Theme by Kran

14 mar 2015

Rozdział VIII


Pierwsze wspólne zdjęcie



Święta obfitowały w śnieg, słodkości i wyczerpujące treningi. Wracałem do domu zalany potem, wypijałem herbatę, a potem kładłem się i spałem jak zabity aż do południa. Święta spędziliśmy we trójkę, ponieważ z powodu oblodzonych dróg dziadkowie bali się wsiąść w samochód. Może to nawet i lepiej? Przynajmniej nic im nie było, żyli i wyczekiwali nas w czasie ferii zimowych.
W ostatnią niedzielę przed powrotem do szkoły spacerowałem po Międzyrzecu, przyglądając się dokładnie wszystkim ludziom mijanym na ulicach. Kiedyś nie zwracałem uwagi na ich twarze, skwaszone miny, niechęć w oczach. Teraz mnie to interesowało. Zastanawiałem się, czy wszystko z nimi w porządku, co się stało, jakie nieszczęścia przytrafiły im się w życiu. 
Na podwórku jednego z domów bawiła się dziewczynka, którą kiedyś spotkaliśmy z drużyną na boisku. Lepiła krzywego bałwana, a gdy jej rzeźbie odpadła głowa, wystawiła język z pogardą. Zachichotałem na ten widok, a wtedy mała koszykarka odwróciła główkę w moją stronę. Momentalnie na dziecięcej buzi wykwitł piękny, radosny uśmiech. Pomachała mi. Odwdzięczyłem się tym samym gestem i ruszyłem dalej.
Orlik nadal był zamknięty. Zamiast sztucznej murawy widziałem śnieg. Patrzenie na boisko do koszykówki aż bolało, ponieważ nie mogłem postawić na nim stopy i rzucić piłki do kosza. Przestrzeń hali nie była zła, jednak wolałem biegać na dworze, wdychać świeże, zimne powietrze. Cztery ściany tylko bardziej uświadamiały mi, jak szybko zbliżał się oficjalny mecz, w którym miałem wziąć udział. Z jednej strony nie mogłem się doczekać, a z drugiej myśl o pierwszej, grupowej przegranej, do której dojść mogło, wprawiała mnie w stan wahania i niechęci. 
Wróciwszy do domu, odczytałem esemesa od Karola. 
„Jestem już w internacie!!! Wcale nie tęskniłem za spojrzeniem pani ze stołówki :((((”
Bawiło mnie jego podejście do świata – choć wiele rzeczy wprawiało go w osłupienie, to akceptował je nader szybko i łatwo. W ciągu tygodnia pogodził się z byciem singlem i publikował uśmiechnięte zdjęcia na facebooku. Dziewczyny nabijały mu łapki w górę i komentarze, byleby zwrócił na nie uwagę. Sam zostałem zalany wiadomościami typu: „A Karol ma już kogoś na oku? Możesz mi dać jego numer?” Powoli stawało się to nudne, choć nie powiem – na początku odpisywanie napalonym nastolatkom sprawiało mi przyjemność. 
„Smacznego” – odpisałem
„Dzięki. :((( Będziesz mnie jutro pocieszał”
„Już widzę, jak którakolwiek z dziewczyn pozwoli mi do ciebie podejść. xD”
Ze słuchawkami w uszach położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy, aby choć trochę się uspokoić. Nawiedzała mnie wizja przegranego meczu. Nie potrafiłem się skupić na niczym innym. Obawiałem się, że moje myśli w końcu staną się rzeczywistością, ale mimo prób nie potrafiłem zmusić się do zaprzestania wizualizacji tej porażającej sceny. 
Jak nie trafię choć raz, przysięgam, że do końca miesiąca będę zmywał po niedzielnym obiedzie, obiecałem sobie w myślach.

