Theme by Kran

9 lut 2015

Rozdział II

Prozaiczne przekleństwo



Znów przyśnił mi się ten sam sen.
Siedziałem z Konstancją na brzydkich, szarych schodach prowadzących do szpitala. Dziewczynka, mając wówczas lat pięć, już miewała skłonności do agresji. Bardzo często uderzała mnie w ramię, tak po prostu, bez powodu, przez co mijający nas pacjenci zaczęli chodzić łukiem, nie chcąc znaleźć się przy dzieciach wyglądających jak duchy.
 Lafał  zajęczała Konstancja, zakładając krótkie, jasnoniebieskie włosy za ucho. Jej oczy, będące niczym lustro  szklane i szare  w którym można by się przejrzeć, wodziły po każdym przechodniu. Obserwowała ich ruchy, przenikając dusze i wywołując drżenie.  Cem do mamusi!  Mimo wieku wciąż sepleniła, gdy nie skupiała się tylko i wyłącznie na wymawianiu słów. Bardzo łatwo się rozpraszała.
 Mama kazała nam tu czekać, więc, proszę, bądź grzeczna  odparłem bardzo oficjalnym tonem jak na młodszego brata. Konstancja wystawiła język w moją stronę.  Zachowuj się.
 Lafał, a dlacego oni nas nie lubią?  Kolejne pytanie padło tak znienacka i tak głośno, iż doszło do uszy przechodniów wokół. Odwrócili głowy na naszą dwójkę i niemal mordowali wzrokiem, dopóki Konstancja nie obdarzyła ich spojrzeniem i nie odebrała motywacji do czegokolwiek.  Byłam gzecna, cem sie pobawić!
 Wytrzymaj jeszcze chwilę.
Bycie odmiennym bolało, zwłaszcza wtedy, gdy byliśmy dziećmi i inni nie chcieli się z nami bawić. Dla nich byliśmy niczym więcej jak eksperymentem. Nie powinniśmy przyjść na świat, lecz nie da się zmienić przeszłości, nie można odwrócić biegu czasu.
Konstancja i ja byliśmy dziećmi z próbówki. Najlepsze cechy kilkunastu mężczyzn w dwójce dzieci. A przynajmniej taki plan mieli naukowcy. Mama potrzebowała pieniędzy, więc zgodziła się wziąć udział w projekcie, nie ważąc na dalsze konsekwencje. Zawsze miała odruchy macierzyńskie, a skoro mogła przy tym zarobić? Czemu nie. Jednak mimo wszystkich badań i doszlifowywania idealnego materiału DNA, coś poszło nie tak. Zamiast geniuszy narodziły się normalne dzieci - jedno ze skłonnościami do agresji; drugie nad wyraz chłodne i obojętne.
Gdy zabrano nas do specjalnej sali i zaczęto testować, nikt nie mógł uwierzyć, że dziewczynka rzuciła się na swojego brata z małymi piąsteczkami i zaczęła uderzać go w ramię, krzycząc, że chce wyjść. Agresji nie było w planach. Tylko czy ludzki charakter i zdolności można ot tak skomponować? Zabawa życiem to nie przelewki. Jedyną pamiątką po nieudanym eksperymencie były jasnoniebieskie włosy oraz przedziwne, szklane oczy.
Sen skończył się wraz z przybyciem mamy. Zeszła powoli, wzięła Konstancję na ręce i uśmiechnęła się. Jednak w jej wypadku nie zwiastowało to pozytywnych wydarzeń.
***
Obudziłem się, kiedy wskazówki budzika wskazywały piątą dwadzieścia. Przekręciłem się na drugi bok, lecz mimo to nie potrafiłem nawet zmrużyć oczu. Coś podpowiadało mi, że kiedy to zrobię, już więcej nie spojrzę na świat tak, jak do tej pory. Dlatego też, aby pozostać sobą, wygrzebałem się z pościeli.
Za oknem dopiero świtało, sobota zapowiadała się słoneczna i ciepła, a przynajmniej tak twierdziła pogodynka we wczorajszej prognozie. Postanowiłem jej zaufać, choć nawet meteorolodzy się mylą. Wszyscy się mylą.
