Theme by Kran

18 kwi 2015

Rozdział XIII

Zazdrość


— Rozchmurz się. — Eliza dźgnęła mnie palcem w policzek. Spojrzałem na nią kątem oka. — Przywołujesz śmieszki. Ich chichot jest denerwujący.
Przetarłem oczy. Dochodziła dziewiętnasta i oboje siedzieliśmy w pięknie przystrojonej sali gimnastycznej, która – na czas dzisiejszego wieczoru – zamieniła się w parkiet. Zgadza się – samorząd postanowił zorganizować ostatnią dyskotekę przed Wielkim Postem i połączyć ją z walentynkami. Jako że pod koniec imprezy miały zostać rozdane kartki, zjawiła się większa część szkoły. Obecność niemal stuprocentowa.
Karola nie było, nawet nie wiedziałem dlaczego, a Konstancja i kazała mi wystroić się jak na wesele i przyjść, aby wspierać Little Monsters podczas koncertu. Kiedy Konstancja coś mówi, lepiej się dostosować. Nie wypełniłem jednak wszystkich poleceń, ponieważ włożyłem zwykłą koszulkę z jakimś napisem oraz ulubione spodnie.
Wylądowałem w pomieszczeniu wypełnionym ludźmi, smrodem potu i perfum. Od ścian odbijała się głośna, rockowa muzyka. Tłum kiwał się niezgrabnie, pojedyncze dziewczyny podskakiwały, większość chłopców podpierała ściany.
— Kiedy gracie? — zapytałem swoją nową koleżankę.
Eliza przechyliła głowę, a jej głęboko osadzone, szare, skryte w cieniu oczy błądziły po mojej twarzy.
— Za dwadzieścia minut — odparła. — To dlatego nie ma Tusi i Gabrysi. Szykują sprzęt. Ja tylko śpiewam.
— Nie chcesz rozgrzać gardła? — Zmarszczyłem brwi.
— Jeśli tak się martwisz, to specjalnie dla ciebie mogę spróbować przekrzyczeć muzykę. — Jej głos był zimny i beznamiętny.
Eliza czasami potrafiła przerazić, ale właśnie to było w niej interesujące. Jej światy, to, jak patrzyła na ludzi, wszystko. Choć patrzyła tak jak niegdyś ja, wszyscy wokół wiedzieli, jak bardzo uczuciową jest dziewczyną. Wyrażała emocje na swój własny sposób. Piękny sposób.
— W porządku, pójdę już. Muszę się przebrać. — Eliza podniosła się, skłoniła i odeszła, palcami roztrzepując ciemne włosy.
Kiedy punktualnie wpół do ósmej żeński zespół pojawił się na hali, a chłopcy wnieśli sprzęt, wtoczyli się uczniowie, którzy wcześniej nie dostosowali się do zasad i truli się za ogrodzeniem używkami maści wszelakiej. Wszyscy jednak chcieli posłuchać Little Monsters.
