Notacja wykładnicza
Czy wspominałem już, jak bardzo
matematyka wpływa na mój umysł i nakłania do refleksji oraz rysowania dziwnych
rzeczy na marginesie? Pewnie tak.
Na tej pamiętnej lekcji powtarzaliśmy
notację wykładniczą. Cztery razy dziesięć do minus trzydziestej czwartej,
blablabla. Czułem się jak na fizyce w pierwszej klasie, kiedy to obliczaliśmy
długość fali światła czerwonego. Moja kartka, zamiast notatek, zawierała dziwne
szkice człowiekopodobnych istot o twarzach w kształcie cebuli oraz rączek
przypominających patyczki. Ale i tak byli piękni oraz różnorodni, przedstawiali
w końcu moją klasę.
Czekałem na Dawida, który wpadnie do
klasy, jak to miał w zwyczaju. Powiedziałby jak zawsze klika słów o jakimś
konkursie, zbiórce albo innej głupocie, której wygrana równałaby się z
otrzymaniem certyfikatu nietykalności. Co prawda dzień bez sprawdzianów i
kartkówek, bez odpowiedzi ustnych oraz bez sprawdzania prac domowych to
naprawdę kusząca propozycja, jednakże nikomu się nie chciało angażować w żadną
działalność, która zmuszałaby do kiwnięcia palcem. Dzisiejsza młodzież w ogóle
w nic nie chce się angażować i tylko siedzi na tych swoich tyłkach i…
—
Panie Zawadzki — odezwał
się nagle ciężkim głosem sor od matematyki. Podniosłem wzrok i spojrzałem na
niego, próbując nie pokazywać, że właściwie wcale go nie słuchałem. — Czy
mógłby pan wypłukać gąbki?
Tak,
wszystko kończy się i zaczyna podczas płukania gąbek. Bo kiedy brudna woda
spływała do umywalki, stwierdziłem, że czas zrobić krok do przodu, jeśli chodzi
o mój związek. Duży krok do przodu. W końcu… Mijał już piąty miesiąc, odkąd
zacząłem chodzić z Karolem. I… naprawdę mi na nim zależało.
To
dziwne, kiedy nic nie czujesz, a nagle zaczynasz kochać, chcesz się o kogoś
troszczyć i starasz się z całych sił dogodzić tej drugiej osobie, a jednak mimo
wszystko ciężko ci czasem, ponieważ nie wiesz, co powinieneś zrobić. Miłość w
moim przypadku była wszystkimi uczuciami naraz. Zalewała mnie momentami fala
emocji, topiłem się w niej, nie mogłem oddychać, a potem pojawiał się Karol –
mój dzielny Rycerz – i jednym, szybkim ruchem wyciągał mnie na powierzchnię,
pozwalając wziąć głęboki haust powietrza. Wtedy też, oddychając z trudem, uśmiechałem
się z wdzięcznością, dziękując przeznaczeniu, losowi – na jedno wychodzi – że
postawił na mojej drodze tak wyjątkową osobę.
Na
długiej przerwie Karol poszedł do sklepiku znajdującego się uliczkę dalej, aby
kupić sobie coś do jedzenia, bo rano oczywiście nie zdążył. Dlaczego? Bo spod
internatu przyszedł po mnie! Czasami chłopak mnie rozbrajał i nie wiedziałem,
czy mam się śmiać, czy płakać. Jednakże zachowywał się bardzo romantycznie nie
potrafiłem mu odmówić ani stanowczo rozkazać, aby przestał. Lubiłem z nim
spacerować.
Długą
przerwę spędziłem więc w towarzystwie Dominiki oraz biblioteki. Koło teatralne
zebrało się na swoje obrady, dzięki czemu mogłem patrzeć na twarze młodych
aktorów pozbawione w tej chwili jakiegokolwiek wyrazu, wiedząc, że jeszcze
półtora miesiąca wcześniej grali umierających, szalonych bądź dogłębnie
smutnych ludzi, wczuwając się w ich sytuację tak, jakby sami nimi byli. Nie,
tak naprawdę się nimi stawali. Przesiąkali bohaterami wystawianych sztuk.
Jedna
z dziewcząt, taka długowłosa blondyneczka o delikatnej urodzie, z cieniutkim,
ale długim noskiem, patrzyła na mnie przez krótką chwilę, a później przeniosła
wzrok na swojego brata. Skąd wiedziałem, że to jej brat? Oczywiście nie
szpiegowałem – przeczytałem to samo nazwisko na ich identyfikatorach, a
podobieństwo w rysach twarzy tylko potwierdziło jakże szczegółowe dochodzenie.
—
Ładnie to tak podsłuchiwać? — Dominika zaszła mnie od tyłu. Wydawała się
radosna, wyspana i przede wszystkim normalna, nie tak jak ostatnio, kiedy
znalazłem się rozdygotaną w parku.
