj kochany...D: Kiedy przeczytalam, ze zaczyna slepnac na drugie oko to bylo takie "...alejaktozeco...". Ach, zastanawiam sie, skad sie u mnie wziela ta sympatia do Szymka...? Nie wiem, naprawde nie wiem.
    Rozpaczam nad faktem, ze niedlugo koniec. Zbyt sie do nich przywiazalam, zeby teraz tak po prostu powiedziec "pa pa". 5 notek, tylko 5 notek!! Mimo wszystko chce kolejne rozdzialy, bo chce wiedziec, jak zakonczy sie historia "przyjaciol":(.
    Pomyslu ci nie dam, bo nie mam do tego glowy, wybacz :(
    Pozdrowionka Kranie~

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie przeczytałam wszystkie twoje opowiadania i jestem pod wrażeniem :)
    Czyta się to bardzo miło i przyjemnie oraz z wielką zachłannością, dlatego proszę pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć, jejku. <3
      Postaram się jak mogę, aby skończyć "Przyjaciół" i zacząć coś nowego. <3

      Usuń
  5. Biedny Szymek ;-; Już nie wiem co do niego czuję. Z jednej strony jest fajny, z drugiej strony mnie wkurza... ehh.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze motywują, nawet krótkie. Jeśli nie wiesz, co napisać, wklej cytat, który podbił Twoje serce.