Zszedłem na dół, niespecjalnie przejmując się ciszą. Pokoje mamy oraz Konstancji znajdowały się na piętrze, więc po parterze mogłem swobodnie pomykać, nie zamartwiając się, że kogoś obudzę. Dopiero przechodząc przez salon zdałem sobie sprawę, że na kanapie rozłożył się Karol.
Może to niegrzeczne przyglądać się chłopakowi siostry, który spał owinięty w koc niczym małe dziecko, lecz nie mogłem oderwać wzroku od unoszącej się miarowo klatki piersiowej, lekko rozchylonych ust i poczochranych, ciemnych włosów rozrzuconych na poduszce. Prezentował się jako cichy, spokojny, niesprawiający problemów chłopiec. Kiedy się poruszył, wstrzymałem oddech, bojąc się o bycie przyłapanym na podglądaniu.
Szybko uciekłem do kuchni. Czy ja właśnie podglądałem cudzego chłopaka?! Nie, nie, nie, wcale nie jestem zboczony i o niczym nie myślałem. Po prostu przypominał mi pogrążonego we śnie kociaka…
Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. Po prostu jestem zmęczony i mój mózg nie pracuje tak, jak powinien – próbowałem siebie usprawiedliwić, jednak okazało się to trudniejsze, niż przypuszczałem, gdyż przed oczami wciąż miałem obraz uśmiechającego się Karola.
Musi zniknąć z mojego życia.
Zaparzyłem zieloną herbatę i przygotowałem stos kanapek. Pochwyciłem też pierwszą książkę leżącą na blacie – romans skierowany do kobiet pokroju Konstancji – i zanurzyłem się w lekturze, zastanawiając się, jak można czytać coś tak niespójnego logicznie. Zachowania bohaterów były co najmniej śmieszne i głupie, a główny bohater mimo twardego pancerza, w środku trząsł się jak babcina, truskawkowa galaretka z bitą śmietaną na wierzchu. Jednak w miarę jak akcja się rozkręcała, powieść stawała się ciekawsza. Niespodziewanie pokonałem sto stron, nim doszła siódma i mama zeszła, by przygotować sobie kawę. Byłem tak wciągnięty, iż zachowałem się nader niekulturalnie – siedziałem, zamiast ją wyręczyć.
Główny bohater był nagabywany przez chłopca o rudnych włosach. Widział go tylko on i tylko od południa do godziny czternastej. Jego życie przez pewien okres kręciło się wokół ucieczki, aż w końcu pojął, iż nic mu to nie da, ponieważ ma do czynienia z istotą niematerialną i ta odnajdzie go nawet na drugim końcu świata, jeśli zajdzie taka potrzeba. Bohater postanawia więc zmierzyć się ze zjawą. Kiedy rudzielec wyjaśnił mu całą sytuację, ci zostali przyjaciółmi.
— Zostaw moją książkę — rzuciła nieuprzejmie Konstancja, zabierając mi powieść sprzed nosa, podczas gdy do końca pozostało ledwie kilka stron. 
— Ej! — krzyknąłem oburzony, podnosząc się z drewnianego siedzenia. Dopiero wówczas poczułem ból tylnej części ciała. 
— Nie kończ jej — powiedziała, trzymając tom wysoko w górze. Oczywiście, że mogłem jej go wyrwać, jednak Karol przyglądał się tytułowi, przekręcając głowę w bok. – Jeśli przeczytasz ostatnią stronę, stanie się twoją rzeczywistością.
— Słucham? — zapytałem zbity z tropu, unosząc brew.
— Nad tą powieścią ciąży klątwa — wyjaśniła. W jej szklanych oczach nie dostrzegłem ani grama rozbawienia. — Jeśli poznasz losy bohaterów na ostatniej stronie, coś opisanego w tej książce przydarzy się tobie. 
— Co za głupie brednie.
— Lepiej mieć się na baczności — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Ostrzegałam cię jednak. — Oddała mi książkę. Ponownie ignorując świat zewnętrzny, zacząłem pochłaniać słowa.
Ostatnie zdanie na przedostatniej stronie okazało się kwestią głównego bohatera. Powiedział do ducha: „North, wiesz co?”, a że zdania nie zakończono myślnikiem, na odwrocie znajdował się ciąg dalsza wypowiedzi. Przełknąłem ślinę i przewróciłem kartkę.
„Chyba się w tobie zakochałem.”