Dziewczyny na scenie nie przypominały tych samych, całkiem grzecznych i ułożonych panienek z dobrymi ocenami. Ciemne stroje składające się z pociętych rajstop, krótkich spódniczek i luźnych bluzek. Little Monsters wyglądały naprawdę oszałamiająco i przed prowizoryczną sceną zebrał się całkiem spory tłum.
Stanąłem pod ścianą. 
— Tę piosenkę dedykuję mojemu nowemu koledze, bo chodź ciągle jest uśmiechnięty, nie opuszczają go wredne elfy – zapowiedziała Eliza, rozciągając pomalowane jaskrawoczerwoną szminką usta. 
Wraz z pierwszym dźwiękiem elektrycznej gitary poderwała się publiczność. Głos Elizy idealnie pasował do rytmu szybkiej piosenki. Tekst, opowiadający o wydaniu pilnie strzeżonej tajemnicy, wszystkich wprawił w stan dziwnego znużenia, nawet mnie. Był prawdziwy, a jego scenariusz niektórzy znali aż za dobrze. Uczniowie rytmicznie podskakiwali, kiwając się na boki. 
Brakowało mi kogoś obok. 
Mogłem podejść do Adama, który stał przy oknie i wodził wzrokiem za Natalią. Mogłem pofatygować się do pokoju samorządu, aby zjeść ciastko i napić się herbaty. Mogłem potańczyć razem z Dominiką. Mogłem zrobić tyle ciekawych rzeczy! A jednak chciałem poczuć tylko dotyk Karola na swoim biodrze. 
Zaczynałem popadać w lekką paranoję, znów czułem się samotny, choć miałem wokół tylu ludzi, którzy z wielką chęcią poświęciliby mi kilka minut, gdybym o to poprosił. Ale nie. Stałem jak kołek, znów użalając się nad sobą.
„Zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi na świecie!”
Więc dlaczego w tej chwili cię tu nie ma? 
Piosenka skończyła się i wszyscy zaczęli klaskać. Dziewczyny zwróciły swoje oczy w moją stronę, a po chwili zaczęły grać nowy kawałek. Balladę. Zmęczony po całym dniu, odurzony mieszaniną zapachów, opuściłem salę gimnastyczną, kierując się ku szatniom. 
Nigdy nie chciałem być eksperymentem. Nigdy nie chciałem być idealny. Nigdy nie chciałem być obojętny.
Zimne, rześkie powietrze otuliło mnie niczym kołderka. Śnieg zaczął się topić; idąc chodnikiem, brodziłem w wodzie. Przemokły mi buty – zdałem sobie sprawę, że tym razem nie zostanę uratowany przed przeziębieniem i wizytą u lekarza. Chociaż kontrola w Warszawie i tak zbliżała się szybkimi krokami.
Lekarze zawsze sztucznie się uśmiechają, pomyślałem, kierując się w stronę domu. Chcą cię pocieszyć, choć nie widzą szczęśliwego zakończenia. Kłamią, choć powinni wiedzieć, jak zatajenie prawdy wpłynie na pacjenta.
Wyjąłem telefon i włączyłem GG.