***

Środa. Nie spodziewałem się, że ta chwila nadejdzie tak szybko. Karol zjawił się punktualnie pod naszym domem. Polubił pokonywanie ze mną drogi, dlatego też Konstancja wychodziła pięć minut wcześniej, aby nie musieć się czuć jak piąte koło u wozu. Uśmiech ciemnowłosego wywołał lekkość, nadal obawiałem się przegranej, jednak nie tak bardzo. Postawiłem sobie za cel bycie na tyle dobrym, aby Karol mnie pochwalił, choć wiedziałem, iż zrobi to bez względu na wynik.
Ten mecz odgrywał się na naszej hali. Tyle szczęścia – przynajmniej znałem miejsce, w którym miałem stać. Gdybym nagle znalazł się w obcej sali, pewnie uciekłbym, gdzie pieprz rośnie. Znajome okna powitały mnie, wlewając jasne, rozproszone światło. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego zimą, nawet gdy świeci słońce, jest zimno. Nigdy nie byłem zbyt dobry w przedmiotach przyrodniczych, nudziłem się na nich i trochę głupio było zapytać nauczyciela, zaś o wpisaniu tego w Internet zapominałem. To wszystko doprowadziło do mojego życia w ciągłej niewiedzy.
Dominika stanęła przed nami z aparatem. Jej długi, rudy kucyk został zastąpiony ładnym, schludnym kokiem na czubku głowy, jednak grzywka wciąż zakrywała dziewczynie pół twarzy. Karol przywitał się z nią, mówiąc „cześć” i kiwając głową. Odpowiedziała mu tym samym. A potem błysnął flesz.
— Rafał, postaraj się trochę — mruknęła, oglądając moją nieudaną, zaskoczoną minę. — Jeszcze jedno — zarządziła.
— A mogę z nim? — zapytał szatyn, przeciągając „i”.
— Jasne.
Karol stanął za mną, a następnie potężne ramiona oplotły moją szyję, zaś jego twarz znalazła się tuż przy lewym policzku. Zerknąłem kątem oka. Dostrzegłem uśmiech, ale nie ten udawany i wymuszony, lecz szczery, prawdziwy. Chłopak uśmiechał się, ponieważ tego chciał, najwyraźniej miał ku temu powód. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby tym powodem była Dominika, jednakże na tę myśl zrobiłem się… Zazdrosny? Może nie chciałem, by kolejna dziewczyna zabrała mi jedynego na tę chwilę przyjaciela? Karol mi wystarczał, nie musiałem rozglądać się za nikim innym. Z Dominiką również się dogadywałem. Satysfakcjonował mnie taki stan rzeczy.
Wyszczerzyłem się jak głupi do aparatu, a wtedy rudowłosa zrobiła zdjęcie. Chwilę wpatrywała się w ekran, a następnie i ona uniosła kąciki ust z zadowoleniem, by w końcu pokazać naszej dwójce kciuk w górę. 
— Wyglądacie jak zakochani — stwierdziła, pokazując nam zdjęcie. 
Rzeczywiście wyglądaliśmy jak para. A ja nie przypominałem tego smutnego, przygnębionego Rafała sprzed kilku miesięcy. Zmrużyłem oczy w szerokim uśmiechu. I to do zdjęcia! A Karol tulił się do mnie, jakbym był wielkim misiem, a nie żywą istotą. Zdążyłem przywyknąć do uścisku chłopaka oraz jego głupich zwyczajów, jednak teraz widząc to, co oglądać musieli inni, nieco się zawstydziłem.
No i ładnie mi było w drużynowym stroju. 
— Trochę boję się, że przegram — przyznałem się, siadając na ławce wraz z Dominiką. Karol wolał stać. 
— Daj spokój! — Dziewczyna uderzyła mnie w ramię. — To twój pierwszy mecz, nie dziwię się. Jednak nie możesz mówić, że przegrasz t y, ponieważ cała drużyna odpowiada za końcowy wynik. 
Jej słowa nieco podniosły mnie na duchu. Mój przyjaciel kucnął, opierając dłonie o parkiet. Spojrzałem w jego złote oczy i nagle poczułem się dziwnie spokojny. Jednocześnie chciałem, by mnie objął i nie puścił aż do rozpoczęcia meczu.
— Wygrajcie, to będzie mój prezent na urodziny — oznajmił.
— Ha! To mój tekst, nie zgadzam się — żachnąłem się, robiąc naburmuszoną minę. — Poza tym do twoich urodzin jest jeszcze aż półtora miesiąca!
Karol podrapał się w tył głowy i wodząc wzrokiem to na lewo, to na prawo, zaczął zastanawiać się, jak zmotywować mnie do dania z siebie wszystkiego. Tak czy siak zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, aby wynik był pozytywny dla nas. 
— Jak wygracie, zdradzę ci wielką tajemnicę — zaproponował. Przyjrzałem mu się dokładnie, mrużąc oczy.
— Zgoda — powiedziałem, po czym uścisnęliśmy sobie ręce. Na twarzy chłopaka znów pojawił się uśmiech.
Drużyna na ten mecz składała się z samych rezerwowych, tak jak wcześniej ustalono. Mateusz jasno nam jednak powiedział, że jeśli pod koniec trzeciej kwarty będziemy daleko w tyle, wprowadzi zmiany i wpuści zawodników z głównego składu. 
Adam, najwyższy z siedzących ze mną na ławce, zajął pozycję środkowego. Nawet siedząc na ławce, widziałem jego jasną czuprynę, kiedy rozmawiał z kilkoma dziewczynami z klasy. Na moment i on rzucił krótkie spojrzenie zielonych ślepi w moją stronę. Kolejny był Piotrek – rozgrywający, a także, jak łatwo się domyślić, najniższy z rezerwowych. On miał w sobie coś wyjątkowego, niby mały, ale wszyscy go lubili. Z charakteru przypominał mi Karola. Obaj posiadali także ciemne włosy, z tym że Piotrkowi dostały się niemal czarne oczy. Miejsce skrzydłowych zajęli Łukasz i Daniel. Nie przepadali za sobą, jednakże w czasie gry przybijali sobie piątki. No i zostałem ja. Mateusz chyba źle się czuł, kiedy ustalał pozycje. Oznajmił na spotkaniu wszem i wobec, że jestem rzucającym obrońcą. Ja. Ja, który ledwo co trafiam do kosza, stojąc prosto przed nim, zostałem osadzony na miejscu kogoś, kto miał zdobywać punkty dzięki rzutom za trzy! Wtedy potwierdziły się moje podejrzenia dotyczące niepoczytalności naszego trenera. 
A jeśli o nim mowa…
— Rafał! — Mateusz pojawił się za Karolem. Na szyi zawieszony miał gwizdek. Dziwnie wyglądał w czarno-czerwonym dresie. — Uśmiechnij się! Dziś wasz wielki dzień!
— To tylko środa. — Wzruszyłem ramionami. — Będzie dobrze, jeśli nie zwalimy tego meczu… — westchnąłem.
— Ależ z ciebie pesymista! — Mężczyzna pokręcił głową. — A żebym ja tylko zobaczył przegraną! Dostaniecie taki wycisk na treningach, że wam się odechce myślenia o koszykówce! 
I odszedł, zostawiając mnie ze zdezorientowaną miną. 
Karol poszedł na lekcje, a Dominika robić zdjęcia przybyłym na pierwszy etap zawodów drużynom. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wziąłem piłkę i rzucałem do kosza z linii za trzy punkty. Nie miałem wyboru. 
Pamiętałem, by nie poddawać się emocjom. Wiedziałem, że nadmierne myślenie zakończy się źle posłaną piłką. Musiałem tylko dobrze stanąć i mocno się odbić. Nie mogłem zwracać uwagi na innych, kiedy starałem się zdobyć punkty, jednak pamiętałem, że w razie problemu chłopaki jeszcze wiele mogli zdziałać zbiórką. Ku mojemu zdziwieniu, udało mi się trafić trzy razy pod rząd. Wtaczający się na boisko zawodnicy, zerkali, czasem przystawali, by zobaczyć, czy rzeczywiście potrafię zdobyć punkty z tak daleka.
A co było w tym wszystkim najlepsze? Cieszyłem się, że ich wzrok padł na mnie, a nie na ćwiczących na drugiej połowie uczniów. 
