Theme by Kran

2 maj 2015

Rozdział XV

Policzek


Słońce powoli zachodziło. Magiczna, pomarańczowa poświata spowijała ziemię. Majaczyła wśród drzew i…
Nie, nie tak powinienem zacząć opowieść o tym, jak to szukałem Enzo, by nie dostać od Konstancji.
Zaglądaliśmy wszędzie – pod każdy liść, pod każde źdźbło trawy. Przemierzyliśmy pół Międzyrzeca, a kota nigdzie nie było. Nie pomagało żadne „kici, kici”. Nawet kupiliśmy rybę, ale to nie Enzo pojawił się u naszych stóp, a garstka bezdomnych kociąt. Oczywiście Karol rozdzielił między nie mięso, przepraszając za kłopot.
Wiedziałem, co się stanie, jeśli wrócę do domu bez kota. Jeśli skończyłoby się na spoliczkowaniu, jeszcze bym to jakoś przeżył. Jednak widziałem jej złość. Jej nienawiść. W tamtym momencie Konstancja gardziła mną jak jeszcze nigdy wcześniej. Zawsze przywiązywała się do zwierząt, bez względu na to, jak wyglądały i jakie były. I to mnie obwiniała za ich śmierć.
— Enzo — krzyknąłem. Mijający nas ludzie patrzyli z niesmakiem. — Kici-kici!
— A może zaszył się gdzieś w pobliżu domu i po prostu go nie zauważyliśmy? — powtórzył po raz szósty, wzdychając ciężko.
— Nie.
— Prawdopodobnie się z nim mijamy. Chodź, wracamy. — Karol pociągnął mnie za rękaw. — To nie ma sensu. Wróci.
— Nie mogę zawieść Konstancji — odpowiedziałem tylko, wciąż nie przestając iść.
Karol objął mnie w pasie i, chociaż się szarpałem, jego uścisk był zbyt silny.
— Ona nic ci nie zrobi. Obronię cię.
Obroni? Nawet własna matka nie była w stanie obronić mnie przed Konstancją. Nikt nigdy nie był w stanie ochronić mnie przed Konstancją. Ona była nie do zatrzymania. Kiedy zaczynała działać, to wywierała nie tylko presję fizyczną, ale i psychiczną. Jej wzrok – oczy przepełnione nienawiścią – potrafiły nawiedzać mnie w snach. Tyle że wcześniej się nie bałem. A teraz? Teraz trząsłem się ze strachu.
— Idziemy do domu — powiedział z mocą w głosie i pociągnął mnie w powrotną stronę.
Nie przestawałem wołać kota. Żyłem nadzieją, że jednak gdzieś pojawi się jego łebek. Że miauknie. Że zamruczy. I mnie uratuje.
Kiedy byliśmy już pod domem, zawahałem się, ale ostatecznie przeszedłem przez bramkę. To dalej nie chciałem iść. I pewnie bym się nie ruszył, gdyby nie Karol.
I wtedy, jakby wyczuwając mój strach, z drzewa zeskoczył biały kocur Gabryśki. Miauknął przeciągle, otarł się o nasze nogi, a potem przeskoczył przez furtkę i usiadł, jakby czekając, aż zaczniemy za nim iść.
Spojrzeliśmy z Karolem po sobie, a potem zgodnie postanowiliśmy iść za kocurem.
Nigdy nie przypuszczałem, że kot będzie ratował mi tyłek. Sierściuch szedł powoli, wiedząc, że gdy zacznie biec, nie zdołamy go dogonić. Nie uważałem kotów za szczególnie mądre, ale ten tu najwyraźniej rozumiał zaistniałą sytuację. A może to po prostu wszystko mi się śni?
— Nazywa się Piotrek — wtrącił Karol.
— Kto?
— No… kot.
Jeszcze raz wbiłem wzrok w kocura. Szedł z gracją, z podniesionym ogonem, jakby chcąc zaznaczyć swoją wyższość. Dzikie zwierzęta (czytaj: nieoswojone kocięta) patrzyły na nas jak na wytwór swoich wyobraźni. Bo jaki człowiek daje się prowadzić mierzącemu ledwie dwadzieścia pięć centymetrów, chodzącemu na czterech łapach stworzeniu? Normalnie to pupile podążają za swoimi właścicielami. W tym wypadku jednak Piotrek nie należał do mnie ani ja do niego, więc może taki stan rzeczy był w porządku?
Idąc uliczkami Międzyrzeca w odwrotną stronę do poprzedniej, zacząłem zastanawiać się, jakby to było zamieszkać gdzieś z dala od rodziny, od Konstancji, od zmartwień. Tylko zabrać ze sobą komputer, zacząć zarabiać na siebie… Postanowiłem pomyśleć nad tym po zdaniu matury oraz testów zawodowych.
Ale fajnie byłoby się usamodzielnić. Zamieszkać w małej kawalerce, wstawać rano do pracy, wracać wieczorem, robić zakupy i kłaść się spać. Zero zastanawiania się nad sensem życia. Ogólna monotonia i odrętwienie. Bez zbędnych emocji. Tylko relacje czysto zawodowe.
— Wiem, że myślisz o tym, jak fajnie byłoby znów być obojętnym — odezwał się Karol. Zmarszczyłem brwi. — Poznaję po wyrazie twarzy — wyjaśnił.
Burknąłem ciche „przepraszam”, a potem stanąłem jak wryty, widząc śpiącego na czyimś płocie Enzo. Piotrek zamiauczał, a wtedy szaro-bury kociak otworzył ślepia, przeciągnął się i zeskoczył. Od razu, niczym nieprzejęty, zaczął łasić się do nóg Karola. Miałem ochotę zadźgać tego kocura jakimś patykiem; ledwo się powstrzymałem.
Karol wziął go na ręce i pstryknął w ucho. Enzo prychnął niezadowolony, całkiem nie rozumiejąc, jakich problemów narobił zarówno ciemnowłosemu, jak i mi.
— Dzięki, Piotrek — powiedziałem, kucając, aby podrapać albinosa za uchem. Zamruczał. — Jesteś całkiem fajnym kotem. W domu dam ci rybę. — Kocur wydał z siebie pomruk zadowolenia, a potem ruszyliśmy w drogę powrotną.