Ja
Czuję się pusty. Chyba mi smutno.
Avallon
Od kiedy wiesz, co znaczy być smutnym?
Ja
Widzisz, ile się zmieniło? Ech.
Avallon
Dobra, musisz znaleźć sposób,  by wyjść z tego stanu. Co lubisz robić?
Ja
Grać w kosza, ale nie mogę iść na boisko.
Avallon
Coś jeszcze?
Ja
Jeść ogórki.
Avallon
Bądź poważny!
Ja
Już, już. :) Sam nie wiem. Nigdy nie musiałem się pocieszać.
Avallon
Zjedz lody. Pomagają na złamane serce.
Ja
Nie mam złamanego serca!
Avallon
Okay, ale mimo wszystko kup lody.
Ja
W porządku.

Poszedłem do Biedronki, a tam zastałem metrowe kolejki. Zresztą, jak zwykle. Wybrawszy pojemnik lodów czekoladowych, stanąłem za starszą panią.

Konstancja, uśmiechając się szeroko, obróciła się z kolorową parasolką wokół własnej osi. Nie przeszkadzał jej wiosenny deszczyk – włożyła swoją ulubioną, ciemnoniebieską spódniczkę i pantofelki. Mama patrzyła na nią roześmiana. A ja jak zwykle stałem bez uśmiechu.
— Rozchmurz się! — zawołała siostra, stając obok, by schronić moją głowę przed deszczem.
— Może nie widać, ale jest w porządku — odparłem, spoglądając w jej ciepłe, szare oczy.
Choć miała dopiero dziesięć lat, Konstancja wyglądała jak ziszczenie marzeń każdego mężczyzny. To dlatego chłopcy w przedszkolu oglądali się za dziewczynką, dopóki ta ich nie „sprała”. To ona stawała w mojej obronie i biła się niczym zawodowiec, kiedy ktoś zaczynał mi dokuczać.
Mama postanowiła wziąć nas na spacer, bym nie tkwił przed telewizorem, a Konstancja przed komputerem – mała już wykazywała pierwsze objawy uzależnienia od gier i rysowania brzydkich karykatur w paintcie.
Elwira rozłożyła swoją zieloną parasolkę i ruszyła przodem, a my za nią. Kontie wciąż próbowała mi wmówić, że jestem smutny, ale nawet nie rozumiałem, co ma na myśli. Znaczy… Nie wiedziałem, czy rzeczywiście towarzyszy mi smutek, czy po prostu znów pojawiła się obojętność, którą próbowali wyplenić lekarze.
Jasnozielona trwała mokła w drobnym, kapuścianym deszczu. Mama zawsze mżawkę nazywała kapuśniaczkiem, choć nie miało to większego sensu. Przyjęło się to jednak w naszym domu i zarówno ja, jak i Konstancja, wołaliśmy na prawo i lewo kapuśniaczek, ilekroć z nieba zaczynały spadać drobniutkie kropelki deszczu.
Szliśmy powoli, a rodzicielka co rusz odwracała się, by spojrzeć na Konstancję robiącą mi wykład na temat uśmiechu. Dziewczynka uwielbiała mówić, pouczać, rozkazywać, rządzić się. Babcia nazywała ją małą dyktatorką. Kotnie zawsze musiała dostać to, co chciała, zawsze musiała być w centrum uwagi, zawsze musiała być najlepszą. Nie satysfakcjonowały ją wyróżnienia w konkursach, pochwały skierowane do grupy. Pragnęła uwagi bardziej niż ktokolwiek inny, kogo znałem. Ale mimo wszystko kochałem swoją siostrę. Może nie mocno i pewnie nie oddałbym za nią życia, jednak to Kontie niejednokrotnie poprawiała mi humor. W końcu to ona była moją jedyną towarzyszką zabaw.
Kiedy znaleźliśmy się na placu zabaw, Konstancja od razu upuściła parasolkę prosto w błoto i pognała w stronę mokrej huśtawki, na którą bez zastanowienia klapnęła. Po zaledwie chwili bujała się, dotykając stopami gałązek drzewa wypuszczającego pierwsze listki. Dziewczynka nie przejmowała się przemoczonym ubraniem, przeziębieniem, katarem. Nie bała się nawet zniszczyć ulubionej spódniczki. Dla niej liczyło się tu i teraz. Liczyło się to, że może się pohuśtać, że może się pośmiać. To, co dopiero miało nadejść, obchodziło ją tyle co zeszłoroczny śnieg.
— Jeśli chcesz, idź się pobawić — powiedziała mama, zerkając na mnie swymi troskliwymi, ciepłymi oczami. — Jeśli się przeziębisz, poleżysz tydzień w łóżku. Albo na kanapie, jeśli wolisz.
Przyglądałem się Elwirze tak, jakby powiedziała najgłupszą rzecz na świecie. W końcu byłem dzieckiem, które co rusz zmuszano do badań. Już same myśli o wizycie u lekarza wywoływały u mnie wstręt i chęć ucieczki. Śniła mi się pikająca aparatura, wszędzie widziałem kitle.
Obiecałem sobie, że nie umrę, a każde przeziębienie mogło się skończyć tragicznie. Bo wciąż nie wiedziano, dlaczego jesteśmy normalni. Wciąż nie potrafiono wytłumaczyć agresji Konstancji oraz mojej obojętności. Wciąż na nowo rozpoczynano badania. Bez skutku. Plakietka Nieudane Eksperymenty przylgnęła do nas już na zawsze. A ja wcale nie chciałem być nieudany.
Podniosłem parasolkę, brudząc przy tym dłonie błotem, i skryłem się pod nią.
— Zostanę tutaj — odpowiedziałem, stając bliżej niej.
— W porządku.
Tak działo się za każdym razem, gdy wychodziliśmy na rodzinne wycieczki. Konstancja się bawiła, ja stałem i patrzyłem na jej uśmiech.