Adam wbiegł i złapał piłkę w chwili, kiedy ta przeleciała przez obręcz. Błyskając zielonymi oczami, podał mi ją, bym mógł ponownie wykonać rzut. Ćwiczyliśmy tak przez około trzy minuty. Ta środa była magiczna. A przynajmniej tak się zdawało. Może to sprawka szczęścia głupiego, a może dobrej wróżki, ale w czasie rozgrzewki nie trafiłem tylko dwa razy. 
Musieliśmy zejść z boiska piętnaście minut przed rozpoczęciem pierwszego meczu. Graliśmy drudzy. Nieszczególnie chciałem oglądać przeciwników w akcji, więc zaszyłem się w łazience. Popijając wodę z butelki, przyglądałem się swojemu odbiciu. Jasnoniebieskie włosy zasłaniały mi uszy. Szare oczy patrzyły nader spokojnie, obserwując zmieniający się wyraz twarzy. 
— Gdzieś ty się szwendasz, głupku? — zawołał do mnie Mateusz, kiedy w końcu raczyłem zjawić się na hali. Posłałem mu pytające spojrzenie, ściągając brwi. — Powinieneś tu być i podnosić innych na duchu.
— Bo moje poczucie humoru na pewno pomoże reszcie przezwyciężyć zdenerwowanie. — Przewróciłem oczami. — Było posłać po Konstancję albo Dawida.
— Konstancja gdzieś się tu kręciła, szukała cię, chyba chciała życzyć powodzenia. — Karol znów pojawił się znikąd. Trwała lekcja, nie wiedziałem, jakim cudem zdołał się wyrwać. Chłopak uwiesił mi się na ramieniu, patrząc na trenera, nie na mnie. – Jak pan sądzi, kto wygra?
— Tylko nie pan, no proszę cię. — Mateusz wykrzywił twarz w grymasie. — Mamy szansę, jeśli Rafał będzie trafiał.
— Co dostanę w zamian? — zapytałem. Chciałem brzmieć poważnie, lecz nie wyszło zbyt dobrze.
— Ha, nagród się zachciało! — Mężczyzna trzepnął mnie w ramię. — Wygracie, a wszystkim postawię kebab.
— Mnie też? — Oczy Karola się zaświeciły.
— Tobie też — oznajmił, mierząc go wzrokiem od góry do dołu.
— Jej!
Karol potrafił wkręcić się wszędzie, bez względu na to, czy znał wcześniej daną osobę, czy dogadywał się z nią. Miał moc przyciągania do siebie ludzi. Wyraz jego twarzy zawsze dawał do zrozumienia, że nie obchodzi go przeszłość, bo liczy się tu i teraz, dlatego nawet wrogowie nierzadko zapraszali go na imprezy. Nadmierny optymizm ciemnowłosego zaczął się udzielać i mi, jednakże nie do końca potrafiłem go wykorzystać. Robiłem tylko małe kroczki, nie mogąc wciąż dostać się do celu. Ale wierzyłem, że jestem w stanie to zrobić.
Pierwszy mecz zakończył się wynikiem 89:72 dla Platerki. Obserwowałem tych wysokich, umięśnionych chłopaków i aż odechciewało mi się starać. Na całe szczęście graliśmy pierwszy mecz przeciwko Mickiewiczowi, a ci uczniowie nie wyglądali aż tak przerażająco. Uśmiechali się wesoło, podając piłkę. Sprawiali wrażenie zgranej drużyny. 
— Powodzenia — rzucił Karol, klepiąc mnie w plecy, jednocześnie popychając w stronę boiska, bym dołączył do reszty. Przełknąłem ślinę, posyłając mu ostatnie spojrzenie. Umościł się na ławce obok Kamila i zaczął z nim rozmawiać. Nie chcąc się zamartwiać, potruchtałem do chłopaków. 
Łukasz i Daniel wymieniali poglądy polityczne, to znaczy obrabiali tyłki drużynie przeciwnej, wymyślając dziwne historie, które mogły przydarzyć się każdemu. Jak wcześniej wspominałem – chłopcy niespecjalnie się lubili, lecz było to spowodowane wielkim podobieństwem charakterów. Konstancja opowiadała, że znali się jeszcze z gimnazjum, gdzie byli najlepszymi przyjaciółmi, ale w trzeciej klasie coś się popsuło i zaczęli po sobie, mówiąc lekko, j e ź d z i ć. Postanowili rozejść się, by nie kłócić się o to, który ma rację, który bardziej lubi lody czekoladowe, który lepiej posługuje się językami obcymi. Po prostu próbowali prześcignąć się w niemal każdej konkurencji – wyjątkiem pozostała koszykówka i tylko ona łączyła ich drogi. 
— Czy tylko mnie tak boli brzuch? — zapytał Piotrek i podał piłkę do Adama, a on zgrabnie wrzucił ją do kosza. — Chyba zaraz zwymiotuję…
— Nie przesadzaj, to tylko mecz. Wygramy czy przegramy: a kogo to obchodzi? Ważne, że w końcu stoimy na boisku i mamy możliwość wykazania się. — Adam, nic nawet nie mówiąc, posłał piłkę w moją stronę. Złapałem ją i wyskoczyłem do rzutu za trzy. Wpadła. — Nieźle sobie dzisiaj radzisz.
— Mam nadzieję, że presja nie zniszczy dobrej passy — oznajmiłem, uśmiechając się niepewnie.
— Zobaczymy. Tylko nie daj się zdominować — poradził. — Mickiewicz może nie wygląda na silną drużynę z tym ich dziecinnym zapałem, ale mają silną defensywę. Mogą próbować cię blokować. Ba! Z całą pewnością będą to robić.
— Czyli mówiąc krótko, muszę rzucać z naprawdę daleka, aby mi nie przeszkodzili? — Stanąłem naprzeciw niego. 
— Jakbyś czytał mi w myślach. — Poklepał mnie po ramieniu. — Wierzę w ciebie. Uda ci się zdobyć co najmniej trzy punkty w tym meczu.
— Ale to tylko jeden rzut! — żachnąłem się, patrząc spode łba.
— Nie dam ci okazji do większego popisu. Wiesz, chciałbym znaleźć się w głównym składzie, muszę pokazać, na co mnie stać. — W jego zielonych oczach było coś drapieżnego, ale jednocześnie pocieszającego. 
— I tak się dostaniesz.
— Jakiż z ciebie optymista.
— Udziela mi się od Karola. 
— On cię naprawia. — Twarz Adama się zmieniła. Wyglądała na bardziej jasną. — Kiedyś nie rozmawiałbyś ze mną tak swobodnie. Byłoby tylko „tak”, „nie”, „może”, „okej”. Pamiętam nasze krótkie wymiany zdań. Do tego patrzyłeś tak mętnie, jakby nic cię nie obchodziło. Wolę teraźniejszego ciebie, w stu procentach.
— Nie wiem, czy mam się cieszyć czy nie. — Odsunąłem się dla żartu, a on parsknął śmiechem. — Mam nadzieję, że ta zmiana nie pójdzie na marne i dzisiaj pokażę, na co mnie stać.
— Wątpisz w to? — Adam uniósł brew.
— Stary, ja cię wygryzę. 
Obaj się uśmiechnęliśmy.
Muszę przyznać, że oglądanie meczu z boiska, ławki i trybun bardzo się różniło. Stojąc na parkiecie, automatycznie skupiałem się na kolegach z drużyny i przeciwnikach, jednocześnie nie gubiąc z oczu piłki. Atmosfera była ciężka. Determinację dało się wyczuć nosem. Pragnienie wygranej, wola walki – wszystko to pojawiło się nagle w powietrzu, dając wrażenie upalnego, letniego dnia, co w środku zimy okazało się dezorientującym uczuciem. Przeciwnicy mieli przewagę, nie grali po raz pierwszy w oficjalnym meczu. My, świeże mięso, nadawaliśmy się idealnie jako pierwsze danie, jednak chłopcy nieźle się przeliczyli, sądząc, że rezerwowi są, krótko mówiąc, do kitu.
Przez dwie kwarty wszystko szło jak z płatka, nadążaliśmy za tempem Mickiewicza. Początek meczu mógł być nieco lepszy – Adam zdobył piłkę i ruszyliśmy z akcją. Jednakże blondyn miał rację – tamci posiadali zbyt dobrą defensywę, ale i ofensywie nic nie brakowało. Tuż po pierwszej minucie byliśmy w tyle dwoma punktami. Widząc, jak zawodnik z numerem osiem z lekkością zdobywa kosz, rzuciłem pod nosem przekleństwo. Nie umknęło to Piotrkowi, który ze zdziwieniem uniósł brwi. Posłałem mu przepraszający uśmiech.