***

— Enzo! — krzyknęła Kontie, odbierając kota od Karola. Wysunąłem się na przód, wiedząc, co czeka mnie za chwilę.
Tylko ja potrafiłem dostrzec w oczach mojej siostry nienawiść. Niewdzięczność. Chęć pozbycia się wszystkich niezdyscyplinowanych ludzi. A mnie uważała właśnie za kogoś takiego.
— Następnym razem pomyśl, zanim cokolwiek zrobisz — wysyczała błękitno włosa i, nie zwracając uwagi na zgromadzony w salonie tłum, zamachnęła się.
Zamknąłem oczy i czekałem na ból. Na tak dobrze znany ból, do którego zdążyłem przywyknąć, więc już mi nie przeszkadzał. Czekałem, aż poczuję jej delikatną, ale silną dłoń. Czekałem na pewne uderzenie kogoś, kto zna się na wymierzaniu kar. Konstancja to idealny dominator.  
Nic jednak nie poczułem. Usłyszałem tylko dźwięk zderzenia się ręki z czyimś policzkiem. Nie należał on jednak do mnie, a kiedy otworzyłem oczy, przed oczami miałem długie, ciemne, niemal czarne włosy. Mogły należeć tylko do jednej osoby.
Natalia obroniła mnie przed Konstancją.
Ręka Kontie wciąż wisiała w powietrzu. Zdawało się, że dziewczyna już nie ma nad nią władzy. Wpatrywała się przerażonymi oczami w hardą minę Natalii. Dopiero docierało do niej, co zrobiła. Pierwszy raz skrzywdziła kogoś nieumyślnie. Pierwszy raz ktoś się za mną wstawił. Ktoś zupełnie obcy.
— I co teraz, droga pani przewodnicząco?  — wycedziła przez zęby członkini Little Monsters. — Nadal zamierzasz tak krzywo na mnie patrzeć?
— Ja… Ja… — wyjąkała Kontie.
— Nie chciałaś, co? Oczywiście, że nie; w końcu jestem ci obojętna. Ale żeby podnosić rękę na własnego brata? — prychnęła. — Nie masz za grosz wyczucia. Nie dość, że znalazł tego twojego kocura, to jeszcze chcesz go bić? No naprawdę, godne pożałowania.
Konstancja wbiła wzrok w ziemię. Po raz pierwszy wyglądała na naprawdę załamaną swoim zachowaniem. Może ona rzeczywiście nie panowała nad agresją? Niebieskowłosa złapała się za głowę. Nie uroniła jednak ani jednej łzy.
— Przepraszam — wybąkała.
— Nikomu nie powiem o tym, jaka jesteś naprawdę — powiedziała władczo Natalia. — Ale pod jednym warunkiem.
— Jakim?
— Przez calutki miesiąc będziesz moją niewolnicą.
Albo mi się zdawało, albo wszyscy w salonie (włącznie z moją mamą) wciągnęli powietrze ze zdziwienia. Nikt nie posądziłby wzorowej dziewczynki o takie wymagania. Ale w sumie… Czy ktokolwiek znał prawdziwą Natalię? Czy ktokolwiek starał się dopatrzeć czegoś pod maską jej uroku? Nikt. I właśnie to czyniło Natalię strategiem idealnym.
Konstancja pokiwała głową na znak zgody, ale mając wciąż głowę wbitą w ziemię, nie zauważyła triumfalnego uśmiechu Natalii.
Potem zaczął się gwar. Kontie uciekła na górę. Mama zgarnęła Natalię do kuchni, by dać jej lód i maść, które miały zapobiec śladom. Karol przytulił mnie, bym nie pobiegł do siostry, co nieświadomie chciałem zrobić. Gabrysia i Eliza opadły na kanapę, najwidoczniej zaskoczone zachowaniem przyjaciółki.
I tak zakończyła się sobota, która miała być sielanką. Wiedziałem jednak, że muszę dowiedzieć się czegoś więcej o Natalii.