— Rafał? 
Dominika pojawiła się tuż przede mną, schylając się, by zrównać nasze twarze. 
— Przemokłeś! — powiedziała zatroskana, a potem jej wzrok padł na pusty pojemnik po lodach. — Co ty tutaj robisz?
— Zwalczam smutek — odparłem, patrząc w ciepłe oczy przyjaciółki. 
— No chyba sobie żartujesz. — Przewróciła oczami i wyprostowała się. — Wstawaj, zaraz pokażę ci, jak zwalcza się smutek.
Osowiały podniosłem się z ławki i podążyłem za rudowłosą, której – ku mojemu zdziwieniu – towarzyszył Dawid. Zastępca przewodniczącej wyglądał na speszonego. Najpewniej niespecjalnie odpowiadało mu, że Dominika postanowiła zaopiekować się przemoczonym dzieciakiem wpadającym w krótkotrwałą depresję. Podejrzewałem, że Biblioteczna Zjawa nie chce, abym powrócił do wcześniejszego trybu wartości. Tylko czy człowiek może się cofnąć? Kiedy postawi się krok do przodu, za nic w świecie nie chce się wrócić do starego stanu rzeczy.
Wspomnienia, które nachodziły mnie coraz częściej, pokazywały, jak bardzo się zmieniłem. I to właśnie one wprawiały mnie w stan dziwnej melancholii i zamyślenia. Wolałem zapomnieć o wszystkim, co działo się w dzieciństwie, o wybuchach Kontie, o pocieszających słowach mojej mamy. One utwierdzały mnie w przekonaniu, że sprawiałem im ból, że były smutne z mojego powodu. Tyle że wcześniej było mi to obojętne, a teraz obwiniałem się za błędy przeszłości. 
Dominika prowadziła nas w stronę swojego domu. Nocą wyglądał mniej elegancko, okolica wydawała się dziwnie cicha, choć to może wina mojej tendencji do koloryzowania, kiedy jednak przekroczyłem próg znanego mi mieszkania, rozluźniłem się.
— Czujcie się jak u siebie — oznajmiła rudowłosa, znikając w jednej z wnęk. 
Jej rodziców nie było w domu. Życie Bibliotecznej Zjawy do niedawna opiewało w samotność. Zapracowana matka, która tylko przygotowywała śniadanie, zostawiała kartkę imitującą troskę, a następnie wychodziła i wracała w środku nocy. Ojciec pracujący za granicą pojawiał się raz na jakiś czas i podczas każdego spotkania starał się wynagrodzić córce swoją nieobecność drogimi prezentami. Dominika potrafiła żalić się i żalić, a że Kontie nauczyła mnie słuchać, nadawałem się na przyjaciela. Rudowłosa powtarzała, że kocha rodziców i nie ma im za złe tego, że sama zajmuje się domem. Powtarzała, jak bardzo ich kocha, jak wiele im zawdzięcza.
— Mama musi zająć czymś myśli — powiedziała pewnego razu, kiedy montowała film. — Jeśli uświadomiłaby sobie, że Tomek może się nigdy nie obudzić, wpadłaby w amok. Nie chcę stracić kolejnego członka rodziny.
Nadzieja Dominiki na powrót brata była przeogromna. Wciąż dbała o świerk w ogrodzie, pod każdym filmem pisała, jak bardzo nie może się doczekać reakcji Tomka. W komentarzach dostawała mnóstwo ciepłych słów. 
To ja pierwszy poznałem jej sekrety.
Tak właśnie pomyślałem, patrząc na zdejmującego buty Dawida. Gołym okiem było widać, że czuje się przytłoczony wielkością domu. Najwyraźniej nie przypuszczał takiego zakończenia wieczoru.
Odwiesiłem mokrą kurtkę, ale nie ruszyłem się z miejsca, by nie zamoczyć podłogi.
Dominika wróciła z ręcznikami oraz suchymi ubraniami.
— Są Tomka, ale myślę, że się w nie zmieścisz. — Podała mi wszystko i uśmiechnęła się. — A teraz sio do łazienki! Nie możesz być chory, w końcu jesteś w pierwszym składzie.
Och, no tak, pomyślałem, stojąc już przed łazienkowym lustrem i wycierając mokre włosy. Przecież mam jeszcze koszykówkę.