Adam znalazł się w swoim żywiole i zdobył najwięcej punktów. Tworzył z Piotrkiem całkiem zgraną parę. Zdawało się, że obaj są niezwyciężeni, nawet przeciwników wprawiła w bezruch ich idealna synchronizacja. Jeden znikał nagle z oczu, by pojawić się i błysnąć czarnymi oczami, a tu drugi już stoi pod koszem i czeka na piłkę! Gdy graliśmy podczas treningów, nie zauważyłem, jak dobrzy są wszyscy nasi gracze. Teraz, musząc skupić się na każdym, najmniejszym szczególe, dostrzegłem ich potencjał, silną wolę, potęgę. 
W czasie pierwszej połowy rzucałem cztery razy, jednak za pierwszym nie udało mi się zdobyć punktów. Za bardzo bałem się, że ktoś mnie potrąci, że stracę kosz z oczu, że wszystko nagle zniknie, a ja się obudzę i wszystko okaże się tylko snem. Pięknym snem. Stanie na boisku, gra, bieganie z drużyną – dawało niesamowite wrażenia. Wewnątrz aż się gotowałem, chciałem dalej walczyć. Kiedy piłka odbiła się od obręczy, a Mickiewicz ją zgarnął, uderzyłem się w twarz. Rafał, jesteś głupkiem, pomyślałem. Od tamtego momentu otworzyłem oczy. Już nie chybiłem, gra toczyła się dalej.
Kiedy zeszliśmy z boiska na przerwę między połowami, zerknąłem na tablicę. Przegrywaliśmy pięcioma punktami. 
Mateusz pochwalił nas za wytrwałość. Niemal rozpłynął się, wspominając swoje pierwsze zawody, a my – chcąc nie chcąc – musieliśmy wysłuchiwać jego gadki, która najwyraźniej dodawała motywacji. Kiedyś, w jego czasach. Osobiście czułem się na tyle zmotywowany, by już nie chybiać i nie tracić szansy na punkty. Wiedziałem, że mi się uda, choćby wokół miała stać cała armia wyższych koszykarzy posyłających mi nienawistne spojrzenia. Byli mi obojętni. Kiedy szykowałem się do rzutu, liczyła się tylko czerwona obręcz. 
Zanim ponownie wszedłem na boisko, Karol złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Wciąż zastanawiałem się, co robi na hali, w końcu trwały lekcje. A może już całkiem zatraciłem się w czasie i trwała przerwa? Nie to było ważne. Chłopak przyciągnął mnie, rękawem otarł pot z czoła, a następnie na moment przycisnął do swojej klatki piersiowej, szepcząc: „Jestem z ciebie dumny.” Potem zostałem popchnięty na parkiet, omal się nie wywróciłem. Wypełniony dziwnym ciepłem, pognałem, by zająć swoje miejsce.
Ta kwarta zdecydowanie była najlepsza. Łukasz i Daniel porozumiewali się wzrokiem i ledwie zauważalnymi gestami. Zgarnęli wszystkie zbiórki, przez co piłka niemal cały czas była w naszych rękach. Adam w szóstej minucie zrobił wsad. Czekające na swoją kolej drużyny aż wstały z wrażenia, a Mickiewicz otworzył usta. Była to pierwsza i ostatnia tak piękna akcja podczas trwania środowych zawodów. Po wylądowaniu na ziemi, Adam uśmiechnął się szeroko do wszystkich zgromadzonych, dumny, że potrafi dokonać czegoś takiego. Kiedy wracał na naszą połowę, dostrzegłem niesamowitą radość, która tliła się w zielonych tęczówkach. Wypada wspomnieć, iż pierwszy raz udało mu się skoczyć na tyle wysoko, by wsadzić piłkę bezpośrednio do kosza. 
Gra szła płynnie. Z jednego końca boiska płynęliśmy na drugi, wymijając przeciwników. Mickiewicz był tak skołowany, że zaprzestał prób zdobycia punktów i postawił wszystko na obronę. Przedzieraliśmy się z niemałą trudnością, lecz wciąż dawaliśmy radę. Pod koniec ósmej minuty wszyscy czuliśmy się wypruci z sił. Uśmiechnięci wcześniej chłopcy z drużyny przeciwnej teraz wlepiali w nas ślepia przepełnione chęcią zemsty. 
Kiedy nadarzyła się okazja na zdobycie punktów z dystansu, Piotrek podał mi piłkę. W ciągu zaledwie sekundy zdążyłem się zorientować, że plan nie wypali. Pewien jasnowłosy jegomość z Mickiewicza właśnie ruszył w moją stronę, by spróbować mnie zablokować. Wiedziałem, że mi się nie uda, nawet nie musiałem analizować sytuacji. Był wyższy, bardziej umięśniony. Bez problemu skoczyłby wyżej i wyrwał mi piłkę z rąk. Ale mimo wszystko i tak odbiłem się, nie za wysoko, byleby wyglądać realistycznie. Skupiłem wzrok na koszu, lecz w momencie, w którym przeciwnik znalazł się na tyle blisko, by móc zniweczyć szansę na punkty, obróciłem rękę i posłałem piłkę do Adama, który pojawił się nagle z mojej prawej. Z tym swoim triumfalnym uśmieszkiem, złapał piłkę, by następnie podać ją z powrotem do Piotrka. Zdezorientowany Mickiewicz wodził wzrokiem po naszych zupełnie spokojnych twarzach, starając się odszyfrować kolejny krok. Nikt jednak im nie powiedział: bycie rezerwowymi nie robiło z nas nic niewartych kołków - czyniło nas wszechstronnymi. Bycie wyszkolonym tylko w jednym typie rzutów, obrony czy ataku nigdy nie przyniosłoby nam zwycięstwa.
Mimo wszystko zdołałem zdobyć punkty. Osiłek oddalił się na tyle, by mieć czujność – pilnował i mnie, i Adama. Ale wystarczyło kiwnięcie głową, bym przekazał blondynowi, że tym razem nadeszła moja chwila chwały. Zamieniliśmy się miejscami, a kiedy dostałem piłkę, wyskoczyłem, choć znajdowałem się dobry kawałek przed linią rzutów za trzy. Rozkojarzyłem się. Światła świeciły zbyt mocno, moje serce biło zbyt szybko. A potem przed oczami ujrzałem złote oczy Karola. Miałem wygrać, prawda? Dla niego. Chyba byłem w stanie to zrobić… Nie, chwila. Jakie „chyba”? Rafał, weź się w garść, pomyślałem, po prostu to zrób.
Spokojny jak nigdy oddałem rzut. Zdawało się, że piłka leci lekko, płynnie, nie napotykając oporu powietrza. Nie spuściłem z niej oczu, choć moje stopy dotknęły podłogi. Wszystkie akcje trwały zbyt szybko, rozległ się dźwięk kończący kwartę. Lecz dosłownie ułamek sekundy wcześniej piłka wprawiła w ruch siatkę od kosza. Wpadła. Naprawdę wpadła. 
Dwuminutowa przerwa zdawała się wiecznością. Chciałem wracać i grać dalej, zmiażdżyć każdego wroga. Wierzyłem, że mam siłę, by tego dokonać. Mateusz znów opowiadał anegdoty dotyczące swojego życia, lecz nikt go nie słuchał. Pierwszy skład przyglądał nam się z widocznym zadowoleniem. Ten wzrok nie ominął również mnie. Trochę się przeraziłem, kiedy spojrzenie Kamila zatrzymało się na moich wiotkich ramionkach. Pozostało tylko zdziwienie. Jak ktoś taki był w stanie dorzucić z tak daleka? Licho wie. Może dobre wróżki rzeczywiście istnieją?
Ostatnia część meczu skończyła się tak szybko, że nawet nie poczułem mijającego czasu. Wszedłem na boisko i z niego zszedłem, wykończony, spocony, śpiący, ale nadal chętny do dalszej walki. Wygraliśmy 67:62. Mało brakowało, a mielibyśmy ochrzan od trenera, jednak temu aż oczy się zaszkliły, kiedy stanęliśmy przed nim. Mateusz jednak nie należał do ludzi. Jego uczucia i myśli były tak pokręcone, że pewnie sam za nimi nie nadążał.