Niech to szlag trafi autorki romansów męsko-męskich! Czy one nie potrafią lepiej budować napięcia? Na okładce brak informacji o kolejnej części, książka zakończona w tak beznadziejnym momencie… Gdybym ja miał pisać powieść, na pewno nie skończyłaby się miłosnym wyznaniem. Jeśli już musiałbym zakończyć książkę, zrobiłbym to, opisując pocałunek. 
Odłożyłem tom na stół i przyłożyłem czoło do zimnego blatu. Przez trzysta stron nic nie zwiastowało romansu, aż tu nagle bum! Wyznanie. I nie wiadomo, czy North odwzajemnia uczucia Lenny’ego czy nie, czytelnik nie wie, co dzieje się z nimi dalej. Może duch zniknie, nie mogąc być z żywym? A może jest homofobem i odrzucają go takie związki? Tego nijak nie da się dowiedzieć. Można jedynie snuć domysły, które i tak nie pokrywają się z prawdą. 
— Była beznadziejna — odezwałem się, podnosząc po raz drugi w ciągu dziesięciu minut. — Takich autorów powinno się zlinczować, wiesz?
— Mój braciszek został przeklęty. — Roześmiała się, popijając herbatę. — Zaraz odwiedzi cię super-przystojny duch.
— Jesteśmy połączeni, Kontie, więc moja klątwa należy również do ciebie — odszczekałem. Zrzedła jej mina, a nie mając żadnej riposty w zanadrzu, zapchała usta kanapką, by nie musieć nic mówić. — Powiem, kiedy przyjdzie twój nowy kolega.
Przemieściłem się do salonu, gdzie umościłem się wygodnie na kanapie, podłożyłem dwie poduszki pod głowę i włączyłem telewizję na kanale z serialami dla nastolatków. Kiedy jednak poczułem niesmak na widok czternastolatki w pełnym makijażu, przełączyłem na kreskówki. Jakaż ogarnęła mnie radość, kiedy na plazmowym ekranie ukazała się twarz Johnego Bravo. Uśmiechnąłem się na widok stojącej, żółtej czupryny i przeciwsłonecznych okularów.
Będąc dzieckiem, zazdrościłem mu poczucia własnej wartości. Miał przyjaciół, tymczasem ja i Konstancja aż do końca podstawówki byliśmy tylko we dwoje. Koledzy z klasy nas ignorowali, siedzieliśmy w ostatniej ławce i obserwowaliśmy, jak inni śmieją się, razem bawią. 
Wraz z rozpoczęciem nauki w gimnazjum zostaliśmy z Konstancją rozdzieleni. Ona, nie mogąc poradzić sobie w pojedynkę, stworzyła maskę, którą zakładała wśród obcych. Wciąż ją miała i nosiła przed Karolem, udając słodką i niewinną, podczas gdy byłaby w stanie zabić. Ja – obojętny na wszystko – wolałem zostać sam. Chłopcy co rusz próbowali mnie zaczepiać, zagadać i znaleźć wspólny temat, jednak poddawali się po dwóch lub trzech krótkich wymianach zdań. Nie potrzebowałem ich współczucia.
Pierwszy rok w technikum minął mi spokojnie. Uczyłem się na tyle dobrze, by nie musieć zostawać po lekcjach. Dopiero na początku drugiej klasy zapisałem się do klubu koszykówki. Okazało się, iż mimo wzrostu potrafię całkiem nieźle grać. Nie dorównywałem chłopakom z pierwszego składu, więc nie brałem udziału w oficjalnych meczach, jednak czułem się częścią zżytej ze sobą grupy i naprawdę mnie to satysfakcjonowało. Siedziałem więc na ławce i dopingowałem, ile sił w płucach razem z innymi rezerwowymi.
Konstancja zapisała się na zajęcia z krawiectwa, dostała się również do szkolnego samorządu i zyskała wielu przyjaciół. Gdybym był w stanie stworzyć drugą twarz, stałbym się taki jak ona – pomocny, uczuciowy i kochający. Niestety – udawanie kogoś, kim się nie jest, w moim przypadku wypadało tragicznie i wychodziłem na gorszego niż w rzeczywistości.