Jak mogłem o tym zapomnieć? Przecież to ona podtrzymywała mnie przy życiu zanim pojawił się Karol. To dla niej tyle przeszedłem. To dzięki niej uśmiechałem się, gdy przegrywałem, gdy coś nie szło po mojej myśli. 
Opuściłem łazienkę z uczuciem błogości i lekkości, po czym skierowałem się do salonu, gdzie Dominika prezentowała Dawidowi swoją kolekcję książek. Przez chwilę obserwowałem ich, opierając się o framugę drzwi, lecz w końcu usiadłem na kanapie, rzeczywiście czując się jak u siebie.
Ziewnąłem.
— Miałaś leczyć moje stany depresyjne — rzuciłem, zwracając na siebie uwagę przyjaciółki.
— Dam ci butelkę wódki i po sprawie. — Wzruszyła ramionami, podchodząc do barku. — Chyba że wolisz bardziej wyrafinowane alkohole.
— Twoje sposoby na radzenie sobie ze smutkiem są okropne. Chcesz, bym wpadł w alkoholizm?
— Nie. Zasnąłbyś, a rano, kiedy wyjdzie słońce, uśmiech powróci na twą buźkę. — Dominika przekręciła kluczyk. — To jak? Bo ja mam ochotę na szklaneczkę koniaczku.
— Nie, dzięki, nie skorzystam. — Przewróciłem oczami.
— A ty, Dawid? — Brązowe oczy spoczęły na blondynie.
— Również podziękuję.
Dominika pokręciła głową, ciężko wzdychając, wyrażając tym samym swoją dezaprobatę.
— Co z was za mężczyźni? 
Dziewczyna wyjęła butelkę mieniącej się brązem i czerwienią substancji, a następnie sięgnęła po jedną ze stojących za szkłem szklanek. Wypełniła ją po brzegi, by następnie rozsiąść w fotelu jak królowa.
— No co? — Dominika uśmiechnęła się lekko. — Nie powiecie mi chyba, że spodziewaliście się po mnie typowego kujonka, który stroni od alkoholu? — Parsknęła śmiechem. — Wybaczcie, mam osiemnaście lat, mogę robić, co tylko chcę. 
Dawid wciąż się nie odzywał. Kiedy Dominika zamilkła, zapadła całkowita cisza. Zerkałem co chwilę na przewodniczącego, by rozszyfrować jego myśli, ale niespecjalnie mi się to udawało. Miał nijaki wyraz twarzy, jakby wszystko mu było jedno. Wiedziałem jednak, jak bardzo jest niezadowolony z mojej obecności.
— Dzięki za wszystko, Dominika, ale będę się zbierać — powiedziałem, wstając.
— Ej! Jesteś tu dopiero od dziesięciu, może piętnastu minut. — Rudowłosa naprawdę chciała, abym został.
— Wybacz, nie chcę wam przeszkadzać. — Wskazałem podbródkiem Dawida.
Dominika znalazła się tuż obok mnie. Nachyliła się i wyszeptała:
— Daj spokój, nie jesteśmy na randce, o to się nie martw. Po prostu okazało się, że mamy podobne zainteresowania. Nie musisz być zazdrosny. 
Zazdrosny? Czy ja zachowywałem się tak, ponieważ czułem zazdrość o swoją pierwszą przyjaciółkę?
Odwróciłem twarz, czując ciepło na policzkach.
— Nie jestem zazdrosny. Po prostu boli mnie głowa. Muszę wziąć leki, inaczej rozłoży mnie choroba — wyjaśniłem równie cicho. — Mateusz by mnie chyba zabił, gdybym się przeziębił przed meczem. 
— Ach, no racja. W porządku. Ale może jednak dam ci jakiś płaszcz czy coś? Twoja kurtka jest przemoczona. — Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła na korytarz, gdzie zdjęła z wieszaka czarną, puchową kurtkę. — Włóż to. 
— Dziękuję. — Uśmiechnąłem się do niej i otworzyłem drzwi. — Cześć, Dawid! — krzyknąłem, aby się pożegnać.
— A, Karol pojawił się jednak na dyskotece. Szukał cię, ale nie wiedziałam, gdzie jesteś.
Wyszedłem na ulicę i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Sześć nieodebranych połączeń i jedenaście wiadomości.