— Rafał, Adam — zaczął — możecie iść się przebrać, nie gracie w następnym meczu.
Szczęki nam po prostu opadły. Staliśmy chwilę, wpatrując się w trenera jak w obcego człowieka z nierówno ściętymi, pomalowanymi na wściekły rudy włosami. Nie to, żebym kogoś obrażał, jednak taki widok na pewno wprawiłby mnie w osłupienie. Podobnie jak słowa Mateusza. 
— No, jesteście wolni — powtórzył, machając nam ręką na do widzenia.
— Co jest, do jasnej cholery? — zaklął blondyn, kiedy zgodnie z rozkazem ruszyliśmy w stronę szatni. — On chyba oszalał.
— Dopiero teraz to zauważyłeś? — Uniosłem brew. — Ale kto wie, może wpadł na super-ekstra-wyśmienity plan i teraz wprowadza go w życie?
— Nie obchodzą mnie jego plany — wyjęczał Adam. Na miejscu zsunął z siebie drużynową koszulkę. — On jest niepoważny. Chciałem jeszcze pograć!
— Nic nie mów. Dopiero teraz poczułem, że jednak jestem człowiekiem. 
Zdjąłem górną część ubrania i zarzuciłem sobie wilgotny ręcznik na ramiona. Usiadłem na ławce, przyciskając plecy do zimnej ściany. Odchyliłem głowę do tyłu i trwałem chwilę w bezruchu, oddychając głęboko. 
— Rafał, co cię łączy z Karolem? — zapytał ni stąd, ni zowąd Adam, usadawiając się obok.
— A co mogłoby mnie z nim łączyć? — odpowiedziałem pytaniem, nie do końca rozumiejąc, co może mieć na myśli. Otworzyłem oczy.
— No wiesz, różnie plotki chodziły po szkole. Przez pierwszy tydzień gadano, że to twój klient.
— Adam, nie chodzę z nikim do łóżka, a tym bardziej za pieniądze — odparłem, wzdychając. — Nie mogę uwierzyć, że dałeś się omamić takim słowom.
— No weź, nie oskarżaj mnie. To ty dawałeś ku temu powody — oburzył się nieco.
— Nie, ja tylko byłem sobą. Ale ludzie nie potrafią zaakceptować indywidualizmu. — Podniosłem się i wytarłem szyje. — Nie mam ci za złe, że tak sądziłeś. Nie martw się jednak, Karol nie jest wykorzystywany. Mógłbym powiedzieć, iż to ja gram rolę tego słabszego i naiwnego.
— Czyli przyjaciele?
— Zdecydowanie przyjaciele.
— A masz dziewczynę?
Omiotłem Adama wzrokiem. Jego mięśnie wyglądały naprawdę dobrze. Muskularne ramiona, który dały bezpieczeństwo już niejednej dziewczynie, długa, smukła szyja, w którą wtulała się połowa płaczących panien z młodszych roczników. Mimo wszystko w chłopcu było coś, co nie pozwalało mi nazwać go przystojnym. Brakowało mu tej iskry i nawet głęboka zieleń oczu nie mogła wiele zdziałać.
— Nie i nie zamierzam się za nikim rozglądać w najbliższym czasie — orzekłem, wkładając białą koszulkę. Poczułem niepokojące uczucie w okolicach serca, lecz je zignorowałem.
— Jak będziesz chciał się zabawić, daj znać. Mogę ci polecić którąś z młodszych. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, ale odkąd zacząłeś zadawać się z Rycerzem, niektóre dziewczyny oszalały na twoim punkcie. Po dzisiejszym meczu pewnie się od ciebie nie odkleją. 
Nie do końca wiedziałem, czy traktować go poważnie, czy raczej olewać, dać sobie spokój i wrócić na halę, by dowiedzieć się, dlaczego trener nas zdjął. Jednak Adam nie dał mi wyboru, ponieważ zablokował wyjście. 
— Nie uciekaj, nic ci nie zrobię. — Uśmiechnął się, szczerząc zęby. 
— Myślisz, że się boję? — Uniosłem brwi. Chłopak był naprawdę zabawny. Parsknąłem śmiechem. — Proszę cię, Adam, nie ma w tobie nic strasznego.
Blondyn, najwyraźniej zdziwiony moją reakcją, cofnął się o krok, a wtedy go wyminąłem. Kiedy znalazłem się na korytarzu, skierowałem kroki ku hali. 
Trwała pierwsza kwarta kolejnego meczu, a nasi chłopcy, mimo zmęczenia, nieźle dawali sobie radę. Kamil oraz Tomasz świetnie prezentowali się na boisku. Wyglądali jak gwiazdy, przyciągali wzrok, odbierając chwałę całej reszcie. Zająłem miejsce obok Karola, ale ten nie zwrócił na mnie uwagi, będąc zbyt pochłonięty śledzeniem przebiegu meczu. 
Przypomniałem sobie, jak wyglądało moje życie, zanim go poznałem. Samotne, monotonne wieczory. Krótkie wymiany zdań z młodszą sąsiadką, dla której byłem wzorem do naśladowania. Odpowiadanie półsłówkami. 
Pamiętałem, jak Konstancja wróciła rozpromieniona później niż zwykle. Wpadła do mojego pokoju jak szalona i rzuciła się na łóżko, naprawdę wyglądając na szczęśliwą. Od pewnego czasu potrafiła mówić tylko o Rycerzu. Nie wołała go po imieniu. Dla niej to nie był Karol, a Rycerz – szarmancki młodzieniec o przystojnej twarzy, anielskim uśmiechu i złotych oczach, w których niejedna panienka pragnęłaby utonąć. W tym rzecz, że Kontie nie chciała tonąć. Wcześniej opowiadała, że przyjaźń to niewolnictwo i źle się czuje, przebywając z Rycerzem w jednym pomieszczeniu. Aż tu nagle – ni stąd, ni zowąd – wyskakuje z: „Jestem w związku!” Cały wieczór mówiła, jaki to Karol jest kochany, z jaką delikatnością ją całował… Słuchałem, no bo co miałem zrobić? Wyjść z własnego pokoju i narazić się na wybuch złości? Do Konstancji trzeba było podchodzić z dystansem, powoli i delikatnie, aby nie zranić delikatnych, dziewczęcych uczuć.
— Rafał, wszystko w porządku? — Głos Karola dobiegł moich uszu. Przeniosłem na niego wzrok i topiłem się przez chwilę w złocie jego oczu. — Wyglądasz blado. Może chcesz wyjść? — W odpowiedzi kiwnąłem głową.
Podnieśliśmy się z ławki. Właśnie zaczynała się druga kwarta. Ale gra już mnie nie obchodziła, nie stałem na boisku, to nie był mój mecz. Z uczuciem psychicznego wykończenia pozwoliłem się poprowadzić w stronę okna na piętrze, które pozwalano otwierać. Trwała lekcja. Korytarze opustoszały, z klas dochodziły ciche pomruki tematycznych zajęć. A ja wdychałem świeże powietrze. 
Karol oparł się o ścianę i przyglądał się mi, jakbym wyglądał co najmniej na takiego, który zaraz zemdleje. Czułem się dobrze, przynajmniej fizycznie. Co tam myśli, je zawsze można zmusić do zmiany.
— Miałeś mi zdradzić wielką tajemnicę — wtrąciłem, patrząc przed siebie. Powoli wdychałem i wydychałem powietrze. — Wygraliśmy.
— Na pewno chcesz ją poznać? — Karol poruszył się niespokojnie. — Może cię zaskoczyć. I nie mówię teraz o pozytywnym zaskoczeniu.
— To znaczy?
— Ta tajemnica zmieni twoje zdanie o mnie. 
— Nieszczególnie zwracam uwagę na ludzką przeszłość.
— Wiesz, to raczej nie jest przeszłość a teraźniejszość. — Usłyszałem zdenerwowany chichot.
— Choćby nie wiem co, zostaniesz moim przyjacielem, dopóki znów nie będziesz przypominał upiora — obiecałem. Jak mógłbym go porzucić, po usłyszeniu kilku słów? Każdy coś przed kimś ukrywa. Rodzice przed dziećmi i sobą nawzajem. Nauczyciele przed uczniami. Uczniowie przed nauczycielami. Błędne, niekończące się koło. Więc dlaczego miałbym zwrócić uwagę na taki szczegół? Liczyło się tu i teraz.
— Obiecujesz? 
— Obiecuję. W końcu mamy stać się najlepszymi przyjaciółmi na całym świecie.