Kolejna godzina minęła mi na oglądaniu telewizji. Dorośli twierdzą, że wszystkie bajki ogłupiają. Są w błędzie. Owszem, te nowe produkcje, którym brakuje sensu, można śmiało zaliczyć do odbierających rozum. Jednak te starsze, sprzed dziesięciu lat, nadal bawiły, a człowiek nie próbował za wszelką cenę stać się podobnemu bohaterowi na ekranie.
Kiedy spojrzałem na zegar, wskazywał równo dwunastą. Wtedy właśnie do pokoju wszedł Karol. Ponownie zapomniałem o jego obecności, więc zdziwiłem się nienażarty na widok postaci, która swobodnie przemaszerowała przez pokój. W pierwszej chwili pomyślałem, iż słowa Konstancji są prawdziwe i ciąży na mnie klątwa, a oto i mój duch! Zgadza się, byłem na tyle głupi, aby brać pod uwagę tak nieprawdopodobne rozwiązanie.
Niestety albo stety, kanapa zapadła się pod ciężarem Rycerza, więc wykluczyłem opcję istoty niematerialnej. Odetchnąłem z ulgą, zerkając kątem oka na jego ciemne włosy. Długą grzywkę spiął czarną wsuwką, a wygnieciona koszulka, która wyschła przez noc, wyglądała bardzo niechlujnie. W pierwszym odruchu chciałem zaproponować mu żelazko, jednak w porę ugryzłem się w język. Jeśli by go potrzebował, poprosiłby sam. Nikt nie potrzebuje łaski, tym bardziej goście.
— Mógłbyś mnie odwieźć? – zapytał, nie obdarowując mnie spojrzeniem.
— Mama miała to zrobić – odpowiedziałem, wyraźnie pokazując swoją niechęć. – Konstancja też może to zrobić, mamy środek dnia, nie powinna wpaść na jelenia.
Oboje z moją siostrą mieliśmy skończone osiemnaście lat i oboje posiadaliśmy prawa jazdy, jednak mama nie pozwalała nam prowadzić po zmroku. Istniał jednak pewien haczyk – Konstancja była książkowym przykładem pirata drogowego, a każde, nawet najcichsze słowo krytyki pod jej adresem kończyło się kłótnią, a co za tym idzie – trwającym co najmniej tydzień fochem. Podejrzewałem, że Karol, nawet jeśli kochał moją siostrę, wolał żyć.
— Pani Elwira powiedziała, że mam przyjść do ciebie — wyjaśnił, dopiero wtedy odwracając twarz ku mnie.
Spojrzenie piwnych oczu na ułamek sekundy przykuło mnie do kanapy. Nie byłem w stanie otworzyć ust czy się poruszyć, dopóki nie mrugnął. Czułem się jak przywiązany grubą liną, a w następnej chwili odetchnąłem głęboko, mogąc swobodnie wypowiadać słowa.
— Mamo! — krzyknąłem, przeciągając samogłoski.
Rodzicielka w nadzwyczajnym tempie znalazła się w salonie. Położyła ścierkę na ramieniu i posłała mi zdegustowane spojrzenie. Żadna matka nie chce mieć syna lenia, który tylko wyleguje się przed telewizorem. Oczywiście, że mogłem odwieźć Karola, zwłaszcza po tym jak użyczył mi parasol, lecz niechęć do jego osoby była zbyt wielka. Przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu wywoływało niesmak i duszności, człowiek pragnął zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. 
— Następnym razem rusz swoje cztery litery – powiedziała z wyrzutem, układając dłonie na biodrach. — Słucham.
— Nie mogę odwieźć Karola — wypaliłem. Kłamstwo zawsze wychodzi na jaw, czy ktoś ukrył je w bezpiecznym miejscu czy nie, więc starałem się mówić prawdę nawet wtedy, kiedy bolała. — Nie lubię go.
— Jesteś okropny — skomentowała, przewracając oczami. — Coś ci zrobił? 
I właśnie tu zaczynały się schody. Karol nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie – wykazał się dobrym sercem i byłem mu bardzo wdzięczny, ale nie chciałem się z nim bratać. Utrzymywanie stosunków „chłopak siostry – brat dziewczyny” mi odpowiadało, ale kiedy wyskoczył z tą przyjaźnią… Nie, po prostu nie. Nie pasowałem do tego rodzaju znajomości. Przyjaciele razem robią świąteczne zakupy, razem rozglądają się za dziewczynami, chodzą do kina. Nie byłem skłonny do robienia żadnej z tych rzeczy. Zwłaszcza z Karolem.