„Gdzie jesteś? Właśnie idę na dyskotekę.”
„Rafał? Nie mogę cię znaleźć.”
„Żyjesz? Poszedłeś do domu?”
„Pytałem Konstancję, ale ona nic nie wie. Idę do Ciebie.”
„Twoja mama też nic nie wie. Gdzie Ty się podziewasz?”
„Ej, martwię się. Odezwij się.”
„Rafał, jesteś zły?”
„Zrobiłem coś nie tak? Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej.”
„Mam nadzieję, że nic Ci nie jest i masz po prostu wyciszony telefon.”
„Na dworcu Cię nie ma, w centrum Cię nie ma. Gdzie jesteś?”
„Kocham Cię.”

Wpatrywałem się oniemiały w ostatni sms. Zrozumiałem, jaką głupotą wykazałem się dzisiejszego wieczoru. Zazdrość jest okropna. Czyni z nas niezdolnych do łączenia faktów idiotów, mąci w głowach, sprawia, że robimy coś, czego normalnie nie bylibyśmy w stanie zrobić.
Wybrałem numer i zadzwoniłem. Karol odebrał po pierwszym sygnale.
— Wystraszyłeś mnie!
— Ja też cię kocham.
Powiedziałem mu to wtedy po raz pierwszy.




Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Oficjalnie zaczynamy część drugą: Wzloty i upadki!
Przepraszam, że nie odpisywałam na komentarze pod poprzednim  rozdziałem, ale nie miałam czasu. Egzaminy. ;-;
Właśnie! Będzie ktoś trzymał kciuki za Kranika? We wtorek, środę i czwartek. Proooszę. ;-; To dla mnie bardzo ważne. 
Zapraszam również  na moje drugie opowiadanie, thriller, Trzepot skrzydeł.
Ach, zapomniałam dodać: "Przyjaciele" mają już 98 stron!

20 komentarzy:

  1. Karol taki troskliwy.
    Boże.
    Piękne jest to.

    No i trzymam kciuki! Nie wyglądasz mi na nieuka, więc wszystko będzie dobrze! *^* *takie argumenty*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem kujonkiem, ale też nie jadę na samych jedynkach czy dwójkach. xD Jestem raczej trójkową i czwórkową uczennicą. .w.

      Usuń
  2. Koncówka zajebista.. aż mam lezke w oku.. :(
    Bede trzymac za Ciebie kciuki! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Końcówka dobra, bo pojawił się Karol!
      Nie na długo, ale się pojawił. Hyhy. xD

      Dziękuję. .w.

      Usuń
  3. Ja będę trzymać kciuki! ^-^
    Rozdział świetny, ale jak dla mnie trochę za krótki xD
    Końcówka najlepsza ;u;
    Życzę duużo weny do następnych rozdziałów ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On ma siedem stron! Albo osiem. O.o Sama nie wiem. xD Czyli wyrobiłam się ze średnią długością. .w.
      Postaram się napisać czternastkę nieco dłuższą. No i ciekawą.

      Usuń
  4. Świetne zakończenie! Zachowane jest i uczucie, i akcja. Czekam z niecierpliwością na obiecaną drugą część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że więcej tu uczuć niż akcji, ale postaram się to zmienić. XD
      W sumie, to jest już druga część, a dokładnie jej pierwszy rozdział. .w.

      Cieszę się, że podoba Ci się zakończenie.

      Usuń
  5. Tak to jest jak się nie odbiera komórki, i nie sprawdza sms-ów:-)
    Rozdział super tylko trochę krótki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mam wyciszony telefon, a potem się okazuje, że ignorowałam kogoś przez pół dnia. :)))
      Postaram się, by następny był dłuższy. xD Po co uczyć się na egzaminy, piszmy rozdział. xD

      Usuń
  6. Bardzo przyjemny rozdział ^^ niby nic się nie działo ale ja jestem bardzo zadowolona! :) mało Karola ale cóż dużo Rafała wiec nie jest źle ;) 98 stron ?! Niesamowite! Kranie kochany piszesz książkę ? Jeśli tak to będę najwierniejsza fanką (zresztą już jestem) :) :)
    Powodzenia w egzaminach ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki zapychacz, nie? Ale ja lubię zapychacze, bo nie umiem dobrze przeprowadzić fabuły.
      Ano, 98 stron. Jak dla mnie to jeszcze mało. xD Postaram się, by 14 rozdział miał 12, może mi się uda. xDD Nie piszę książki, a przynajmniej "Przyjaciele" nią nie są. .w. Trzepot Skrzydeł już prędzej. xD

      Usuń
  7. Waa, ale to mi się podobało *q* Nawet nie wiem co napisać, po prostu cudo <3 Strasznie, strasznie fajny był ten rozdział ^v^ Ta końcówka...♥ Czekam z niecierpliwością na więcej! Pozdrowionka i powodzenia na egzaminach! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy mi słodzicie, a niektórzy prosto w oczy mi mówią, że był przesłodzony i bez sensu. XD Dzięki, dajecie mi chęci do dalszej pracy. ;^;

      Dzięki, mam nadzieję, że pójdą dobrze. .w.