***

— Natalia Brzozowska — przeczytałem na karcie. Dobrze było się przyjaźnić z bibliotekarką. Znając jej nazwisko, mogłem dalej szukać informacji.
— Jesteś szalony — mruknęła Dominika, kręcąc głową. — Że też zgodziłam się, by Ci pomóc.
— Jesteś moją przyjaciółką, to dlatego — zauważyłem.
— Tak, i zaczyna mnie to martwić. Masz coraz głupsze pomysły.
Opuściliśmy bibliotekę i ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych. Lekcje dawno się skończyły, ale Dominika zdołała przekonać Dawida, że zamknie bibliotekę, a klucz przyniesie rano. I tak oto zdołałem zdobyć jej nazwisko, nie musząc pytać Konstancji.
— To nie tak, że one są głupie. Po prostu jestem ciekaw. — Uśmiechnąłem się lekko, by rozwiać niepewność przyjaciółki, ale jej mina wciąż pozostawała niezmienna.
— Ciekaw. — Przewróciła oczami, wyrażając dezaprobatę. — Sam mógłbyś ją o wszystko wypytać.
— Tak byłoby nudno.
— Fajnie, że zacząłeś żyć, ale nieco boję się o naszą przyszłość — wyjęczała, gdy zbiegaliśmy po schodach.
— Nie marudź.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, a potem wpisałem imię i nazwisko członkini Little Monsters. Google wyszukało mnóstwo stron, blogów, kont na forach społecznościowych. Kliknąłem w fotobloga i powitało mnie kilkadziesiąt zdjęć ciemnowłosej dziewczyny w różnych ubraniach, w różnych pozach. Każde z nich miało coś w sobie, jakiś niepodważalny urok.
Zobaczyłem zdjęcie z poprzedniego dnia. Dodała je kilka minut przed północą i ukazywało ją samą po brodę w wodzie. Dodała dość wymowny opis.
Nigdy nie sądziłam, że ta chwila nadejdzie. Że będę ją miała na własność. Mogę ją wykorzystać jak tylko chcę.
— Nieźle — rzuciła Dominika, zerkając mi przez ramię. — Może ona ma coś z głową?
— Może ma powód — podsunąłem, nie chcąc nikogo oskarżać o problemy psychiczne. — Muszę się po prostu dowiedzieć.
Ignorując jęki niezadowolenia Dominiki, przeglądałem dalej. Okazało się, że Natalia żaliła się swoim czytelnikom, że trwa w nieszczęśliwej miłości. Tylko czy mogło chodzić o Konstancję? Szczerze w to wątpiłem. Ciemnowłosa nie wyglądała na lesbijkę. Chociaż… Czy Karol wyglądał na geja? Może się tak zachowywał, ale wygląd miał zdecydowanie męski.
Ach, Rafał, myślisz o wszystkich przez pryzmat stereotypów, zbeształem się, wsuwając telefon z powrotem do kieszeni.
I tak rozpoczęły się moje gdybania na temat Natalii i jej orientacji. Rozmawiając z Dominiką, starałem się jej słuchać, ale skupiałem się bardziej na myśleniu, przez co kilka razy rudowłosa uderzyła mnie w ramię, a ja tylko uśmiechałem się przepraszająco, nie chcąc zrobić jej przykrości.
Kiedy już odprowadziłem Dominikę pod dom i pożegnałem się, obowiązkowo musiałem wstąpić po bułkę z cynamonem. Cynamon sprawiał, że jakoś cieplej mi się robiło, a na samą myśl o tym drobnym smakołyku ślinka naciekała do ust.
Jedząc, przemierzałem ulicę. Światła latarni wspierały mnie, dzięki czemu się nie przewróciłem. Niespecjalnie chciałem przeżyć spotkanie z chodnikiem. Może gdyby nie był taki szorstki…
W pewnym momencie dostałem esemesa. Z westchnieniem wyciągnąłem telefon.
Musimy porozmawiać. Jutro przed szkołą.
Wiadomość przesłał Karol. Przełknąłem ślinę. Te słowa nigdy nie zwiastowały nic dobrego. Tylko czego mógł chcieć Karol?