Hyhy. Najdłuższy rozdział do tej pory! Czyli witam przy ósmym rozdziale. 
Hej, hej! Opis meczu chyba nie wyszedł mi aż tak źle, co? Może niech się wypowiedzą osoby grające w koszykówkę. xD 
W ten piętek, 20 marca, będę w szkole, do której chodzą nasi bohaterowie! Postaram się zrobić jakieś ładne zdjęcie, jeśli się uda, wstawię je pod kolejnym rozdziałem. Idę szukać swojego Karolka. B))))

28 komentarzy:

  1. Kocham twojego bloga :')))) Zarezerwowałam sobie pierwszy komentarz i mam zamiar się jakoś wypowiedzieć.
    Ehhh.
    Rafał-podoba mi się to jak się zmienia. Podoba mi się to jak postrzega świat.
    Karol-lubię takie optymistyczne, natrętne osoby bo sama taka jestem więc masz ode mnie plusa.
    W każdym razie czekam na akcje.(jakby jej nie było XD) Nie, nie umiem pisać komentarzy. Weny życzę! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Kran gratuluje pierwszego komentarza. B))) Hyhy.
      Ja też go kocham, ma taki przyjemny dla oka szablon, a czcionka jest na tyle duża, że da się czytać bez problemu. xD Tak, czasem czytam własne opko, zwłaszcza po to, by wyszukiwać błędów, których nie dostrzegłem za pierwszym razem.
      Cieszę się, że podobają Ci się moi bohaterowie. Dla autora to wspaniały komplement - kreacja postaci jest jedną z najtrudniejszych czynności w trakcie pisania, bo nawet beznadziejnie przeprowadzona fabuła blaknie przy fajnych bohaterach. ;w;
      Ja też nie umiem pisać komentarzy, piątka! A akcja będzie. Kiedyś tam. xD To raczej taki obyczaj, więc nie oczekuj szybkich i porywających zwrotów akcji czy zaskakujących wydarzeń.
      Dzięki za poświęcony czas!

      Usuń
  2. TAAAAAAK. Już jest!!
    To zabieram się do czytania ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. @#$%^&^%$$ Dlaczego skończyłaś rozdział w takim miejscu?! Dlaczego?! ;_; Coś czuję, że to będzie ważny moment, który sprawi, że to opowiadanie będzie jeszcze lepsze. Mam nadzieję, że moje przypuszczenia się sprawdzą. Już nie mogę się doczekać kolejnego!
    Ogólnie, to rozdział super. Poczułam się, jakbym czytała Książkę o KnB,
    Szczególnie w tym momencie : "Skupiłem wzrok na koszu, lecz w momencie, w którym przeciwnik znalazł się na tyle blisko, by móc zniweczyć szansę na punkty, obróciłem rękę i posłałem piłkę do Adama, który pojawił się nagle z mojej prawej." Scenka wyjęta z Kuroko! XD.
    Troszkę mało mi było Karola w tym rozdziale, ale nie można mieć wszystkiego, prawda? (No i liczę na to, że to zostanie nadrobione w kolejnym ;p)

    A teraz kwestie 'kosmetyczne'.

    We fragmencie "Zdążyłem przywyknąć się do uścisku chłopaka oraz jego głupich zwyczajów", to 'się' jest zbędne. (Przywykamy do czegoś, lub przyzwyczajamy SIĘ do czegoś) Ale to pewnie kwestia nieuwagi.

    I kolejny fragment:
    "Z charakteru przypominał mi Karola. Obaj posiadali ciemne włosy, z tym że Piotrkowi dostały się niemal czarne oczy."
    Może nie jest on błędny, ale po obaj wstawiłabym wyraz 'także', bo to troszkę brzmi, jakbyś kolor włosów zaliczała do charakteru.

    Ale w sumie, co ja tam wiem, żeby kogokolwiek poprawiać? XD
    Pozdrawiam i życzę miłego weekendu! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałem dać coś nieprawdopodobnego. xD No bo to koszykówka, a ona jest super. XD Kuroko górą!
      A moment jest ważny... Karol powie, że jest z innej planety, serio. Taki spoileeeer.
      Było go mało, bo subtelnie starałem się pokazać, jak jest blisko, a jednocześnie daleko. Chłopak musi się postarać, aby dogonić Rafałka, a co! Gonimy za miłościąąąą, za przyjaźniąąąą, za pokojeeeem. Coś mi odwala, przepraszam.

      Błędziki poprawione, gratuluję czujnego oka! I oczywiście masz prawo poprawiać każdego, jeśli uważasz, że jego zachowanie jest błędne. Tym bardziej masz prawo wskazywać błędy, których ja - nieposiadający bety pisarz amator - nie dostrzegłem. Tak więc dziękuję. ;w;

      Również życzę miłego weekendu. Uczyć się, a nie gejostwo czytać. >.>

      Usuń
    2. Nie, to wcale nie tak, że stalkuję twojego bloga 5 razy dziennie, czekając odpowiedź. WCAAAAALE.
      No ba, że górą. W końcu to zajebista seria. XD

      O, nie pomyślałam o tym. Chyba faktycznie cienko u mnie z odczytywaniem takich rzeczy. Ale jak tak teraz o tym myślę, to faktycznie, jest tam taki motyw, który nawiasem mówiąc, jest zajebisty. Ach, ten idealny Karol.