Mój
układ z Tomkiem kwitł. Dostawałem wiadomość za każdym razem, gdy wychodziła i
kiedy wracała. Czasami znikała na dwie godziny, czasami na całą noc. Mimo
wszystko nie mogłem jej nic powiedzieć, bo przecież była dorosła i sama
najlepiej wiedziała, co może, a co nie. Jej zachowanie świadczyło tylko o tym,
jak bardzo się zagubiła we własnych uczuciach.
—
Tylko patrzę. Aktorzy zawsze wydawali mi się interesujący, zwłaszcza poza
sceną, nie sądzisz? — Spojrzałem na rudowłosą przyjaciółkę.
Wyglądała
jak nienaganna uczennica: włosy zaczesane w kucyk, ciemne spodnie, biała
koszula i to wszystko dopełnione ciemnym, kaszmirowym sweterkiem. Uśmiechała
się od ucha do ucha, najwyraźniej na mój widok.
—
Są, są, ale ja tam ich wolę na scenie. Wiesz, piękne stroje, wyuczony tekst.
Ach! Mogłabym być aktorką. — Rozpłynęła się we własnych marzeniach, a ja
przewróciłem oczami.
—
To nią zostań — stwierdziłem.
—
Akurat, nie nadaję się do tego. — Machnęła ręką, choć widziałem, że wcale nie
jest jej to aż tak obojętne. — Jestem Biblioteczną Zjawą, potrzebna jestem
tutaj, a nie na scenie, przed oczami
setki widzów.
—
A youtube? Tak też oglądają cię setki, jeżeli nie tysiące.
Pokręciła
głową.
—
Nie namówisz mnie na teatr. Nie. Koniec, kropka.
Uparta
rudowłosa sięgnęła po pierwszą lepszą książkę z regału, o który się
opieraliśmy. Był to zbiór rosyjskich wierszy z polskim tłumaczeniem. Otworzyła
na pierwszej lepszej stronie i zaczęła czytać wyrwany dosłownie z nikąd
fragment przyciszonym głosem. I to w oryginale! Wiecie, jak to brzmi, kiedy
ktoś szepcze wam do ucha po rosyjsku? Nie? To się cieszcie, bo choć w wykonaniu
Dominiki powinno to zabrzmieć pięknie, spokojnie i uroczo, to poczułem się jak
zastraszany i wcale nie cieszyłem się, że czyta mi to właśnie ona.
—
A co to za zbiorowisko? — Znikąd pojawił się Karol. Ścisnął mnie mocno za rękę:
to było jak delikatny pocałunek, kiedy wszyscy patrzyli.
—
Rafał twierdzi, że powinnam grać w szkolnych sztukach — odpowiedziała Dominika,
wydymając policzki.
—
Rafał to by nas wszystkich gdzieś wsadził, tylko nie siebie. — Karol uśmiechnął
się ciepło. — Będziemy tak stać i patrzeć, czy może pójdziemy na korytarz i
zjemy? Jestem głodny jak cholera, a gdy siedzę z wami, ludzie mniej mi się
przyglądają.
Karol
wciąż miał mnóstwo fanek, które nie wiedziały, że ich bożyszcze umawia się z
facetem. Wzdychały do niego, chichotały i mrugały pomalowanymi rzęsami, a
czasami odważyły się nawet na nieśmiałe „cześć”. Kiedyś bardziej mi to
przeszkadzało, teraz raczej to ignorowałem, zwłaszcza po tym, jak kilka razy i
do mnie odezwali się ludzie, których nie znałem. Jakoś nie kwapiłem się do
zawierania nowych znajomości – znalazłem już kilku dobrych przyjaciół.
Wyszliśmy
na korytarz i rozsiedliśmy się na jednej z wolnych ławek. Karol wyjął kanapkę i
zaczął się zajadać, opowiadając mi z pełną buzią o tym, co się działo
wczorajszego wieczora w internacie. Chłopaki świętowali czyjeś osiemnaste
urodziny i zrobili niezłą libację alkoholową, wciągając w to również
dziewczyny, a Karolek oczywiście brał w tym udział i teraz próbował wyglądać
normalnie mimo kaca.
—
Powiem o nas mojej mamie.
W
pierwszym momencie się zadławił, potem przełknął, a na sam koniec wybałuszył na
mnie swoje po raz kolejny przyozdobione soczewkami oczy.
—
Co cię tak nagle naszło?! — Wydawał się zaskoczony i nieco przestraszony moją
decyzją, ale ja tylko wzruszyłem ramionami.
—
Tak jakoś, powinna wiedzieć, w końcu jestem jej synem, tak?