— No nie, ale… — zacząłem, próbując znaleźć odpowiednie argumenty.
— Nie masz powodu? No i dobrze. Idź włożyć skarpetki i do samochodu. Korona ci z głowy nie spadnie — zarządziła.
— Nie spadnie, bo jej nie mam – burknąłem, podnosząc się z kanapy.
Przegrałem życie, pomyślałem, wdrapując się po schodach.

***
(polecam dla przyjemności czytania)


Karolowi buzia się nie zamykała. Wciąż mówił i mówił, i mówił. W czasie godziny drogi dowiedziałem się o nim więcej, niż o moich kolegach z drużyny w ciągu roku. Miło było go słuchać, ale chłopak starał się przekrzyczeć lecącą z radia muzykę, by upewnić się, że usłyszę każde jego słowo. 
Karol mieszkał w maleńkiej wiosce – Dobrynce. Doskonale znałem tę drogę, ponieważ stamtąd wywodziła się moja mama, tak więc często bywałem u dziadków. Ich przyjaciel, pan Krzysztof, miał wielki sad i jako dziecko podbierałem mu jabłka. Wtedy zabawnym wydawało mi się uciekanie przed żwawym staruszkiem, teraz mało co wzbudzało we mnie radość. Wspomnienia jednak ogrzewały serce i uśmiechałem się pod nosem.
— Rafał, dlaczego macie niebieskie włosy? — zapytał nagle. — Konstancja zawsze odwraca kota ogonem — uprzedził moje pytanie.
— Cóż, oboje istniejemy dzięki sztucznemu zapłodnieniu, są to geny zupełnie obcego nam mężczyzny — odparłem, nie chcąc zdradzać wszystkich szczegółów. 
— Konstancja wspominała, że nie macie ojca.
— Moja siostra nigdy nie powie ci wprost tego, czego się wstydzi. Jest jak gąsienica, która ukryła się w kokonie kłamstw i czeka, aż stanie się motylem — urwałem, dojeżdżając do kościoła. Stwierdziłem, że stąd już da radę wrócić do domu, znajdowaliśmy się bowiem w centrum wsi. — Dziękuję za pożyczenie parasola — wyszeptałem, wbijając wzrok w kierownicę. 
— Dlaczego myśl o byciu przemoczonym cię przeraża? — zadał kolejne pytanie, najwyraźniej nie chcąc opuścić samochodu.
Karol był wścibski. Denerwowały mnie jego za długie włosy, ciężki, męski głos, oczy o nienaturalnie złotawej barwie, którymi lustrował mnie, najwyraźniej szukając odpowiedzi. A może tak bardzo działał mi na nerwy, bo chciałem być kiedyś taki jak on? Karol wydawał się ideałem i gdybyśmy uczęszczali do amerykańskiej szkoły, to on byłby tym, na którego widok sika połowa dziewcząt. W takim wypadku sam stałbym się buntującym się facetem ukrywającym pod toną czarnych ubrań delikatne wnętrze.
Szkoda tylko, że to Polska i szkoły wyglądają jak wyglądają. Nie występowała u nas hierarchia szkolna i nikomu ludzie nie rozstępowali się jak Morze Czerwone Mojżeszowi. 
— Nie lubię wizyt u lekarzy — przyznałem się, odrzucając dumę. — Kiedy do nich idę, pierwsze pytanie jest o włosy, potem o wadę wzroku i dopiero potem zaczyna się specjalistyczny bełkot. 
— Czyli ogólnie cykor?
— I słaba odporność — dodałem.
— Kurczak! — krzyknął. — Kokoko... – Zaczął udawać kurę i wymachiwać wyimaginowanymi skrzydłami. Przewróciłem oczami, wbijając w niego znudzony wzrok. — No uśmiechnij się! A może masz łaskotki? Tak jak Konstancja?
Wzrok Karola w tamtej chwili mnie zdziwił. Był zadziorny, przepełniony pewnością, że wygrał i że ma rację. Odruchowo odsunąłem się pod drzwi, chcąc uciec przed chłopcem. Nie miało to jednak najmniejszego sensu, ponieważ nawet gdybym wypadł z samochodu, wpadłbym w sidła Karola. 