      Odwalanie jest dobre, lubię to. XD

      Hm. Ja często robię różne błędy i równie często wyłapuję je u innych, lecz czasem, jako osoba, która ideałem w pisaniu nie jest, mam wrażenie, że widzę błąd w miejscu, w którym go nie ma, dlatego się obawiam poprawiać niektóre osoby, a szczególnie takie uzdolnione, jak Ty;)

      Nauka, a co to? XD
      Sobota jest. dzień czytania o gejach (no dobra, w tygodniu też to czytam, cóż...) XD

      Usuń
    3. Jak czekam na odpowiedź, to też stalkuję bloga. xD Doskonale więc Cię rozumiem. xD
      W Kuroko zakochałem się jakoś w wakacje. Więcej wolnego czasu, zmorzyła mnie nuda, więc zacząłem oglądać. I zaiste, to świetna seria. Ale początkowa kreska z mangi mnie przeraża. xD

      Nieświadomie tworzę motywy, by później rzeczywiście je uwidocznić. I na końcu okazuje się, że mój tekst ma głębszy sens, hah. :))

      Ja też robię wiele błędów - nie jestem profesjonalistów, a nawet Ci mają swoich korektorów. O, albo w książkach. Tam też czasem znajduję zjedzony przecinek albo źle przeniesiony dialog. Błędy korektorów się zdarzają, ale jesteśmy tylko ludźmi, dlatego jeśli coś znajdziesz, to nawet, jeśli nie jesteś pewna swojej racji, wypisz błąd. Przecież nikt Cię nie zje, jeśli się pomylisz.

      Nauka to prastare, mityczne zajęcie mędrców. Zajmowali się nią, odczytując tajniki magii.
      Sobota. ;-; Przeczytałem ponad 300 stron książki. I nic poza tym. Czuję się, jakby dzień przeleciał mi przez palce.
      XDDDD Czytanie w tygodniu jest super.

      Usuń
    4. Ja to zaczęłam chyba 1.5 roku temu. Cóż, no wciągnęłam się. ;D Chociaż jeśli chodzi o sportowe anime, to chyba wolę Free! Iwatobi swimm club.

      Prawda. To boli, jak nawet w książkach są błędy. XD
      Ale ja nie lubię się mylić;c

      Ja miałam czytać, a zamiast tego robiłam milion innych rzeczy, jednak nie mniej kreatywnych. Chyba. Znam to. Mam tak samo. Zaczynam czytać - 13. kończę - 18, a potem ' Gdzie jest ten dzień, jak to już się kończy?' XD

      Usuń
    5. RinHaru na zawsze. xD Chociaż po drugim sezonie przekonałem się do MakoHaru. No i NagiRei/Reigisa są supi. Takie tam OTP. xD

      Teraz czytam całkiem spoko książkę. Tak mnie denerwują źle przeniesione dialogi i brak myślników, że uch. DD:

      Taaak, czas, kiedy czytasz, ucieka bardzo szybko. Podobnie jest, kiedy pisze się bez weny. W ciągu trzech godzin potrafię czasem napisać ledwie stronę. Ale jakoś idzie. xD
      Trzeba sobie ustawiać budzik - czytam trzy godziny i potem robię coś innego. XD U mnie zadziałało. Raz, ale to już coś!

      Usuń
    6. Jakie RinHaru? JAKIE RINHARU?! XD MakoHaru na zawsze od zawsze hahah.
      No Nagiei (nagi rei hehehehehe) to paring oczywisty. XD.

      Mi czas ucieka, jak piszę przy otwartym facebooku. Nagle patrzę, minęły 2 h, a ja dalej na początku.. XD.

      Czy mi się wydaje, czy Ty także szipujesz Kurokise? XD

      Usuń
    7. RinHaru foevah. xD Jak nie dostrzegasz tej miłości, to idź czytać doujiny z Rinem i Harusiem. ;w;
      NagiRei to kanon, tego nie ogarniesz. xD

      Dlatego wyłączam się podczas pisania. Zero internetu, tylko muzyka w słuchawkach, a i ona ostatnio towarzyszy mi coraz rzadziej. ;w;

      KuroKise, AoKise, AoKuro i KagaKuro. xD Mam sporo ulubionych szipów z Knb.

      Usuń
    8. Cóż, u mnie fb jest włączony właściwie 24/7. #nolife XD
      Ale chyba będę musiała nie tylko wyłączać kartę, ale i wylogowywać się z niego, bo inaczej nie da rady ;P

      Dostrzegać dostrzegam, ale jednak bardziej do mnie MakoHaru przemawia. W końcu Mako taki troskliwy *.*.

      AoKise tak bardzo na nie, Chociaż arty z nimi są piękne
      KagaKuro to niby szip oczywisty, ale jakoś tak.. nie. Kagamiego bym szipowała z tym Tatsuyą, czy jak mu tam (ten, z którym w Ameryce był). Ewentualnie z Aosiem. XD

      Usuń
  4. JAK MOGŁEŚ?!
    W TAKIM MOMENCIE!
    Zabiję ;-;
    Rafał nareszcie grał! I się cieszył! I w ogóle!
    Kocham koszykówkę, więc coś takiego jest dla mnie czymś pięknym i prawdziwym <3
    To było boskie *.*
    Czemu ich zdjął? :CCCCCC
    Na początku myślałam, że ten Adam chciał mu uczucia wyznać o.O
    To by było dziwne....
    Karolku, Karolku, Karolku...
    WYZNAJ MU UCZUCIA DO JASNEJ!
    Moje emocje są na wyczerpaniu :')
    Żegnaj :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O cholercia. Mam się schować? xD Chcę żyć albo coś. Martwy Kran nie doda nowego rozdziału! xD Chociaż Krany teoretycznie nie żyją...
      Skoro to prawdziwe, to chyba opisałem to całkiem nieźle. Uff. Myślałem, że pójdzie o wiele gorzej. XD
      A zdjął ich, bo... Bo no. xD Dowiesz się. Mateusz to dziwny trener. xd A opisywanie kolejnego meczu wyprałoby mnie ze wszelkich emocji. xD
      Adaś to Adaś. Jeszcze dużo go będzie w tym opowiadaniu, więc radzę go polubić. No i dojdzie kolejna super postać. A w 24 pojawi się facet w spódniczce w kwiatki.
      Zauważyłaś, jak mało jest tu kobiet? Na obecną chwilę przedstawiłem dopiero trzy... cholercia.
      Karol, słyszysz? Weź się w garść, chłopie. Miłość Ci ucieka.
      Musisz się uzbroić w zapas emocji. xD
      Dzięki za komentarz! :3

      Usuń
    2. Facet w spódniczce w kwiatki?
      Kolega z równoległej klasy na Halloween przebrał się za dziwkę i wszyscy go pytali ile bierze ;-;
      Karol... Weź się w garść bo JA cię dorwę!
      Oj, moje uczucia przez ciebie ucierpią :')
      Stracę te resztki, które mi zostały :')

      Usuń
  5. Bardz fajnie ci wyszedł opis meczu ;3
    Tak poza tym to już nie mogę się doczekać kiedy obejrzę Kuroko w akcji :D
    Przeczytałam dopiero 2 pierwsze tomy mangi, ale zakochałam się w niej :D
    To chyb przeznaczenie XD
    Zostawiasz komentarz na moim blogu (za którego bardzo dziękuję :)), zaczynam interesować się Kuroko's Basketball, wchodzę na tw bloga, czytam i okazuję się, że wzorujesz się na Kuroko :D
    No super, po prostu :D
    Coraz bardziej iskrzy między Karolem i Rafałem ;3 Już widzę ich związek XD
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Kuroko było jeszcze dostępne w necie, przeczytałem 75 rozdziałów. I zamierzam kupować mangę dopiero od tego momentu. Co prawda jest to w połowie tomu, ale no. xD
      Przypadek? Nie sądzę. B))) Naszym losem rządzi przeznaczenie! A w rzeczywistości to tylko głupie zbiegi okoliczności. ;x Pfff.
      Ich związek będzie piękny. Cudny. Loffki i w ogóle. Takie bezproblemowy. Sielanka. No.
      To i ja pozdrawiam! xD

      Usuń
  6. Przerywać w najlepszym momencie to zbrodnia :( (hehe jakbym sama tego nie robiła XD)
    Rozdział i tak super, było kilka błędów, ale to mało istotne.
    Czekam na następny rozdział :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobię wam na złość i w następnym rozdziale napiszę o Konstancji. B) Zobaczycie, co to odwlekanie najważniejszego momentu w historii. xD
      Każdy błąd jest ważny! ;-; Przez niego ktoś może pomyśleć, że jestem istnym grafomanem.
      I bez smutnych emotikonek, proszę.