Stwierdziłem,
że podjąłem bardzo dobrą decyzję. Uwielbiałem moją mamę i wiedziałem, że
zaakceptuje mnie w pełni takiego, jakim jestem, więc nie musiałem się martwić,
czy wyrzuci mnie z domu albo wydziedziczy. Moja mama była bardzo dobrą osobą i
nie skrzywdziłaby muchy, a co powiedzieć własnego syna! Poza tym… Wiedziałem, że
niedługo przyjdzie mi się z Karolem rozstać, dlatego chciałem, aby mama
wiedziała o tym mimo wszystko.
—
Masz coś przeciwko? — zapytałem.
—
Oczywiście, że nie. Po prostu mnie zaskoczyłeś. — Karol znowu się uśmiechnął,
tak jak zawsze: ciepło i ze zrozumieniem. — Zróbmy to razem, dobrze? Wpadnę do
was na kolację.
—
Dobrze. — Pokiwałem głową.
###
Jak już wszystkim powszechnie wiadomo,
moja mama uwielbiała eksperymentować w kuchni. Dlatego też zdziwiłem się, kiedy
na obiadokolację postanowiła przygotować drobiowe kotlety. Niby danie jak
danie, ale nie było zbyt wykwintne jak na mamę! W końcu wszyscy zawsze
powtarzali „Elwira ma niezwykły talent kulinarny”. A tu zwykłe kotlety.
Nie wiem dlaczego, ale trochę się
zmartwiłem. Może nie miała humoru? Jednakże moje wyimaginowane zmartwienia
rozwiały się z chwilą, gdy zaczęła radośnie rozmawiać z Karolem. No tak,
przecież on każdemu potrafił przywrócić uśmiech.
Siedząc przy stole, trochę się bałem, że
wszystko skończy się zdecydowanie za szybko. Czekałem, aż wszyscy zjedzą, raz
co raz zerkając to na zegar, to na rozpruwającą o jakiś głupotach mamę. Dlaczego
tak ciężko było mi się przyznać do niej przed prawdą?
Konstancja wyglądała na zaspaną. Miała
potargane włosy i pogniecioną bluzkę. Kiedy ostatnio z nią rozmawiałem,
wyjaśniła mi dokładnie, dlaczego to właśnie mnie wyznaczyła na przewodniczącego.
Stwierdziła, że szkoła powinna w końcu zacząć stawiać na sportowców, a skoro
tak bardzo uwielbiałem koszykówkę, nadawałem się na to stanowisko idealnie.
Poza tym zawsze pod ręką miałem ją, więc to jakby ona wciąż pozostawała Królową
naszej małej szkoły.
Ścisnąłem mocno widelec, bojąc się, ale
jednocześnie nie mogąc wytrzymać. Nie chciałem dłużej czekać.
—
Mamo… — zacząłem, patrząc na Karola, jakby błagając bezgłośnie o pomoc. Chyba
zrozumiał.
—
Wie pani, pani Elwiro, już dawno mieliśmy o tym powiedzieć z Rafałem, ale za
każdym razem zjadał nas strach o odrzucenie. Doskonale wiemy, że jest pani
wspaniałą osobą pełną empatii, ale mimo wszystko czasem trudno wziąć się w
garść. — Karol wziął moją dłoń. — Od jakiegoś czasu chodzę z pani synem.
Nastała
chwila ciszy, po czym mama wypuściła wstrzymane powietrze.
—
A ja myślałam, że stało się coś poważnego! Chłopcy, jesteście przeuroczy, ale
domyślałam się już od dawien dawna. W końcu każdy ślepy by to dostrzegł.
Czy
nasz związek i obustronne przywiązanie było widać aż tak bardzo?
Rozdział trzydziesty! Jeszcze jeden i epilog! Uch, mam nadzieję, że pojawią się jak najszybciej. c:
Macie reakcje pod rozdziałem i proooszę, klikajcie w nie, jeśli nie wystawiacie komentarzy. Da mi to kopa do pisania, tak jak komentarze. :3
Nie mam bladego pojęcia jak zakończysz to opowiadanie aż strach się bać... Coś mi się wydaje, że nie będzie to szczęśliwe zakończenie. Dużo weny !!
OdpowiedzUsuńKiede jak to koniec tak szybko? To jak się dowoemy, o co tak naprawdę chodziło w eksperymencie, jak zakończysz ten związek, podróże w czasie, albo choćby wątek z Szymkiem? To naprawdę nie wyglada na zakończenie.... Ale coz, pewnie w nastepnym rozdziale pojawi się wiele niespodziewanych wątków. Ciesze się, ze Rafał zdecydował sie na ten krok, a Elwira to wspaniała kobieta ;). Zauważyłam błąd ortograficzny; powinno byc jakichś głupot, a nie jakiś. Zapraszam na nowosc do mnie, zapiski-Condawiramurs
OdpowiedzUsuńTak Karolku i Rafałku. Wasz związek widać z tysiąca kilometrów! Nawet ślepiec by zauważył! :D
OdpowiedzUsuń