— No weź, to tylko śmiech!
Nie pamiętałem, kiedy ostatnio się śmiałem, kiedy żartowałem. Coś w mojej głowie powtarzało, że to zbyt wielki przywilej, bym mógł go dostąpić. Śmiech stał się czymś w rodzaju tabu.
Kiedy palce chłopca musnęły moją koszulkę, przełknąłem ślinę. Ręce Karola zaczęły błądzić po moim brzuchu i torsie, gdzie miałem łaskotki. Wrzeszczałem jak opętany, a Rycerz dalej robił swoje, zmniejszając odległość między nami. Śmiałem się w głos, po pewnym czasie już się nawet nie powstrzymywałem, a próbowałem się uwolnić. Cieszyłem się, że ową scenę ogląda opustoszała wieś, a nie miasto.
— Jak ty się fajnie śmiejesz — rzucił prosto w moją twarz, którą od jego nosa dzieliły co najwyżej niewielkie centymetry. Czułem jego oddech na policzku i choć próbowałem skupić się na oczach, wzrok wędrował ku ustom Karola. — Jesteś pocieszny.
— Pocieszny? – zapytałem, dysząc i unosząc brew. Chłopak poczochrał mi włosy. 
— Ano. Bardzo. Teraz wiem, dlaczego Konstancja tak cię podziwia. — Uśmiechnął się, tym razem słodko. — Dasz mi swój numer?
— Po co ci on? — wystrzeliłem z pytaniem jak głupi.
— Chcę z tobą pisać esemeski — odparł.
— Jaki facet mówi esemeski
— Zniewieściały? Nie zauważyłeś, że zachowuję się w wielu sytuacjach jak kobieta? — Wyszczerzył zęby niczym wilk. — Wezmę go od Konstancji — oświadczył. — Do zobaczenia w szkole, Rafał.
Karol wysiadł z samochodu i raźnym krokiem odszedł w swoją stronę, zostawiając mnie bez wyjaśnień, do tego z szybko bijącym sercem. Odprowadziłem go wzrokiem aż pod zakręt, a następnie odjechałem, nie chcąc, by czuł się wyjątkowy. Jednak kiedy ruszałem, ogarnęło mnie dziwne przeczucie. To wszystko było dopiero początkiem.



 ~~~
Witajcie. Rozdział jest chyba krótszy od pierwszego, jak na moje oko, ale mnie się osobiście podoba. Nie ma już tak pięknych opisów, jakie witają czytelnika w rozdziale pierwszym, lecz jakieś są! Kranie, co Ty bredzisz, przecież opowiadanie bez opisów nie byłoby opowiadaniem a dramatem!
Sądzę, że jestem niewyspany. 
Dziękuję za komentarze pod pierwszym rozdziałem - nie spodziewałem się tak długich wypowiedzi! Ależ mnie one zmotywowały! Uch.
Kolejny rozdział będzie, jak go napiszę. B)


11 komentarzy:

  1. Kranie - give me more bo mam chwilę wolnego :D :D :D Jaki ten Rycerz bezpośredni, od razu można wyczuć geja na kilometry... no chyba że mnie zaskoczysz i to wcale o niego nie chodzi :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, rozdział trzeci jeszcze dziś przed północą!
      Lubię bezpośrednich ludzi, takich jest łatwiej zrozumieć... Chociaż, jak widać, Rafał Karolka nie rozumie. To trochę smutne, ale mimo wszystko taka jest moja wizja.
      Dziękuję bardzo za komentarz.