Ten rozdział jest króciutki.
Dziękuję za 15 tysięcy wejść i wybaczcie, że dodaję tak późno (jest 13:10, normalnie dodaję po 10), ale zabrali mi prąd, a co za tym idzie, również internet. <///333
Do przeczytania!

9 komentarzy:

  1. sprytna ta Nataqlia. Gdyby nie oneshot, to bym nie wpadała na to, że coś się może za tym więcej kryć niż chęc uratowania kumpla i nagadania nieokkiełznanej Kontie. Choć akurat tutaj dzięki wrodzonej ciekawośći (a może ona przyszła razem z uczuiami?;p) Rafała szybko przekonałabym się, że Natalia może kochac sięw Konstancji. Swoją drogą, niezbyt sprytne jest prowadziźć fotobloga o sobie samym, podając swoje prawdziwe dane. No chyba że ona chciała, żeby to wyszło kiedyuś na jaw? trudno powiedzieć, charakterek to ona ma. W ogóle fajnie wymyśliłaś, żeby to kot Piotr pomógł w poszukiwaniachxD Ciekawe też, dlaczego Karol napisał taki suchy, dziwny sm... to dość niepokojące. Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowy rozdział );

    OdpowiedzUsuń
  2. Pjunkny, ale szkoda, że tak krótki ;c
    Mam nadzieję, że w przyszłości będą dłuższe~ ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach i miałam ogromną nadzieję, że to Karol osłoni Rafała... .c.

      Usuń
  3. Ja też miałam nadzieję że to będzie Karol, ale zdeterminowane kobietki są sprytniejsze:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne, czekam na więcej. c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Wo, szkoda, że taki krótki T.T Ale no nic, jak zwykle rozdział bardzo fajny, ciekawy :) Czekam z niecierpliwością na następny! Weny, pozdrowionka~!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem i ja, trochę spóźniona, ale jestem. Nie wiem nawet ile rozdziałów nie komentowałam, ale przez te głupie egzaminy gimnazjalne... miałam czasu aż za dużo, jednak ze względu na moją bezsenność mama faszerowała mnie tabletkami ziołowymi nasennymi, które zaczęły działać... na egzaminie z rozszerzonego angielskiego - super :')
    Co do rozdziału jest naprawdę piękny - o ile nieudane znęcanie się nad bratem przez Konstancję można nazwać piękne.
    Ten sms od Karola taki poważny! Zaniepokoił mnie! Mam nadzieję, że Karol nie zrobi coś okropnego przez co będę mu chciała przygrzmocić krzesłem, lel :v
    Pozdrawiam i w ogóle buziaczki, czy coś. Z niecierpliwością czekam na rozdział o/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak możesz kazać nam teraz czekać? T^T
    Liczyłam, że to Karol go obroni, smuteczek XD
    Mam nadzieję, że ten sms nie świadczy o czymś złym... No Karol by raczej z nim nie zerwał, chyba że z ważnych powodów np. szantaż przez osobę trzecią :v

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz, że dopiero teraz ;-;
    Mam tyle nauki, że to po prostu horror. I tak cud, że teraz znalazłam chwilę ;-;
    To szukanie kota...
    O bogowie. Nienawidzę kotów. To małe, podłe i niewdzięczne stwory -_-
    Rafał boi się własnej siostry. To nie jest dobre.
    Spodziewałam się, że to Karol, a to Natalia :O
    Nieźle jej powiedziała. Może teraz Pani Przewodnicząca trochę się ogarnie ;-;
    Niewolnicą? Natalio o.O
    No właśnie Domi przyjaciołom się pomaga. Ja swoich nie mam, więc nikomu nie muszę pomagać :3
    No nieźle xD Ona jest po prostu zakochana!
    O Bogowie... Karol...? To dobra wiadomość prawda? Jesteś w ciąży? Adoptujesz alpakę? Cokolwiek...?

    OdpowiedzUsuń

Komentarze motywują, nawet krótkie. Jeśli nie wiesz, co napisać, wklej cytat, który podbił Twoje serce.