      Usuń
  7. Zarąbiste. Dawno nie trafiłam na tak dobrego bloga z opowiadaniami, którym nie mogę nic zarzucić (jestem bardzo wybredna). Mam nadzieję, że się nie obrazisz, za to, że jesteś dla mnie "drugą Elizabeth". Weny! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie, jako autora, brak zarzutów to największy komplement! Dziękuję bardzo.
      I nie ma sprawy, mogę być nawet księżniczką na ziarnku grochu. ~ xD

      Usuń
  8. Ekhem, z tej strony Bartek/Klemens whatever. Pragnę CI powiedzieć, że jestem niesamowicie wkurwiony. No HALO?! Jak mogłaś zakończyć ten rozdział w takim momencie? Jak zacząłem się wkręcać? Jesteś okrutna i jest mi źle i w ogóle strzelam na Ciebie focha dopóki nie napiszesz następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bartuś, wyrażaj się. D: Oddychaj, denerwowanie się nie jest wskazane.
      I tak mnie kochasz. xD
      A rozdział w sobotę, jak zawsze.

      Usuń
  9. W ostatnią niedzielę przed powrotem do szkoły spacerowałem po Międzyrzecu (szukałam nazwy tego miejsca, bo kurcze zapomniałam - ach ta moja pamięć zawodna - ale chyba powinno się odmieniać "Międzyrzeczu").
    Będzie dobrze, jeśli nie zwalimy (a tu nie miało być "zawalimy"? przypadkiem) tego meczu…

    Tyle z mojej strony, teraz same pozytywy zostały :D Kocham Twoje opisy, są takie plastyczne i spójne. A mecz to już po prostu majstersztyk. Zamykam oczy i widzę halę, przekrzykujących się kibiców i ogólny szał a na boisku najlepsze światowe zespoły NBA grające na najwyższym poziomie. A ta akcja Piotrka, Rafała i Adasia, którą zdezorientowali drużynę przeciwną mnie urzekła, potem rzut za trzy, po czym piłka ląduje między obręczą i wpada do siatki kosza - rewelacja. Jak nie przymierzając „Shaq” O’Neal albo Michael Jordan :D Podziwiam.
    Uwielbiam Rafika podczas meczy. Jest taki podekscytowany jak dzieciak rozpakowujący prezenty i czuje się jak ryba w wodzie. I zgadzam się z Adasiem "On Cię naprawia" - dziękuję za niego, nie tylko z powodu Rafała, z mojego też. KAROL, I LOVE YOU hihi <3
    To Domiśka robi za fotografa, kiedy on jest zawodnikiem i gra? Fajnie. Podoba mi się, że Karol wprawia go w taki nastrój, dlatego zdjęcie wyszło świetnie z pewnością. Nawet Rafał to zauważył i się uśmiechnął, a z tym zawstydzeniem po obejrzeniu było mu do twarzy zapewne :D Wszystko super.
    No i końcówka rewelacja. Widzę, że tu masowe zabójstwo chyba się szykuje z tego powodu, że czyhają na Ciebie hihi, a mnie to się akurat podobało :P I bardzo pochwalam pomysł z Konstancją, też pewnie jestem w mniejszości, ale co tam, zawsze lubię robić inaczej niż wszyscy :D Brakuje mi jej, także jak tylko masz jakiś pomysł, żeby odwlec wyjaśnienie tajemnicy, to ja przyklaskuję :D Możesz mi zrobić na złość, nie pogniewam się haha, Zwłaszcza jeśli się to wiąże z rozwinięciem wątku Konti, czekam na nią niecierpliwie. Poza tym nie musimy wszystkiego wiedzieć tak od razu, im dłużej jesteśmy w niewiedzy tym lepiej, bo jak już się dowiemy to będzie to jeszcze bardziej smakować, niż byśmy to mieli podane na tacy - takie jest moje zdanie. Teraz mnie możecie zlinczować, czytelnicy haha.
    A Ciebie pozdrawiam, i do następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostałem buziaka na końcu. ;^; Dziękuję.

      Miejscowości nazywa się Międzyrzec, nie Międzyrzece. xD Jutro jadę tam na noc, trochę pozwiedzam, zrobię zdjęcia, hihi. Będzie fajnie.
      Dzięki za wyłapanie literówki!

      Opis meczu to głównie zasługa obejrzenia dwóch sezonów Kuroko no basket. xD No i zawsze mam wysokie oczekiwania wobec szkolnych rozgrywek. No i zawsze się też zawodzę, ale co tam. XD Takie życie, nic nie zrobisz. W ogóle to bardzo się cieszę, że podobają Ci się moje opisy. To kochane, ponieważ niespecjalnie się staram, kiedy piszę. Słowa same ze mnie wypływają.
      Karol, kolejna szalona fanka, co mam jej powiedzieć?
      ...
      Karol mówi, że też Cię kocha.
      Skoro Rafał zrobił dobre zdjęcia, powierzono mu aparat, ale sam zdjęć nie zrobi, latając po boisku, więc wcisnął pracę biednej Dominice. XD Przynajmniej nie było jej na lekcjach.
      Miałam poszukać ładnego artu, na którym chłopcy by wyglądali podobnie do zdjęcia, ale mi się nie udało. ;-; Smutne.
      Ja też lubię Konstancję. Wcale nie jest złą postacią. Owszem, można jej nie lubić, ale z drugiej strony to wszystko uwarunkowanie genetyczne. Ona naprawdę kocha Rafała i chce dla niego jak najlepiej.
      Tajemnica zostanie wyjawiona w rozdziale dziewiątym, ale w rzeczywistości nie będzie p r a w d z i w ą tajemnicą Karola, ponieważ tę zamierzam wydać dopiero za kilka rozdziałów. Ale i tak przez połowę następnego rozdziału będzie odwlekanie głównego wątku. xd No i troszku sentymentalnie będzie.
      Zrobiłaś mi chęci na ciastka, jak mogłaś. ;-; Nigdy więcej porównań z jedzeniem. xd
      Dzięki za komentarz. <3

      Usuń
  10. Coś mi się wydaje, że Karol powie że jest homo i nie kochał Konstancji, bo była dziewczyną ;;

    OdpowiedzUsuń
  11. Czyżby Międzyrzec Podlaski? ;D

    OdpowiedzUsuń

Komentarze motywują, nawet krótkie. Jeśli nie wiesz, co napisać, wklej cytat, który podbił Twoje serce.