      Usuń
  2. Jestem~~! (co prawda spóźniona, ale jestem >.<) btw. miałam czytać lekturę, a od rana siedzę i komentuję yaoice :I cóż, trzeba znać priorytety, ne? xD Z góry ostrzegam, że ten komentarz może mieć z sensem niewiele wspólnego, bo właśnie zostawiłam jednej z moich czytelniczek długaśny, trzyczęściowy komentarz, i trochę mnie to wypruło z wszelkich słów >.<
    Na początku jeszcze raz wielkie dzięki, że do mnie wpadłeś :3 mam ochotę Cię za to uściskać *wizualizacja* ...mam przed oczami siebie, przytulającą się do kranu.. czy bardzo ze mną źle? xD sama też zawsze wchodzę na blogi moich czytelników, żeby pokazać że poświęcam im tyle uwagi co oni mnie. Niestety, nie każdy czuje tę uroczą potrzebę wzajemnego czytania. Jednak najbardziej boli, kiedy ludzie czytają, ale komenotwać już im się nie chce (czyj bardzo często), tłumaczą to brakiem chęci i czasu. A to prowadzi do prostego wniosku - autorom się chce i mają czas, a czytelnicy nie raczą tego docenić ;-; #dygresja
    I jeszcze - nawiązując do mojego poprzedniego komentarza - nie chodziło mi o to, że wolałabym anglojęzyczne imiona zamiast tych polskich. Mnie samą irytuje, kiedy przy tworzeniu OC ludzie kreują kolejną Lizzy, Jessicę, czy coś w tym stylu, bo to nijak się ma do rzeczywistości, w której osadzają swoich bohaterów. Mnie chodziło raczej o to, że polskie imona nadają opowiadaniu takiej.. swojskości? Mam tu na myśli to zmiejszenie dystansu. Nie jest to już jakiś tam odległy, mieszkający w Azji Taemin, czy Minho, czy nawet Akashi lub Kuroko. Nie, to są Rafał, Karol, Konstancja, którzy równie dobrze mogą żyć w moim sąsiedztwie xD muszę się do tego uczucia przyzwyczaić ;3
    Ten sen - bardzo ciekawy wątek, zastanaiwam się jaką to ma rolę w całości opowiadania, chcę zgłębić tajemnicę bliźniąt. Intrygujesz mnie, Kranie >.<
    Ogej~~ ta scena z przyglądaniem się śpiącemu kociakowi była przesłodka ;3
    Zielona hebrata~~! Wybacz, ale kiedy gdziekolwiek pojawia się to słowo na "h", ja muszę zareagować, choćby przez wzgląd na to, że jestem hebracianym zboczeńcem *-* a właśnie.. *idzie do kuchni, zaparzyć kolejny kubek herbaty* *wraca* Ok, mogę dalej czytać >.<
    Omg, mam bekę z Rafała i jego bulwersu dotyczącego yaoicowej książki. Biedny człowiek ;-; otwarte zakończenia to zło >.< to niemal taki ból, jak kiedy autorzy zawieszają opowiadanie w kluczowym momencie! Okropność .< ileż może być Ol i Kaś na tym świecie? (w mojej klasie jest chyba z 9 Katarzyn :I)
    Hm, mówiłeś, że Karol celowo jest taki nadpobudliwy, gadatliwy, upierdliwy. Jestem na tak, lubię kiedy bohater ma swój własny kolor, kiedy nie jest nijaki i bezbarwny. Aż mi się przypomina "Cudzoziemnka". Mało komu z moich rówieśników się ta lektura podobała, bo irytowała ich główna bohaterka. A ja wręcz przeciwnie - pokochałam tę książkę, między innymi za jej ostro zarysowany charakter. Nawet zainspirowała mnie do mojego ff, w którym również wykorzystałam motyw skrzypiec i muzyki, ah jak ja kocham opisywać muzykę~~! Ale znów zbaczam z tematu -.- ładna piosenka, tak btw, ta załączona :3
    Karol mnie zaskakuje. Dobrze, że przynajmniej jest świadom, jak jego zachowanie wygląda z zewnątrz >.<
    Faktycznie mniej tutaj opisów *moje biedne, zboczone na pkt opisów popadających w przesadę, serduszko boli*
    Dobra, kończę ten bełkot, bo mam jeszcze jedno opowiadanie do skomentowania, a idzie mi dzisiaj coraz gorzej, coraz bardziej bezskładnie =.=
    Pozdrawiam i czekam ~~<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geezz... nawet nie wiesz w jaki mindfuck mnie wprowadziłeś, bo pisałam komentarz na słodkim, różowym tle, klikam "Opublikuj", a tu ciemność, widzę ciemność~~! x.x ale podoba mi się *-* ten bisho kogoś mi przypomina, ale nie wiem kogo :I okej... idę już >.<

      Usuń
    2. Ludzie... tak teraz patrzę na ten komentarz, i widzę że mi niektóre części ucięło :I także jak gdzieś coś nie trzyma się kupy, to zwal to na blogspota, nie na mnie ;-;

      Usuń
    3. Tak właśnie myślałem, że jak klikałaś opublikuj, zaskoczył Cię nowy wygląd, ponieważ zmieniłem szablon tuż przed Twoim komentarzem. xD Ale to bardzo dobrze, trzeba wprowadzać czytelników w stan ogłupienia, wtedy zauważają mniej błędów i nie zwracają uwagi na logiczne niedociągnięcia.