      Usuń
  8. Rafałku skarbie ty moje ;-;
    Nie smutaj, widzisz, że Karolek cię kocha?
    Ty też go kochasz.
    Spotkacie się, pomiziacie i wszystko będzie dobrze!
    Eliza kojarzy mi się Luną Lovegood, jedną z moich ulubionych postaci z HP.
    Ten charakter, wymyślone stworzenia...
    Nie ładnie Rudzielcze tak kolegów namawiać do złego ;-;
    Karolek tak słodko się martwi ♥
    Kocham cię Kranie za to opowiadanko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Rafałek wie, że Karolek go kocha.
      Za dużo tu miłości. Za dużo uczuć. Będę musiała dać akcję. xD Dziś środa, a mam zaledwie dwie strony! Ach, przestanę się wyrabiać, jak tak dalej pójdzie. ;---;
      Luna była prześwietna. <33

      Rude jest złe.

      Ja siebie też kocham. <3
      I kocham moich czytelników. .w. <3

      Usuń
  9. Dobra, napisałam komentarz, ale umarł, bynajmniej nie śmiercią naturalną - bloggerze morderco! Pomijając już fakt, że czytałam wczoraj wieczorem na komórce i nie komentowałam, a teraz niezbyt dokładnie pamiętam wrażenia.
    Na pewno jednak mogę powiedzieć, że końcówka jest przekochana i widzę to teraz i wczoraj też pomyślałam, że jest przekochana, bo jest przekochana! Co na pewno wiesz. Och, dużo słowa "przekochane". No, przekochane są też smsy od Karola! O raju.
    I flashback też mi się podobał, o. Fajnie wskazuje kontrast między tym, jaki kiedyś był Rafał i jaki jest teraz.
    No i sposób, w jaki radził sobie ze smutkiem. Jak na moje, najlepszym pomysłem były jednak ogórki.
    Dzisiaj ode mnie krótko, ale (chyba?) treściwie. Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogger też mi czasem zjada komentarze! Nie karmią go, to dlatego. Przy następnym rozdziale obiadek od pani Elwiry specjalnie dla bloggera.
      Lubię słowo "przekochane". Jest przekochane. ;w; Czy to ma sens? Nie mam pojęcia.
      Wierzę w to, że ludzie mogą się zmienić, ale potrzebują czasu, aby pogodzić się z nową sytuacją. Nic nie dzieje się "ot tak".
      Ogórki to super pomysł na pozbycie się smutku.
      Każdy komentarz to dla mnie motywacja, nawet krótkie "jakie to przekochane", choć na to ciężej mi odpowiedzieć. O.o A lubię odpowiadać na komentarze, czuję wtedy kontakt z czytającymi. xD
      <3

      Usuń
  10. ach, ten Rafał, sam nie wie, czego chce. a może raczej: wie, czeego chce, ale czasem niepotrzebnie tak jakby to odsuwa. mógł zadzownić do Karola zamiast pogrążać się w tak złym humorze i odstawiać cyrki. z drugiej strony właściwie trudno się dziwić, skoro tak naprawdę dopiero niedawno zaczął odczuwać jakieś większe emocje i to jeszcze dzięki osobie tej samej płci. Włąściwie jak tak na to spojrzeć, to radzi sobie całkiem dobrze. karol jest przesłodki ;p nie wiem, jak się można się go obawiać ;) mam nadzieję, że rafał wróci na party i będa się dobrze bawić:) a Little Monsters są świetne, takie charakterki. fajnie by było, jakby Natalia zwróciła wuage na Adama, ale nie za szybko może to by nauczylo go trochę moresu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafał jeszcze pokaże, jaki z niego męski mężczyzna.B) A Karola można się bać. Pamiętaj, że to on wywołał u Rafałka strach i było to jedno z pierwszych uczuć, które poznał. A potem taki ktoś mówi, że
      Cię kocha. xD Na ja bym się zastanowiła nad szczerością tych słów. xD
      Teraz będę przeskakiwać między czasem, więc nie będzie ciągu zdarzeń. Każdy rozdział zostanie poświęcony innemu wątkowi, więc nikt się nie dowie, co Rafał robił z Karolem po telefonie. Hehe. ;^;

      Co będzie między Natalią i Adamem okaże się... Kiedyś. Może w ogóle. Ale są i żyją, więc kto wie? Może w końcu Nati zwróci na niego uwagę?

      Dzięki za komentarz. .w.

      Usuń

Komentarze motywują, nawet krótkie. Jeśli nie wiesz, co napisać, wklej cytat, który podbił Twoje serce.