      Opublikowałem rozdział i tak myślę wczoraj (a raczej dzisiaj w nocy): pewnie zanudziłem, dlatego nikt nie czyta. I aby złapać kotki w klatkę, zmieniłem szablon. I bum! Pojawił się długaśny komentarz. Ach, ta Krania intuicja.
      Uch, nie musisz sobie wyobrażać łazienkowego kranu! xd Możesz sobie wizualizować mnie jako nieziemsko przystojnego mężczyznę z włosami koloru... W sumie to bez włosów, bo krany są łyse. Ups.
      Gdyby nie fakt eksperymentu genetycznego, opowiadaniu brakowałoby logiki. Dlatego doskonale zdaję sobie sprawę, że na tę chwilę jest kilka niejasnych wątków, ale zostaną one oświetlone wraz z biegiem historii. W moich historiach nigdy nie ma zwykłego romansu, muszę dać coś, co popycha głównych bohaterów do przodu, coś, co jest zaskoczeniem dla czytelnika i gdy dowie się już prawdy, wyprostuje się nagle, otworzy usta, zamruga i krzyknie: Co jest, kurwa?! (wybacz słownictwo)
      Staram się znaleźć czas na czytanie opowiadań innych. Olewam naukę fizyki i geografii, zostawiłem w spokoju książki. Chyba przestanę tyle przesiadywać na instagramie, by moc wreszcie nadrobić powieści.
      Ach, teraz rozumiem! Tylko nie spoglądaj podejrzliwie na każdego Karola i Rafała, bo zaczną wytykać Cię palcami. Raz tak miałem. Nazwałem bohaterkę Weronika, a potem obserwowałem znajomą o tym imieniu, bo przecież moi bohaterowie musza być tacy realistyczni, blablabla. Dostałem po głowie.
      Herbatka dobra na wszystko! I nie ma wyjątków. Czasem potrafię obudzić się w nocy i zawędrować do kuchni, by zaparzyć sobie ten eliksir szczęścia i miłości.
      Nie mam za bardzo czasu odpisywać wyczerpująco na komentarze, ponieważ przesiedziałem pół dnia w kodach CSS oraz GIMPie, a obowiązki domowe wzywają! Tak więc zakończę teraz moją odpowiedź. Mam cichą nadzieję, że mimo braku pięknych opisów nie zawiodłem.
      Dziękuję za poświęcony na mnie czas.

      Usuń
  3. Hejo ^^
    Opisujesz wszystko tak bezpośrednio i realnie, że aż kopara opada *o*
    Coś, coś jest między Rafałkiem i Karolkiem ;) Choć Rafał niewie co to za uczucie. Jeszcze. Czuję, że Karol ma wielkie zamiary co do Rafała ^_^
    Najciekawszym - moim zdaniem- wątkiem jest o urodzeniu się bliźniąt. Czekam na więcej szczegółów ;D
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział rzeczywiście krótszy, ale też nie jest taki ciekawy. Zostawia jedynie niedosyt i...
    dobra, olbrzymi niedosyt, przepraszam, że nie napiszę w tym komie dużo, ale ja po prostu muszę czytać ciąąąg dalszyy!!!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww... Urocze ^_^ <---- (wybacz nadużywam tej emotki)
    "esemeski"
    Rozdział wcale nie taki krótki, tekst o podobnej objętości uchodziłby u mnie za jeden z dłuższych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nienażarty to może być łakomczuch, Kraniku. Mimo paru błędów, podoba mi się! Choć nie przepadam za Karolem, momentami mam takie przebłyski typu: „Hej! On jest całkiem kochany!”, co wcale nie znaczy, że go lubię. Meh, nie. Bardziej do gustu przypadł mi Rafał, który jest do mnie całkiem podobny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Esemeski... : p

    OdpowiedzUsuń

Komentarze motywują, nawet krótkie. Jeśli nie wiesz, co napisać, wklej cytat, który podbił Twoje serce.